Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie można ułatwiać zadania przeciwnikom

Redakcja
Beskid Andrychów pokonał na własnym boisku Wierną Małogoszcz 2-1 (2-0), co ucieszyło jego trenera z dwóch powodów. Po pierwsze, mecz pokazał, że znalazł zawodnika do strzelenia goli, a po wtóre, zespół pisze nową kartę w konfrontacji z Wierną, z którą w poprzednim sezonie przegrał oba spotkania.

Artur Czarnik (z prawej) w meczu przeciwko Wiernej odnalazł się w roli napastnika. Fot. Grzegorz Sroka

III LIGA PIŁKARSKA. Manewr z przekwalifikowaniem Artura Czarnika ze stopera na napastnika zapewnił Beskidowi Andrychów zwycięstwo w konfrontacji z Wierną Małogoszcz 2-1 (2-0)

Po dwóch meczach jesieni, w których Beskid zdobył dwa punkty, ale strzelił tylko jedną bramkę, Mirosław Kmieć głowił się, jak strzelecko odblokować zespół. Z usług Dariusza Frysia nie będzie mógł skorzystać do końca jesieni, Przemysław Knapik "milczy", a Michałowi Adamusowi, który dopiero skończył wiek juniora, brakuje zimnej krwi przed bramką przeciwnika. - Siedząc w domu, oglądałem zdjęcia sprzed lat, głównie z czasów występów w Zagłębiu Sosnowiec, gdy prowadził je Krzysztof Tochel. Na jednym z nich zobaczyłem Karola Staweckiego, który warunkami fizycznymi przypominał mi Artura Czarnika. Przypomniałem sobie, że przed laty ten sosnowiecki zawodnik, mający kłopoty z odnalezieniem się na stoperze, został przez trenera Tochela przekwalifikowany na napastnika i to z dobrym skutkiem. Po kilku miesiącach o tego zawodnika pytały się inne kluby, bo strzelał po kilkanaście goli na sezon. Pomyślałem sobie, dlaczego nie mogę spróbować takiego samego wariantu właśnie z Arturem Czarnikiem. Na mecz przeciwko Wiernej postawiłem go w szpicy no i wypaliło. Przecież wygrana nad Wierną to w głównej mierze zasługa właśnie Czarnika, który wypracował pierwszą bramkę, a drugą strzelił. Oczywiście, że jestem daleki od chwalenia jednostek, ale ten mecz był szczególny. Naszym mankamentem w pierwszych dwóch potyczkach jesieni było właśnie wykończenie akcji. Tymczasem coś na tym polu zaskoczyło i oby tak dalej - cieszy się andrychowski szkoleniowiec.

Dostrzegł także mankamenty w grze zespołu. - Irytujące dla mnie były okoliczności utraty bramki, po której rywale złapali z nami kontakt - zwraca uwagę Mirosław Kmieć. - Nie możemy się sami prosić o straty. Przecież najpierw byliśmy z piłką pod bramkąprzeciwnika. W narożniku boiska stracił ją Tomek Kaczmarczyk i rywale oswobadzającym wybiciem przedostali się na naszą połowę boiska. Co dalej? Ano to, że w wyniku braku komunikacji, Szymon Nowicki źle wycofał piłkę do bramkarza Pawła Góry, który z kolei musiał wybiec na 16 metr, żeby zażegnać niebezpieczeństwo. Okazało się, że tylko na chwilę, bo - będący w pobliżu rywal - huknął po długim rogu, gdy nasz golkiper wracał na swój posterunek i nie był w stanie skutecznie interweniować. Takimi obrazkami prosimy się o porażkę. Po co daleko szukać. Przecież rok temu, w Małogoszczu, prowadziliśmy 2-0, by przegrać 2-3. Z kolei u siebie polegliśmy z Wierną 1-2. Gdyby tym razem rywal był sprytniejszy, to mógłby nam coś urwać. Na szczęście dobrze dysponowany był też Paweł Góra, który w drugiej części dwukrotnie uratował nas z poważnych opresji. Wygrał przecież pojedynki sam na sam z napastnikami Wiernej - podkreśla andrychowski szkoleniowiec.

Zawiedzeni porażką byli goście. Wszak w pierwszych dwóch meczach nie stracili nawet bramki. - Na pewno mecz mógłby się inaczej potoczyć, gdyby przed przerwą udało nam się wykorzystać przynajmniej jedną z dwóch sytuacji, jakie mieli Kajda z Krzeszowskim - uważa Błażej Kuterasiński, kierownik drużyny Wiernej. - Obie były jeszcze przy bezbramkowym remisie. Na pewno dokuczała nam pogoda. W tej spiekocie nieco lepiej czuli się andrychowianie, którzy poprzedni mecz rozegrali w Muszynie awansem już w piątek, a my swoje spotkanie graliśmy w niedzielę, czyli trzy dniu temu. Rywale mieli zatem dwa dni więcej na regenerację sił, więc być może dlatego lepiej wytrzymali trudy meczu kondycyjnie. Poza tym, w długiej, bo ponad trzygodzinnej podróży, w autobusie wysiadła nam klimatyzacja, więc czuliśmy się niczym w piekarniku. Po tak męczącej drodze przyszło nam grać mecz z wymagającym przeciwnikiem. Wszystkie kłopoty po połączeniu w jedną całość mogły mieć wpływ na naszą porażkę - dodaje kierownik gości.

Jerzy Zaborski

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski