Jan Magiera był przez wiele lat związany z Cracovią FOT. ANNA KACZMARZ
ROZMOWA. 73-letni JAN MAGIERA wspomina stare dobre czasy na rowerze
- Urodził się Pan w Jelnej pod Nowym Sączem, a karierę sportową zaczynał w Radomiu w Czarnych...
- W Radomiu trafiłem do wojska i tam zacząłem uprawiać kolarstwo. Tam na torze kolarskim miałem pierwsze jazdy.
- A jak Pan znalazł się w Cracovii?
- Ściągnął mnie do Krakowa znakomity trener "Pasów" Józef Kupczak, cieszyłem się, bo byłem bliżej rodziny. W Cracovii ścigałem się na torze, to był najlepszy tego typu obiekt w Polsce. Ścigałem się też na torze za motorami, byłem nawet wicemistrzem Polski.
- Już, startując na szosie, słynął Pan z umiejętności jazdy na czas...
- To był właśnie efekt ćwiczenia na torze. Dzięki temu byłem potem tak mocny w czasówkach, wygrywałem etapy w Wyścigu Pokoju.
- Prawdziwe ściganie się na szosie zaczął Pan w 1964 roku w Tour de Pologne, był Pan w nim trzeci.
- Nie miałem jeszcze wtedy doświadczenia w ściganiu się na szosie, ale dałem sobie jakoś radę.
- W Wyścigu Pokoju dwa razy prowadził Pan kolegów do zwycięstwa...
- Tak, byłem kapitanem zespołu. Starałem się mobilizować kolegów, scalić zespół. A miałem świetnych partnerów - Zielińskiego, Bławdzina, Kudrę, Gawliczka. Kapitan na szosie może więcej niż trener.
- Teraz zawodnicy jeżdżą ze słuchawkami w uszach, otrzymują przez nie polecenia trenerów. Podoba się to Panu?
- Postęp jest wszędzie, ale akurat w tej sprawie to nie jestem zwolennikiem słuchawek. Myślę, że to zostanie zlikwidowane. Nie podoba mi się, że kolarze są prowadzeni jak roboty.
- Jak wspomina Pan starty olimpijskie w Tokio i Meksyku?
- Obie olimpiady były przepiękne, mam wspaniałe wspomnienia z tych egzotycznych wyjazdów. W Meksyku byliśmy drużynowo na szóstym miejscu. Ale mogliśmy być wyżej, czwarta lokata była w naszym zasięgu.
- Trenowali Pana dwaj wybitni polscy szkoleniowcy Władysław Wandor i Henryk Łasak.
- Pierwszym trenerem kadry był Wandor, potem prowadził nas Łasak. To były silne osobowości. Każdy z nich stosował inne metody treningowe, np. Wandor stawiał głównie na szybkość, mniej na wytrzymałość.
- Po zakończeniu kariery sportowej zajął się Pan trenowaniem.
- Byłem asystentem Walkiewicza, przygotowywaliśmy razem zespół na mistrzostwa świata w Barcelonie, gdzie nasi zawodnicy zdobyli dwa złote medale. Potem prowadziłem zespół Stomilu Dębica, wtedy to była najlepsza drużyna w Polsce. Niestety, stan wojenny przerwał naszą pracę.
- Dlaczego polskie kolarstwo nie odnosi ostatnio sukcesów?
- Popatrzmy choćby na siatkarzy, jak oni ciężko pracują na swoje sukcesy. W kolarstwie trzeba zakasać rękawy. Praca, praca i jeszcze raz praca. Nic nie dadzą wspomagania medyczne.
- Spotkał się Pan kiedyś z jednym z najlepszych kolarzy w historii, a na pewno najlepszym specjalistą od jazdy na czas Francuzem Jacques'em Anquetilem. Jak do tego doszło?
- Było to na wyścigu dookoła Algierii. Zawodowcy mieli swój wyścig, my, amatorzy, swój. Po etapie jazdy na czas, który wygrałem, przyszedł na kolację Anquetil i gratulował mi zwycięstwa. W ciepłych słowach wyrażał się o moim talencie.
Rozmawiał ANDRZEJ STANOWSKI
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?