Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niestety w Polsce piękno jest spychane na ostatnią pozycję

Małgorzata Mrowiec
Małgorzata Mrowiec
prof. Aleksander Böhm
prof. Aleksander Böhm Andrzej Banaś
Należy pilnie zadbać o przystanki kolejowe, by zachęcały do wsiadania do pociągu. Reklamy nie powinny zasłaniać zabytków ani pięknych krajobrazów. A zamiast płotów - lepsza będzie czujność sąsiedzka - uważa architekt krajobrazu prof. ALEKSANDER BÖHM

- Agresywna zabudowa, zieleń znikająca pod betonem, widoki i architektura zasłonięte billboardami. Żyjemy w czasach wyjątkowej degradacji krajobrazu?

- To zbyt ogólne stwierdzenie. W niektórych miejscach na świecie krajobraz rozkwita na nieprawdopodobną skalę, np. w Chinach, gdzie prowadzi się nastawione na to inwestycje. Natomiast niestety w Polsce piękno jest spychane na ostatnią pozycję. W przeszłości krajobraz codzienności w naszym kraju bywał na ogół zaniedbany lub podziurawiony wojną, pożarami. W tej chwili podnosi się standard życia, rośnie zamożność społeczeństwa, więc sytuacja powinna sprzyjać temu, aby zadbać o piękno. Tymczasem okazuje się, że w hierarchii wartości przy wyborze miejsca zamieszkania najwyżej są: dojazd, parking, bezpieczeństwo, niska cena, a atrakcyjność czy piękno otoczenia znajduje się dopiero na dwudziestym którymś miejscu.

- A jednak bardzo liczy się dla kupujących, czy dookoła jest zielono.

- Tak, zieleń jest ważna. Ale dlatego, że ma aspekt zdrowotny. Notabene niemieckie badania otoczenia sal intensywnej terapii wykazały, że znacznie szybciej chorzy przychodzą do zdrowia, mając za oknami dobrze zakomponowany park szpitalny. Ludzie teraz nie tylko chcą mieć mieszkanie z kafelkami i windą, ale też wymagają, żeby był zieleniec pod blokiem, urządzenia do rekreacji, łączka dla dzieci, ścieżka dla joggingu. I deweloperzy, chcąc wygrać na rynku mieszkaniowym w Krakowie, od 4-5 lat zaczynają w to inwestować. Ale co dzieje się dalej: gdy już deweloper przekaże teren wspólnocie mieszkańców, po roku, dwóch oni go asfaltują - bo utrzymanie kosztuje.

- Jaka jest ogólna kondycja przestrzeni w Krakowie?

- Kraków to mozaika. Są rzeczy piękne, jak zakole Wisły pod Wawelem, niektóre zakątki Kazimierza, Salwator, Zakrzówek. A są też miejsca zdegradowane (jak strefa ochronna huty) albo nadmiernie eksploatowane - w tej chwili np. jednym z nich jest teren wzdłuż ulicy Głowackiego, gdzie buduje się osiedla i wycięto wszystkie stare, ładne drzewa. I w końcu mamy też miejsca, które nabrały już w świadomości społecznej statusu niemalże symbolu - no choćby Błonia. Płaski teren w środku miasta, piękne miejsce do zabudowy. Ale nikt przy zdrowych zmysłach nie zaryzykuje inicjatywy, żeby coś tam postawić, bo by go zlinczowano. To samo dotyczy Lasku Wolskiego.

- Od 2015 r. mamy ustawę krajobrazową. Jak ją Pan ocenia?

- Ta ustawa to pic na wodę. Najpiękniejsze lasy, góry, budowle - wszystko to, co zostało tam szumnie nazwane krajobrazem priorytetowym i dostanie szczególny status, ma już od dawna zapewnioną ochronę, bo to są parki narodowe, krajobrazowe, rezerwaty, zabytki rejestrowe.

- Głównie mówi się o tym, że ustawa pomoże w porządkach w przestrzeni, w usunięciu szpetoty reklamowej.

- Prawda jest taka, że wielkość billboardów, szyldów, a nawet kolor stolarki okiennej każda gmina od dawna może określać w planie miejscowym. Ale 75 procent powierzchni Polski nie ma planów, a tam, gdzie gminy je uchwalają, rezygnuje się z takich zapisów z obawy o zaskarżenie planu. To, z czym można rzeczywiście wiązać nadzieje, to nowy kodeks urbanistyczno-budowlany, opracowywany od pięciu lat. Podobno ma się on pokazać w październiku. Zmienia te wszystkie bzdury, które szkodzą przestrzeni: likwiduje wuzetki (decyzje o warunkach zabudowy), wprowadza obligatoryjność studium uwarunkowań i zagospodarowania, a także obligatoryjność planu miejscowego tam, gdzie gmina przewiduje rozwój. Nawet jeżeli tylko część tych zapisów korygujących liberalizm ostatnich 20 lat ujrzałaby światło dzienne, będzie dobrze.

- Drażnią Pana krakowskie reklamy?

- Mam duży zbiór starych zdjęć z Krakowa, z czasów około I wojny. Z Floriańskiej, Szpitalnej, Małego Rynku. I na przykład widać na nich wiszący na budynku baner składu fortepianów, długi, od dachu po chodnik. Reklam na tych zdjęciach jest jak nasiał. I czy to przeszkadzało? Oczywiście każda przesada jest zła, ale to jest pewien objaw żywotności, tego, że coś się dzieje. Nie wyrzucałby z hukiem reklam z miasta, z tym, że oczywiście zakazałbym zasłaniania zabytków i pięknych krajobrazów.

- Mamy świadomość tego, co niszczy krajobraz?

- Przestrzeń psuje np. poprowadzenie w sposób niefrasobliwy linii wysokiego napięcia albo wiaduktu. Co jest zdumiewające, wiele osób tego w ogóle nie dostrzega. Jest dużo do zrobienia w programach szkolnych. Porównywałem kiedyś podręcznik polski i fiński, jakiś akapit o architekturze. I w naszej książce było zdjęcie Muzeum Guggenheima w Nowym Jorku, Wieży Eiffla. A w fińskiej - było pokazane, jak dobudować do swojego domu dodatkowy pokój, by przy tym nie zniszczyć otoczenia. Że musi być podobny do tego, co jest, w odpowiedniej skali. Tam w szkole poznają takie elementarne rzeczy.

- Kraków planuje się rozprawić z otaczaniem płotami osiedli mieszkaniowych.

- Słusznie, płoty są destrukcyjne dla życia społecznego. Na szczęście grodzenie osiedli jest już w odwrocie, bo statystyki policyjne pokazują, że wcale lub tylko minimalnie zwiększą bezpieczeństwo. O wiele lepszy skutek dla bezpieczeństwa przynoszą, oprócz monitorigu, powszechne w wielu krajach, np. w Czechach, w Stanach Zjednoczonych - organizacje obywatelskie. Tam emeryci lub ludzie niepełnosprawni, skazani na małą ruchliwość mają oko na otoczenie, w razie czego dają znać, alarmują. To też buduje wspólnotę.

- Obchodzi Pan jubileusz 50 lat pracy na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej. To z Pana inicjatywy od 2000 roku PK kształci architektów krajobrazu. Zapytam przewrotnie - czego Pan się nauczył przez te pół wieku?

- Pozbyłem się pewnych doktryn, w jakie mnie usiłowano wtłoczyć. I doszedłem do wniosku, że zwłaszcza taka dziedzina jak architektura to jest festiwal różnorodności, że w tym objawia się bogactwo. Ostatnio przeczytałem kapitalne zdanie w dyskusji o Zakopanem: żeby w dzisiejszej niesłychanej różnorodności architektonicznej tego miasta upatrywać wartość, a nie starać się doprowadzić do ujednolicenia stylistycznego. Sam bym się pod tym podpisał.

- Zaprojektował Pan w ostatnim czasie nowy kościół na Woli Justowskiej. To mocny element w miejscu, gdzie stała nieduża drewniana świątynia, która spłonęła. W otoczeniu zieleni i skansenu dawnej architektury. Wokół tej inwestycji trwała więc awantura.

- Moje zadanie polegało na tym, żeby zaprojektować kościół jednocześnie drewniany i murowany, duży i mały. Tak różne były oczekiwania kurii, parafii, konserwatora, sąsiadów inwestycji. To, co powstaje, jest kompromisem. Ponieważ dla wiernych potrzeba teraz trzy razy więcej metrów kwadratowych niż wcześniej, realizujemy tę potrzebę w ukryciu, czyli w betonowej piwnicy, obsypanej ziemią. A na tym stoi kopia wcześniejszego drewnianego kościoła. To było wyzwanie. Ale jestem spokojny, jak całość zostanie skończona, nie będzie powodu do wstydu.

- Jakie rewolucje w przestrzeni są Pana zdaniem wykluczone w Krakowie?

- Nie wyobrażam sobie np. windy na dziedzińcu wawelskim. W najbardziej wrażliwych miejscach nasze działania powinny być jak najmniej inwazyjne. Często słyszy się: a przed Luwrem powstała szklana piramida. Tak, tylko że Francuzi mają zamków takich jak Luwr mnóstwo, mogą sobie na to pozwolić w jednym z nich. My, z racji różnych okoliczności, mamy takich miejsc bardzo niewiele i dlatego musimy trochę bardziej o nie dbać.

- A gdzie w Krakowie z kolei podjąłby Pan pilną interwencję dotyczącą krajobrazu?

- Uważam, że takim polem do popisu są wszystkie przystanki kolejowe. Jest ich w Krakowie 64. Na ogół - obsikane, brudne, popaćkane sprayem. Poza pierwszymi jaskółkami jak Krowodrza czy Zabłocie. Zamiast ględzić o niewykonalnym w Krakowie metrze, powinno się ożywić tę komunikację, sprawić, że przystanki kolejowe będą wyglądały w sposób zachęcający, żeby ludzie zamiast stać w korku wsiedli w pociąg. To jest przedsięwzięcie za jedną setną kosztu metra, wykorzystujące istniejącą sieć.

A druga rzecz to Wisła. Ona już się ożywiła, ale jeszcze za mało jest na niej ruchu żaglowego, kajakowego, wioślarskiego.

- Z końcem września kończy Pan pracę na Politechnice Krakowskiej. Jaką wskazówkę chciałby Pan pozostawić następcom?

- Architektura krajobrazu, która narodziła się w Stanach Zjednoczonych, była dzieckiem elity intelektualnej, ludzi bardziej wrażliwych na piękno, z lepszym gustem, z bardziej wyrobioną wyobraźnią. I oni to wkraplali społeczeństwu, podnosząc kulturę. Dlatego - kształćmy elitę, kształćmy takich właśnie architektów krajobrazu.

Rozmawiała Małgorzata Mrowiec

WIDEO: Mówimy po krakosku - odcinek 20. "Szabaśnik"

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: RPP zdecydowała ws. stóp procentowych? Kiedy obniżka?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski