Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niedziela, 27 września

Redakcja
Pstryk i gotowe. Co? Zdjęcie. Fotografia.

Andrzej Sikorowski: MÓJ DZIENNICZEK POLSKI

Zatrzymany czas, moment, chwila. Utrwalony gest, mina, grymas. A potem wywołanie, odbitka, album. Ależ się rozpędziłem. Przecież te ostatnie czynności, przeszły do historii - u młodych używających obiektywów wmontowanych w telefony komórkowe wywołają jedynie wzruszenie ramion. Teraz cyfrowy zapis obrabia się w komputerze przy pomocy przeróżnych programów, uzyskując każdy, dosłownie każdy efekt. Z brzydkiej baby piękność, ze starego chłopa młodzieniec, z jesiennego pochmurnego nieba lazur. Jeszcze jedna gwarantowana szansa oszukania rzeczywistości, upiększenia bądź zbrzydzenia jej. Na koniec produkt ląduje na twardym dysku dostępny na monitorze dowolnych rozmiarów.
Kocham robienie zdjęć choć żadnym fachowcem w tej dziedzinie nie jestem. Używam zwykłego prostego, cyfrowego aparatu dla matołków, bo robi za mnie wszystko. Ale przecież pilnuję, by karta z zapisanymi na niej fotkami trafiła do odpowiedniego punktu usługowego i zamieniła się w różnego formatu lśniące kartoniki ładowane potem do grubych albumów. Niech tam siedzą spokojnie i czekają na chętnych oglądaczy. Mam jakiś szczególny sentyment do tych przedmiotów. Nigdy nie wyrzuciłem do śmieci żadnej fotografii, jaka wpadła mi w ręce, nawet jeśli jej treść pozostawała anonimowa. Wciąż uważam, że to kawałek przeszłości, czyli czasu w którym funkcjonowali nasi przodkowie, jedząc, pijąc i płodząc nas - jakże nie mieć do tego szacunku?
Dosłownie parę dni temu poniosło mnie do Londynu na spotkanie z rodakami, którzy czasem czekają na rodzimą piosenkę. Przepiękna wrześniowa aura uczyniła to miasto innym w dotyku, niż gdy oglądałem je w grudniowej szarudze parę lat temu. Łaziłem więc z małżonką po stolicy Albionu, gapiąc się na sklepy, ludzi, pijąc ciemne piwo. Trafiliśmy do galerii Feliksa Topolskiego - naszego rodaka, który tam osiadł po burzliwych wojennych perypetiach pod przęsłem jednego z mostów na Tamizie w malowniczej pracowni. Był fenomenalnym rysownikiem z gatunku, który można by obdarzyć mianem "fotoołówek". Jego zmysł obserwacji, wyostrzony pewnie przez fakt bycia korespondentem z pól bitewnych, pozwalał na łapanie na gorącym uczynku całego otoczenia. Z jaką maestrią portretował ulice, ludzi, zdarzenia. Jaką galerię typów uwiecznił. Jest w tej twórczości prawda, której nie mąci nawet cień podejrzenia, że artysta posługiwał sie jakimś fotoshopem, myszką, że klikał by wspomóc talent. On to robił tak: pstryk - trzy kreski i gotowe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski