MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Niemiec lepiej potrafi

Redakcja
Bardzo delikatny – i słusznie przez nas czujnie obserwowany – styk naszych polityków z pieniędzmi. Wielu Polaków uważa, że ludzie idą do polityki nie tylko z miłości do ojczyzny. Chcą po prostu zarobić. Nie jest to motyw, który można w gospodarce rynkowej z czystym sumieniem potępić. Problem w tym, jak politycy mogą zarobić i kiedy. Wszystko powinno być jasne, precyzyjnie określone i twardo przestrzegane. Jest, jak widać. Szaro, mętnie, niepokojąco.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

Mimo iż w powszechnej opinii politycy chętnie pomnażają majątki, nie mamy najgorszej sytuacji. Gdzie indziej jest podobnie, jeśli nie gorzej. W USA powstały miliardowe fortuny na styku interesów własnych i rządowych. Firma, z którą silne związki miał niedawny wiceprezydent, robiła gigantyczne interesy w Iraku. Otrzymywała pierwszeństwo w zamówieniach rządowych, sprzedawała barachło i bardzo drogo. Partia wiceprezydenta przegrała, ale włos mu z głowy nie spadł, a majątek został.

Francja jest krajem wielkich możliwości dla tych, którzy rządzą lub kręcą się wokół rządzących. Rozczarowanym naszą mizerią polityki i marnością polityków polecam lekturę dzieła "Carla” o obecnej pani Sarkozy. Kiepska literatura, ale świetny wgląd w działanie władzy. Przysługi, usługi, stanowiska, pieniądze. Wszystko kręci się jakby kilku dawnych prezydentów i innych dostojników nie występowało w rubrykach sądowych gazet. Nawiasem mówiąc, obecna szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego właśnie tłumaczy się za swoje decyzje z dużymi pieniędzmi w tle.

Podobnie działają Niemcy. Tam, podobnie jak we Francji, eskapady miłosne czołówki politycznej czy ich preferencje seksualne nie budzą sensacji. Wybaczono nawet Helmutowi Kohlowi, któremu romans z sekretarką i samobójcza śmierć żony nie zniszczyły reputacji autora zjednoczenia Niemiec. Do pieniędzy polityków społeczeństwo ma tam stosunek racjonalny. Korupcję tępi, zarabianie przez byłych szefów rządów i ministrów jest tolerowane. Powiedziałbym nawet, że z pewną sympatią.

To zdrowa sytuacja. Klasycznym przykładem jest kariera Gerharda Schrödera. Najpierw wiele lat piął się w górę, aż doszedł do najwyżej położonego gabinetu. Jako kanclerz negocjował z Putinem budowę rurociągu po dnie Bałtyku. Po zakończeniu kariery państwowej został przewodniczącym Rady Nadzorczej właściciela rurociągu. Zarabia milion euro rocznie. W Polsce uważamy to za skandal, Niemcy natomiast twierdzą, że nie ma podstaw do niepokoju. Schröder nie dostał ciepłej posadki za działanie przeciw interesom Bundesrepublik. Zapewnił jej korzystną transakcję i tańszy gaz. Ma prawo zarobić.

My gorączkujemy się, że dzieje się to kosztem Polski i chętnie eksponujemy dwuznaczność moralną działań byłego kanclerza. W idealnym świecie lepiej byłoby, żeby emerytowany szef rządów zajął się kolekcją motyli. Żyjemy jednak w świecie dalekim od ideału. Kilkanaście lat temu mogliśmy zbudować w Polsce drugą nitkę Jamalu i wtedy nie byłoby Nord Streamu. Nie zbudowaliśmy, bo kilku polityków głosiło, że to zdrada strategicznych interesów. Rosjanie wyhamowali, poczekali i poszli gdzie indziej. Nie mamy podstaw do narzekań. Polityka i pieniądze nie tolerują amatorów. Rzadko wygrywają, zawsze słono płacą.

Warto przyglądać się doświadczeniom innych. Nie mamy żadnego systemu zagospodarowania byłych polityków. Ludzi z informacjami i kontaktami, którzy mogą zrobić dużo dobrego – lub złego. U nas oddają legitymację i idą w miasto. O tym, co robią, dowiadujemy się niekiedy z komunikatów prokuratury.

Niemcy są pragmatyczni, więc rewolucjonista Joschka Fisher, który później był szefem MSZ, został cenionym doradcą wielkich koncernów i popularnym mówcą. Dawniej gardłował na wiecach za darmo, teraz za speech płacą mu kilkadziesiąt tysięcy euro. Kilku innych niedawnych ministrów też nie cierpi biedy. Posady niektórych mogą być uważane za spłatę długów wdzięczności. Z drugiej jednak strony, dlaczego nie zatrudnić byłego urzędnika, który zna się na sprawach ważnych dla firmy?

Trudno jest znaleźć model, który zadowoli wszystkich. Nie można jednak zakładać, że po wyjściu z parlamentu czy rządu człowiek ma rozpłynąć się w powietrzu. Lepiej zresztą, żeby zarabiał po zakończeniu kariery, niż usiłował zgromadzić kapitał w czasie jej trwania.

Nie są to teoretycznie wydumane pytania. Mamy kilkuset byłych ministrów, wiceministrów, szefów urzędów, posłów i senatorów. Część ma zawód ijakoś daje sobie radę, inni nie mogą znaleźć miejsca i za wszelką cenę chcą się z powrotem wcisnąć. Wkrótce przybędzie nowych bezrobotnych.

Trzeba coś rozsądnego z nimi zrobić. Inaczej politycy będą pazurami trzymać się posad. I zawsze będzie to tłum miernot.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski