Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niedziela, 12 lipca

Redakcja
Lubię powroty do przeszłości, wspominki wszelakie, te konfrontacje z pamięcią coraz częściej, niestety, zawodną, bo obciążoną coraz większą ilością wydarzeń.

Andrzej Sikorowski: MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Kiedy czytam prasowe relacje rodaków, którzy w czasach siermiężnej komuny pokonywali Himalaje trudności, by wyrwać się w świat, zahandlować, zarobić, poczuć namiastkę dobrobytu, swobody - często za cenę upokorzeń, czuję rozrzewnienie raczej niż gniew i święte oburzenie towarzyszące komentarzom do takich działań. Że niby hańbili imię Polaków, że poniżali się za mamonę, kształtowali ohydny wizerunek piastowego rodu i tym podobne dyrdymały. Czy spryt, zaradność, odwaga, przytomność umysłu, jakimi należało wykazać się na przejściach granicznych, podczas niezliczonych kontroli, na bazarach, gdzie roiło się od oszustów wszelkiej maści, były czymś nagannym? Przecież wykorzystywaliśmy jedynie chorą sytuację stworzoną przez totalitarny reżim, sytuację, w której błyskotka z Zachodu miała wartość połowy miesięcznych zarobków. Zatem jak Zulusi porywaliśmy owe błyskotki i taszczyli, by zaopatrzyć w nie innych, mniej zaradnych Zulusów.
Wstyd przynosiły niewątpliwie biało-czerwonym barwom alkoholowe burdy wszczynane po udanych transakcjach, ale te nie mają nic wspólnego z merkantylnym aspektem sprawy - są wynikiem braku elementarnej kindersztuby i dotyczą przedstawicieli różnych stanów i profesji. Czy chętnych na moje dżinsowe spodnie i kurtki spotykanych w Moskwie, Leningradzie, Rydze czy Taszkiencie miałem odesłać precz z umoralniającym kazaniem o uczciwości ludu nadwiślańskiego, czy sprzedać to odzienie za wiele rubli i kupić później złote precjoza, które u nas szły jak woda? Wszak przehandlowanie w Grecji dużego namiotu oznaczało darmowe prawie wakacje w tym kraju - znajdźcie mi powód, dla którego miałem z nim wracać do domu. Ktoś powie, że to były jednostkowe, incydentalne zdarzenia. Zgoda, ale przecież wyznaczały kierunek i koniunkturę. Zatem musiały generować zorganizowaną działalność na dużą skalę. Pamiętam załadunek radzieckiego statku pasażerskiego w Istambule. Wracałem z rejsu po Morzu Egejskim i wraz z kolegami z zespołu obserwowałem ciężarówki z towarem podjeżdżające pod trap. Marmurkowe ciuchy pakowano do toreb o nazwach "krowa" lub "fortepian" w zależności od ich rozmiarów.
W Odessie czekały na nie autobusy, by rozwieźć po bazarach. Od wysokości kwot fruwających w powietrzu robiło się słabo, gdy za cały dobytek miałem gitarę i torbę podróżną. Czy w związku z tym czułem do reszty wycieczkowiczów odrazę lub żal? Nie, wykorzystywali okazję, by zarobić za parę dni tyle co w kraju przez wiele lat. Dziś, kiedy taki stan rzeczy jest już tylko wspomnieniem, doceńmy ów fakt. Z taką refleksją żegnam się na czas wakacji, na które prócz chęci wypoczynku nie zabieram prawie nic.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski