Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie róbmy igrzysk, bo to ryzyko finansowe

Rozmawiał Piotr Tymczak
FOT. ANNA KACZMARZ
Rozmowa. – Mówienie o utracie wiarygodności Krakowa, jeżeli powiemy „nie” w referendum, wygląda na szantaż – uważa TOMASZ LEŚNIAK z Inicjatywy „Kraków Przeciw Igrzyskom”.

– Przypisuje Pan sobie doprowadzenie do referendum w sprawie igrzysk zimowych?

– Referendum jest sukcesem wszystkich mieszkańców Krakowa i środowisk zaangażowanych w debatę publiczną wokół igrzysk. Sprzyjają nam też nadchodzące wybory, ponieważ w tym momencie po prostu trudniej lekceważyć nasz głos. W końcu, bardzo istotny był wkład mediów, które stworzyły przestrzeń do wymiany argumentów za i przeciw igrzysk.

– Czym się Pan zajmuje na co dzień?

– Pracuję nad problemem konfliktów wokół polityki publicznej i prywatyzacji oświaty w ramach doktoratu w Instytucie Socjologii UJ. W sprawie igrzysk nie działam jednak sam, tylko z kilkoma zaufanymi osobami.

– Jesteście zaangażowani politycznie?

– Wywodzimy się głównie ze środowisk lewicowych (Krytyka Polityczna, Zieloni), ale działamy też z osobami, które do tej pory nie były mocno zaangażowane społecznie. Dla nas najważniejsze jest jednak, że udało nam się zmobilizować mieszkańców o bardzo zróżnicowanych poglądach.

– Jaki jest główny kontrargument przeciw igrzyskom?

– Przede wszystkim, ryzyko finansowe związane z tą imprezą. Koszty organizacji igrzysk zimowych są wyższe od szacunków średnio o 135 procent, więc miasta-gospodarze często kończą je z gigantycznym długiem, który potem spłacany jest poprzez cięcia w usługach publicznych i podwyżki. W Vancouver po igrzyskach pozostał dług w wysokości 1 mld dolarów, a w Turynie – 215 mln dolarów.

– Nie przekonuje Was, że igrzyska wypromują Kraków i po nich przyjedzie więcej turystów?

– Systematyczne badania nie potwierdzają tezy o wzroście ruchu turystycznego i rozpozna­walności. Na igrzyska przyjeżdżają głównie kibice sportowi, a zwykli turyści obawiają się tłumów i wzrostu cen, więc wybierają inne kierunki. Nie zmienia się też rozpoznawalność w dłuższym okresie, ponieważ niewiele osób pamięta po kilku latach nazwę miasta, w których odbywały się igrzyska. Stąd wpadka ministra sportu Andrzeja Biernata, który miał problemy z przypomnieniem sobie gospodarza igrzysk w 2010 roku.

– Urzędnicy przypominają efekt turystyczny, jaki dzięki igrzyskom osiągnęła Barcelona.

– Barcelona po igrzyskach miała gorsze wyniki ruchu turystycznego niż miasta, które igrzysk nie organizowały (Wenecja, Lizbona). Trzeba też pamiętać, że w tej chwili bez igrzysk mamy ciągły wzrost liczby turystów w Krakowie. Nigdy nie zamienimy się w stolicę sportów zimowych, ale możemy inwestować w to, co przyciąga turystów w tej chwili: kulturę i cenną architekturę.

– W miastach, gdzie odbyło się jednak Euro 2012, nie słychać płaczów, że mieli tę imprezę. Utrzymują kosztowne stadiony, ale mają nowe dworce, lotniska, drogi i obwodnice.

– Po pierwsze, problemy z utrzymaniem stadionów są powszechne i budzą gniew mieszkańców. A pamiętajmy, że piłka nożna wzbudza znacznie większe zainteresowanie niż sporty zimowe. Jeżeli natomiast chodzi o inwestycje, to większość z tych planowanych w Krakowie ma powstać bez względu na igrzyska, bowiem są zapisane w planach strategicznych.

Część z nich zostanie przyspieszona, ale doświadczenie Euro 2012 wskazuje, że krótki czas realizacji sprzyja nieracjonalnemu wydatkowaniu środków i bankructwu firm. Inwestycje drogowe i kolejowe nie mogą zależeć od tego, czy zorganizujemy dużą imprezę sportową.

– Zwolennicy igrzysk mówią, że jeżeli Kraków się teraz wycofa, to straci swoją wiarygodność. Nie obawia się Pan tego?

– Referendum w sprawie igrzysk można przeprowadzić w każdym momencie procesu aplikacyjnego, więc mówienie o utracie wiarygodności wygląda na szantaż. Najbardziej wiarygodne będą miasta, w których poparcie dla igrzysk wyrażą w referendach mieszkańcy. Oczywiście lepiej byłoby, gdyby takie referendum odbyło się przed wydaniem jakichkolwiek pieniędzy na przygotowania, tak jak to zrobili przykładowo Szwajcarzy.

– Jagna Marczułajtis-Walczak, przewodnicząca Komitetu Konkursowego Kraków 2022, wytacza argument, że rząd i Rada Miasta prawie jednogłośnie głosowały za igrzyskami i wtedy nikt nie mówił o referendum, a szum zrobił się dopiero w związku z aplikacją.

– Już w 2012 roku protestowała i mówiła o referendum Inicjatywa „Prawo do Miasta”.

– A Pan co wtedy robił?

– Byłem zaangażowany w ruch przeciwko cięciom w krakowskiej edukacji. Sama posłanka Marczułajtis zapowiadała z kolei na początku 2013 roku, że takie referendum jest planowane, więc byliśmy spokojni. Temat powrócił dopiero w październiku i wtedy idea referendum została odrzucona przez władze.

– Zdarza się, że przywódcy protestów społecznych później kandydują do Rady Miasta. Pan też ma podobne plany?

– Konieczny jest zwrot w stronę mieszkańców. W ostatnich latach PO, PiS i prezydent Jacek Majchrowski skupiają się na wielkich inwestycjach, a jednocześnie lekceważą edukację, politykę zdrowotną i wyprzedają tereny zielone. To polityka antyrozwojowa. Między innymi dlatego przydałaby się szeroka, społeczna koalicja, która mogłaby zaproponować realną alternatywę dla Krakowa. Mam nadzieję, że wkrótce uda nam się taki podmiot stworzyć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski