Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nietrafione reformy zagrażają wolnościom akademickim

Redakcja
Prace nad nowelizacją ustaw o szkolnictwie wyższym oraz stopniach i tytułach naukowych dobiegają końca. Sejmowa Komisji Edukacji Nauki i Młodzieży przyjęła sprawozdanie z prac podkomisji na posiedzeniu w dniach 18-19. 01. 2011. Dla wtajemniczonych miało ono emocjonujący przebieg. Zaczęło się od konfrontacji.

EDWARD MALEC

Poseł Terlecki (PiS) zaproponował odrzucenie sprawozdania podkomisji, co poparł PiS (12 głosów) ale odrzuciło PO (15 głosów), przy wstrzymującym się SLD (4 posłów). Z innych interesujących wydarzeń odnotujmy, że poseł Górski (PiS) zgłosił propozycję odrzucenia sławetnej reguły "1=2" pozwalającej na zastąpienie w tzw. minimum kadrowym jednego doktora habilitowanego przez 2 doktorów a 1 doktora przez dwu magistrów. Do posłów PO i PSL wspomaganych przez SLD nie trafił argument, że doktorów promuje się coraz więcej i nie ma żadnego powodu, by zastępować ich magistrami. Wniosek poparli tylko posłowie PiS w liczbie 14 przeciw 19. Błędem byłoby, moim zdaniem, wyjaśnianie tej decyzji jako walki z bezzasadnymi przywilejami korporacji akademickiej. Chodzi raczej o obniżenie kosztów kształcenia na poziomie akademickim, co pewnie jest w interesie słabszych uczelni, ale z pewnością zagraża poziomowi nauczania.

Komisja zdecydowała, że osoba - zatrudniona przed dniem wejścia w życie ustawy na podstawie mianowania albo umowy o pracę na czas nieokreślony - pozostaje w tej samej formie stosunku pracy. Wyłączono w ten sposób już zatrudnionych pracowników naukowo-dydaktycznych spod działania rozwiązań (art. 118), które ograniczają mianowanie tylko do profesorów tytularnych. Zasady wynikające z tego artykułu będą się stosować jedynie do nowozatrudnianych. Przyjęto także rozwiązania, które m.in. gwarantują wszystkim już zatrudnionym adiunktom ośmioleletni okres na zdobycie habilitacji, liczony od 1 października 2013 r.

Posłom PiS i SLD nie udało się przywrócić zapisów art. 124 poprzedniej ustawy, umożliwiającej zwalnianie pracowników mianowanych dopiero po dwóch ocenach negatywnych. Zostali przegłosowani przez posłów koalicji rządowej PO i PSL. Podobnie stało się w przypadku art. 125, który obecnie stanowi, że "Stosunek pracy z mianowanym nauczycielem akademickim może być rozwiązany również z innych ważnych przyczyn, po uzyskaniu zgody organu kolegialnego wskazanego w statucie uczelni". W nowej wersji zastąpiono słowo "zgody" przez "opinii" - zmiana niewielka, ale bardzo znacząca. Podkreślmy bowiem, że według nowego art. 118 mianowani mają być w przyszłości wyłącznie profesorowie tytularni. Treść artykułów 124 i 125 można zatem interpretować jako wyraz braku zaufania elit politycznych związanych z PO i PSL do elit naukowych. Jeśli dodać rozwiązania narzucające obowiązek oceny (art. 132) nie rzadziej niż co dwa lata - jedynie profesorowie tytularni byliby oceniani co cztery lata - to widać wyraźne zagrożenie zepchnięciem badań naukowych prowadzonych na uczelniach w tematykę umożliwiającą szybkie i łatwe wyniki. Uczeni podejmujący badania trudne, o znacznym ryzyku niepowodzenia, mogą zostać stopniowo wyeliminowani ze środowiska uczelnianego. Można mówić o zagrożeniu wolności akademickich, które w dłuższej perspektywie ograniczy potencjał rozwojowy Polski. Przyjęte rozwiązania stwarzają także pokusę doraźnych interwencji politycznych. Pamiętamy, jak praca magisterska absolwenta UJ stała się powodem gniewnych reakcji samego premiera Tuska i minister Kudryckiej. Czy po uchwaleniu znowelizowanej ustawy ktokolwiek odważy się podjąć kontrowersyjną tematykę badawczą z historii najnowszej?
No i na koniec: zdaniem Krajowej Sekcji Nauki NSZZ "Solidarność“ nowelizacja nie załatwia najistotniejszych problemów nauki i szkolnictwa wyższego.

Problem pierwszy to pieniądze. Wydatki z budżetu państwa na szkolnictwo wyższe i naukę w roku 2011 ledwie przekroczą 16 mld złotych, gdy łączny roczny budżet dwu amerykańskich uniwersytetów, Princeton i Harvarda, to około 5 mld dolarów [czyli około 19 mld złotych - red.]. Przy tym polskie uczelnie publiczne kształcą ponad jeden milion studentów a oba wspomniane uniwersytety około 25 tysięcy. Nasze szkolnictwo wyższe jest rozdrobnione; obok 130 uczelni publicznych istnieje ponad 320 uczelni niepublicznych.

Problem drugi to wieloetatowość. Powstanie uczelni niepublicznych stworzyło popyt na usługi akademickie, który w połączeniu z niskimi płacami pracowników nauki i uczelni wyższych spowodował patologiczną wieloetatowość. "Solidarność" przedstawiła ministerstwu 14 lipca 2010 r. program walki z tą patologią. Usłyszeliśmy wtedy: "Nie możemy zlikwidować wieloetatowości bo upadną uczelnie prywatne".

Po trzecie, w latach 2011-2020 liczba studentów płacących za studia zmniejszy się o ponad pół miliona. Ma zmniejszyć się liczba studentów stacjonarnych (o 20 proc.), przy czym w roku 2020 studia stacjonarne prowadzone byłyby zarówno przez uczelnie niepubliczne, jak i publiczne. Uczelnie publiczne prawdopodobnie będą zmuszone wprowadzić opłaty za studia stacjonarne. Dodajmy, że do roku 2013 finansowanie z budżetu ma zostać zamrożone.

Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego nie proponuje rozwiązania tych podstawowych kwestii. Ustawa miękko traktuje kwestię pracy na wielu etatach - mamy tylko łatwe do obejścia ograniczenie do dwóch etatów. Widać też ograniczenia wynikające z ideologii "bazarowego liberalizmu", że użyję terminu profesora Karola Modzelewskiego. Minister Kudrycka zdaje się powtarzać: nieważne, szkoły wyższe publiczne czy prywatne. Ważne czy dobre.

Ale przecież nasze prywatne uczelnie powstały w latach 90. XX wieku. Wiemy też, że budowanie dobrych uczelni trwa znacznie dłużej niż 20 lat.

*Autor jest przewodniczącym Krajowej Sekcji Nauki NSZZ "Solidarność".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski