– Grał Pan tylko w czterech polskich klubach. Jak by Pan opisał swoje przygody w Wiśle, Ruchu, Legii i Lechii?
– Wisła to były moje początki. Byłem wtedy młodym graczem, biegałem po całym boisku z ułańską fantazją i gdy oglądam teraz te mecze, to trochę się wstydzę. W Ruchu dorosłem jako piłkarz. Zauważono moje dobre występy w Chorzowie i biły się o mnie kluby z pierwszej trójki.
Z Cichej trafiłem do Legii, gdzie święciłem największe sukcesy, bo zdobyłem cztery medale mistrzostw Polski i dostałem powołanie do reprezentacji, o którym zawsze marzyłem. Jako młody chłopak płakałem, gdy kadra przegrywała, a teraz mogłem zagrać w biało-czerwonych barwach. Po nieudanych występach zagranicznych wróciłem do Lechii, gdzie się odbudowałem i znów odnalazłem w sobie radość z gry. Wreszcie powrót do Chorzowa, który sprawił mi wiele radości, bo w Ruchu czuję się jak w domu.
– Jaka jest Pana recepta na piłkarską długowieczność?
– W piłce zawsze trzeba mieć trochę szczęścia, i ja je miałem, bo omijały mnie kontuzje. Przede wszystkim jednak byłem dobrze prowadzony na początku swojej kariery, w wieku 7–13 lat. Jako młody chłopak uprawiałem chyba wszystkie dyscypliny sportu i miałem świetne przygotowanie ogólnorozwojowe. To była baza, na której potem można było budować. Później żaden trener w seniorach mnie nie złamał. Niech wrócą te usportowione podwórka, na których się grało od rana do wieczora, bo one były taką kuźnią talentów. Kiedy widzę, jak dziś ćwiczą dzieciaki w tym wieku, to wiem, że one mojego rekordu na pewno nie pobiją.
– Jedna z gazet zrobiła sondę, pytając ludzi, którzy z Panem grali – na czym polega fenomen Surmy. A co Pan uznałby za swoją najlepszą piłkarską cechę?
– Jeszcze nie skończyłem kariery, więc za wcześnie na takie podsumowania. Powiem tylko, że nawet w słabszych meczach zawsze dawałem z siebie wszystko. Taki mam charakter i z tego jestem zadowolony, że mogę bez obaw patrzeć w lustro.
– Od pańskiego ligowego debiutu minęło właśnie 18 lat. Jak przez ten czas zmieniła się polska liga?
– Teraz liga jest dużo bardziej siłowa. Jest w niej więcej biegania, takiej szarpanej gry, a znacznie mniej techniki. Dziś do grania w lidze wystarczy bardzo dobre przygotowanie fizyczne. W latach 90., żeby grać w ekstraklasie, trzeba było mieć jeszcze dobrą technikę użytkową. Wtedy ligowca można było poznać już po pierwszym kontakcie z piłką. Takim zawodnikom jak Rysiek Czerwiec, Jacek Trzeciak, Jacek Zieliński czy Tomek Łapiński praktycznie nie sposób było zabrać piłkę. Dziś takich piłkarzy w naszej lidze brakuje.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?