Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie tak całkiem znikąd

Ryszard Niemiec
Preteksty. Po kilkuletniej dominacji przedstawicieli sportów wodnych: kierownika basenu i wioślarza z czwórki bez sternika, ministerstwo sportu znalazło się ponownie w rękach lekkoatlety.

W ten sposób prezes-selekcjoner trafnie nawiązał do tradycji, zapoczątkowanej przez brytyjską królową Elżbietę II. Ona jako pierwsza powierzyła ministerialny urząd biegaczowi Christopherowi Chataway’owi, rekordziście świata na 5000 m - 13. 51,6 min (1954). Dostał nominację na szefa resortu - u schyłku lat 60-tych - ważnego i wybitnie specjalistycznego: poczty i telegrafu.

U nas ministerstwo łączności od dawna nie istnieje, zresztą słusznie, w sytuacji, kiedy postęp wyparł telegraf z komunikacji społecznej, zaś pocztę sprowadził do roli sieci sklepików ze szwarcem, mydłem i powidłem. Monarchini przytomnie skojarzyła wytrzymałość i szybkość olimpijczyka z Helsinek z potrzebami ludności w zakresie usług pocztowych i telekomunikacyjnych, powierzając ten resort najmłodszemu członkowi gabinetu Edwarda Heatha - lidera konserwatystów.

Chataway miał w chwili nominacji 38 lat, dlatego nasz nowy szef resortu sportu Witold Bańka, zdołał znacząco pobić jego rekord Europy w konkurencji młodzieżowców na wysokim urzędzie. Jest bowiem dużo młodszy od zmarłego rok temu Anglika.

Prezes zwycięskiego PiS Jarosław Kaczyński, chciał nie tylko naśladować królową i torysów, zależało mu przede wszystkim ma kandydacie, łatwym do sprawdzenia na krótkim dystansie: nada się, to porządzi, spatałaszy sprawę, wróci skąd przyszedł. Po sportowemu, można rzec. Swoje selekcjonerskie credo Kaczyński zademonstrował w sposób niezwykle korzystny dla kraju, już wtedy, gdy wycofał operetkowego premiera Kazimierza „Yes, Yes, Yes” Marcinkiewicza, po niespełna rocznej posłudze szefowania gabinetowi.

Dziś postawił na 31-latka z Tychów, jeszcze wczoraj obiecującego 400-metrowca, uczestnika MŚ w Osace, medalistę w biegu sztafetowym. Mniej zorientowanym w niuansach kadrowych świata polityki i sportu, nominacja ta przyniosła cała masę niepotrzebnych znaków zapytania. Niektórzy nawet w chaosie informacyjnym usłyszeli, że tylnymi drzwiami wraca właśnie Marcinkiewicz, kiedyś demonstrujący w lakierkach zamiłowanie sportowe. A wszystko przez kolegę Bańki z kadry biegaczy na jedno okrążenie - Marcina Marciniszyna, którego zdjęcie agencje posłały do mediów jako członka gabinetu Beaty Szydło. Nawet gazety specjalizujące się w sporcie, nie zorientowały się w pomyłce i przez co najmniej dobę konterfekt Marciniszyna przydały nowemu ministrowi.

Niepokoje wywołała obsada resortu w środowisku futbolowym, pamiętającym innego lekkoatletę na tej funkcji - Tomasza Lipca, intensywnie działającego na rzecz zdelegalizowania PZPN. Zagrożenie momentalnie odpłynęło, kiedy doczytano CV ministra, w którym stoi, że z powodzeniem uprawiał futbol w katowickim Rozwoju, skąd porwany został przez królową sportu. Tam uzyskiwał wyniki dające mu klasę mistrzowską i miano specjalisty od biegania na wirażu, co na arenie politycznej jest zaletą bezcenną…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski