Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie mogą dokończyć domu

Paweł Szeliga
Rodzina Lizoniów przed wejściem do domu. Mury są popękane, a szczeliny większe po każdej zimie.
Rodzina Lizoniów przed wejściem do domu. Mury są popękane, a szczeliny większe po każdej zimie. fot. Paweł Szeliga
Łazy Brzyńskie. W starym domu rodziny Lizoniów pękają ściany, w pokojach jest grzyb, od którego chorują dzieci. Obok stoi dom z pustaków w surowym stanie, nie mogą go wykończyć, bo ich już na to nie stać.

Przez dziury w ścianie domu Bernadety i Stanisława Lizoniów w Łazach Brzyńskich (gm. Łącko) można zobaczyć dach pobliskiej stodoły. Szpara powiększa się po każdej zimie, gdy mróz na przemian unosi i opuszcza mury w dół.
- Ściany pracują, tylko patrzeć, jak nam na głowy polecą - martwi się pani Bernadeta.

Wszystko to z biedy
Miesięczny dochód rodziny nie przekracza 1500 zł. Stanisław Lizoń zarabia najniższą krajową w prywatnej firmie, szyjącej torebki. Jego żona chwyta się dorywczych prac w rolnictwie. Latem zbiera truskawki, jesienią jabłka w sadach.
- Z tego, co zarobimy, trudno utrzymać rodzinę i nie ma co marzyć o wykończeniu domu - mówi zmartwiona.

Stary dom ma 50 lat. Gdy w 2000 r. przyszła powódź, zalała im piwnicę i od tamtej pory woda wciąż się tam pokazuje. Od tej wilgoci zrobił się grzyb, a ściany zaczęły pękać. Dziury najbardziej widoczne są w prowizorycznej łazience. Zimą jest w niej tak samo zimno jak na zewnątrz, więc rodzina z czwórką dzieci myje się w plastikowej wanience stawianej w kuchni.

- Ale i tak trzeba się spieszyć, bo od podłogi przykrytej gumolitem ciągnie zimno - podkreśla Bernadeta Lizoń. Nie ma wylewek, a niżej, w piwnicy, wilgoć i ziąb.

W 2005 r. Lizoniowie zaczęli budować dom, bo pani Bernadeta zarobiła trochę pieniędzy opiekując się starszym małżeństwem we włoskiej Toskanii. Gdy praca się skończyła, wróciła do Łazów i budowa stanęła. I tak jest już trzeci rok.
- Tylko dach zdążyliśmy położyć - mówi Stanisław Lizoń. - W środku hula wiatr, bo nie mamy pieniędzy na okna. Na samo wykończenie domu trzeba z 50 tys. zł. Tylko skąd wziąć tyle pieniędzy?

Sami sobie nie poradzą
Wójt gminy Łącko Jan Dziedzina podkreśla, że Lizoniowie nie są rodziną żyjącą na garnuszku gminy - Nie wyciągają rąk po pomoc - dodaje. Jednak sami nie poradzą sobie z wykończeniem domu, a gmina nie może im tego sfinansować.

Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w Łącku może dać Lizoniom doraźne wsparcie, np. w formie zasiłku celowego. Ale kilkaset złotych nie rozwiąże ich problemów i nie przyspieszy przeprowadzki.

Kościół także pomaga okresowo. Parafialny Caritas z Jazowska przywozi paczki żywnościowe na święta i na tym wsparcie się kończy.

- Proboszcz zbiera pieniądze na remont ołtarzy, więc trudno, by nam pomagał. Zwłaszcza, że w grę wchodzą duże pieniądze - tłumaczy księdza Bernadeta Lizoń. W rozpadającym się domu żyje z mężem i czwórką młodszych dzieci.
Najstarszy syn, 22-letni Stanisław znalazł pracę pod Wrocławiem i tam mieszka. Kokosów nie zarabia. 17-letnia córka Aneta jeszcze się uczy.

Z rodzicami mieszkają też 14-letni Adrian i 2-letni Marcin. Obaj nie marzą nawet o własnych pokojach, bo w tym jednym, w którym śpi cała rodzina, czują się bezpiecznie. Adrian chciałby jednak wykąpać się w normalnych warunkach, a wakacje spędza opiekując się bratem.

- Czasem wyskoczę z kolegami pograć w piłkę na Orliku, to moja największa letnia atrakcja - mówi Adrian.

Lizoniowie przełamali wstyd i za pośrednictwem mediów proszą jedynie o pomoc w zakupie rur centralnego ogrzewania lub okien.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski