Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie zdążyli go nawet pożegnać

Marcin Koziestański
Dzieci z krajów afrykańskich coraz częściej są adoptowane przez pary z Belgii. Ich sprowadzaniem zajmuje się organizacja „Mały cud”. Sprowadza także dzieci z Polski. Jednym z nich był 7-letni Michał
Dzieci z krajów afrykańskich coraz częściej są adoptowane przez pary z Belgii. Ich sprowadzaniem zajmuje się organizacja „Mały cud”. Sprowadza także dzieci z Polski. Jednym z nich był 7-letni Michał fot. 123rf
Świat Michałka załamał się z dnia na dzień. Urszula Bartoszewska, opiekunka prawna chłopca, nie zdążyła się z nim nawet pożegnać. Siedmiolatek, który od 2,5 roku mieszkał z Bartoszewskimi spod Opola Lubelskiego, wyjechał do nowej rodziny do Belgii. Był nieszczęśliwy, wciąż miał przecież kontakt z biologicznymi rodzicami, którzy choć pozbawieni praw rodzicielskich (ojciec przebywa w zakładzie karnym, matka ma problem z alkoholem), regularnie utrzymywali z synem kontakt. Wszystko zmieniło się w ubiegłym roku, gdy chłopiec został skierowany do adopcji zagranicznej. Zajęła się tym organizacja „Mały cud”

Michałek ma objawy zespołu FAS (występuje u dzieci, których matki w czasie ciąży spożywały alkohol). - Psycholog stwierdził, że dla prawidłowego rozwoju dziecka potrzebne są mu stabilizacja i spokój - mówi pani Urszula. Czy wyjazd do Belgii mu to zagwarantował. - Michał nie chciał się wyprowadzać - uważa Urszula Bartoszewska.

Procedury adopcyjne mówią, że chore dzieci, jeśli pojawia się dla nich szansa na lepszą przyszłość i dobre warunki do leczenia, mogą zostać zabrane z domów zastępczych do adopcji nawet za granicę kraju. A przyszli rodzice Michałka wydawali się bardzo dobrymi kandydatami. Mieli mieć wspaniałą posiadłość, duży majątek i poważną pracę. Przyszły ojciec zastępczy Michałka twierdził nawet, że jest ministrem w belgijskim rządzie. Prawda okazała się inna. Głowa rodziny to jedynie podrzędny pracownik ministerstwa kultury, rzekome oszczędności na koncie to kredyty i długi, a willa to w rzeczywistości zapuszczony domek w polu kukurydzy. Dlatego państwo Bartoszewscy nie zgodzili się na adopcję dziecka. Jednak w tym czasie Sąd Rejonowy w Opolu Lubelskim zezwolił, by Belgowie tymczasowo zajmowali się chłopcem w Polsce. Nie wyraził jednak zgody na jego pobyt w innym kraju. Dopiero po kilku rozprawach sąd wyraził w końcu zgodę na adopcję chłopca. Do czasu uprawomocnienia się wyroku, dziecko miało zostać w naszym kraju.

Bartoszewscy podkreślali, że chłopczyk nie chce wyjeżdżać, bo nie przywiązał się do przyszłych rodziców i co istotne, nie rozumie słowa w ich języku, a Belgowie nie zamierzają się nauczyć polskiego. Obcokrajowcy postanowili nie czekać na prawomocny wyrok i w kwietniu tego roku wywieźli Michała do Belgii. Obecnie nie wiadomo, co się dzieje z chłopcem. - Nosiłam go na rękach, przytulałam, całowałam. Nawet sobie nie wyobrażam, jak on musi się teraz czuć w zupełnie obcym miejscu, gdzie nie ma żadnej styczności z ojczystym językiem - ubolewa pani Urszula.

W ubiegłym tygodniu w Lublinie miała się odbyć rozprawa apelacyjna na temat wstrzymania adopcji. Nie doszła jednak do skutku. - Wszystko dlatego, że pani Urszula Bartoszewska, która jest opiekunem prawnym dziecka, zawiadomiła o sprawie Ministerstwo Sprawiedliwości. Resort zwrócił się do organów belgijskich o zbadanie sprawy. Dlatego postępowanie w Polsce nie mogło się odbyć i zostało zawieszone - tłumaczy Ewa Bazelan, rzeczniczka prasowa ds. cywilnych Sądu Okręgowego w Lublinie. - Teraz będziemy czekać na decyzję sądu w Belgii. Być może już wkrótce wyda on nakaz powrotu dziecka do Polski.

Sprawą zajęła się także prokuratura. - Prowadzimy postępowanie karne w kierunku uprowadzenia rodzicielskiego. Wystąpiliśmy już do strony belgijskiej o pomoc prawną. Trzeba przesłuchać wielu świadków, z których część znajduje się na terytorium Belgii - mówi Agnieszka Kępka, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Lublinie. - Prowadzone jest także postępowanie cywilne w sprawie ustanowienia opieki nad dzieckiem.

Jak udało się nam ustalić, do prokuratury trafiło także zawiadomienie o niedopełnieniu obowiązków przez przedstawicieli Sądu Rejonowego w Opolu Lubelskim w związku z nielegalnym wywiezieniem dziecka z kraju.

Według samych Bartoszewskich, sąd w tej sprawie zrobił wszystko, co w jego mocy. - Nie zawiniły procedury, a ludzie. Sąd podejmował dobre decyzje, zgodnie z prawem, nie pozwolił wywieźć Michała do innego kraju, a gdy to się stało - wysłał do Belgii specjalne pismo wzywające te osoby do przywiezienia do nas dziecka. Jednak bez efektów, oni ignorują wszystkie postanowienia sądu - nie kryje rozgoryczenia pani Urszula.

Kto po stronie polskiej jest w takim razie odpowiedzialny za niedopilnowanie tego, że chłopca udało się wywieźć do Belgii? I czy ktoś w ogóle? Sprawę adopcji chłopca, nim ta trafiła do sądu, prowadził Katolicki Ośrodek Adopcyjny w Warszawie. W nim usłyszeliśmy, że ośrodek nie ma sobie nic do zarzucenia, a wszystkie procedury były przeprowadzane zgodnie z prawem.

To nie koniec kontrowersji w tej sprawie. Gdy okazało się, że Belgowie mają duże kredyty, pojawiły się spekulacje, że prawdopodobnie zdecydowali się na adopcję chłopca tylko po to, by otrzymywać na niego wysokie świadczenia socjalne. Według Stowarzyszenia Wolne Społeczeństwo, które zaangażowało się w sprawę powrotu małego Michała do Polski, „Mały cud” to w rzeczywistości przestępcza organizacji adopcyjna, która nawet nie ukrywa kwoty zarabianej na sprzedaży dziecka. - Dziecko z Polski kosztuje ponad 12 tysięcy euro - podkreśla Roman Poturalski ze stowarzyszenia.

Skąd te liczby? - pytamy. - Przeprowadziliśmy specjalną akcję. Zatrudniliśmy osobę mówiącą w języku flamandzkim, która zadzwoniła do „Małego cudu”. W trakcie rozmowy weszła w fazę negocjacji ceny. Przedstawiciel organizacji zaproponował 12 tys. euro - wyjaśnia Poturalski. Oczywiście cena nie jest wprost proponowana za dziecko, gdyż handel ludźmi jest nielegalny, a ukryta w „kosztach sprowadzenia”.

- Dziecko zostało potraktowane jak towar. Belgowie liczą, że Michałek się do nich przyzwyczai. Ale rodzina to przede wszystkim miłość, nie wystarczy dać paczkę chipsów i włączyć telewizor. Liczą się przede wszystkim uczucie i komunikacja. Adopcja powinna być przecież szansą dla dziecka na lepsze życie - dodaje Urszula Bartoszewska.

Wchodzimy na stronę belgijskiej organizacji „Mały cud”. Widać na niej całą listę dzieci, przeważnie czarnoskórych. Możemy wybrać wiek, płeć, kraj pochodzenia, stan zdrowia. Jak w sklepie. W zakładce „Aktualności” trafiamy na ogłoszenie o tej treści: „Szukamy rodziców zastępczych dla dziewczynki z Gwinei chorej na HIV”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski