EDWARD MALEC
Poseł Terlecki (PiS) zaproponował odrzucenie sprawozdania podkomisji, co poparł PiS (12 głosów) ale odrzuciło PO (15 głosów), przy wstrzymującym się SLD (4 posłów). Z innych interesujących wydarzeń odnotujmy, że poseł Górski (PiS) zgłosił propozycję odrzucenia sławetnej reguły "1=2" pozwalającej na zastąpienie w tzw. minimum kadrowym jednego doktora habilitowanego przez 2 doktorów a 1 doktora przez dwu magistrów. Do posłów PO i PSL wspomaganych przez SLD nie trafił argument, że doktorów promuje się coraz więcej i nie ma żadnego powodu, by zastępować ich magistrami. Wniosek poparli tylko posłowie PiS w liczbie 14 przeciw 19. Błędem byłoby, moim zdaniem, wyjaśnianie tej decyzji jako walki z bezzasadnymi przywilejami korporacji akademickiej. Chodzi raczej o obniżenie kosztów kształcenia na poziomie akademickim, co pewnie jest w interesie słabszych uczelni, ale z pewnością zagraża poziomowi nauczania.
Komisja zdecydowała, że osoba - zatrudniona przed dniem wejścia w życie ustawy na podstawie mianowania albo umowy o pracę na czas nieokreślony - pozostaje w tej samej formie stosunku pracy. Wyłączono w ten sposób już zatrudnionych pracowników naukowo-dydaktycznych spod działania rozwiązań (art. 118), które ograniczają mianowanie tylko do profesorów tytularnych. Zasady wynikające z tego artykułu będą się stosować jedynie do nowozatrudnianych. Przyjęto także rozwiązania, które m.in. gwarantują wszystkim już zatrudnionym adiunktom ośmioleletni okres na zdobycie habilitacji, liczony od 1 października 2013 r.
Posłom PiS i SLD nie udało się przywrócić zapisów art. 124 poprzedniej ustawy, umożliwiającej zwalnianie pracowników mianowanych dopiero po dwóch ocenach negatywnych. Zostali przegłosowani przez posłów koalicji rządowej PO i PSL. Podobnie stało się w przypadku art. 125, który obecnie stanowi, że "Stosunek pracy z mianowanym nauczycielem akademickim może być rozwiązany również z innych ważnych przyczyn, po uzyskaniu zgody organu kolegialnego wskazanego w statucie uczelni". W nowej wersji zastąpiono słowo "zgody" przez "opinii" - zmiana niewielka, ale bardzo znacząca. Podkreślmy bowiem, że według nowego art. 118 mianowani mają być w przyszłości wyłącznie profesorowie tytularni. Treść artykułów 124 i 125 można zatem interpretować jako wyraz braku zaufania elit politycznych związanych z PO i PSL do elit naukowych. Jeśli dodać rozwiązania narzucające obowiązek oceny (art. 132) nie rzadziej niż co dwa lata - jedynie profesorowie tytularni byliby oceniani co cztery lata - to widać wyraźne zagrożenie zepchnięciem badań naukowych prowadzonych na uczelniach w tematykę umożliwiającą szybkie i łatwe wyniki. Uczeni podejmujący badania trudne, o znacznym ryzyku niepowodzenia, mogą zostać stopniowo wyeliminowani ze środowiska uczelnianego. Można mówić o zagrożeniu wolności akademickich, które w dłuższej perspektywie ograniczy potencjał rozwojowy Polski. Przyjęte rozwiązania stwarzają także pokusę doraźnych interwencji politycznych. Pamiętamy, jak praca magisterska absolwenta UJ stała się powodem gniewnych reakcji samego premiera Tuska i minister Kudryckiej. Czy po uchwaleniu znowelizowanej ustawy ktokolwiek odważy się podjąć kontrowersyjną tematykę badawczą z historii najnowszej?
No i na koniec: zdaniem Krajowej Sekcji Nauki NSZZ "Solidarność“ nowelizacja nie załatwia najistotniejszych problemów nauki i szkolnictwa wyższego.
Problem pierwszy to pieniądze. Wydatki z budżetu państwa na szkolnictwo wyższe i naukę w roku 2011 ledwie przekroczą 16 mld złotych, gdy łączny roczny budżet dwu amerykańskich uniwersytetów, Princeton i Harvarda, to około 5 mld dolarów [czyli około 19 mld złotych - red.]. Przy tym polskie uczelnie publiczne kształcą ponad jeden milion studentów a oba wspomniane uniwersytety około 25 tysięcy. Nasze szkolnictwo wyższe jest rozdrobnione; obok 130 uczelni publicznych istnieje ponad 320 uczelni niepublicznych.
Problem drugi to wieloetatowość. Powstanie uczelni niepublicznych stworzyło popyt na usługi akademickie, który w połączeniu z niskimi płacami pracowników nauki i uczelni wyższych spowodował patologiczną wieloetatowość. "Solidarność" przedstawiła ministerstwu 14 lipca 2010 r. program walki z tą patologią. Usłyszeliśmy wtedy: "Nie możemy zlikwidować wieloetatowości bo upadną uczelnie prywatne".
Po trzecie, w latach 2011-2020 liczba studentów płacących za studia zmniejszy się o ponad pół miliona. Ma zmniejszyć się liczba studentów stacjonarnych (o 20 proc.), przy czym w roku 2020 studia stacjonarne prowadzone byłyby zarówno przez uczelnie niepubliczne, jak i publiczne. Uczelnie publiczne prawdopodobnie będą zmuszone wprowadzić opłaty za studia stacjonarne. Dodajmy, że do roku 2013 finansowanie z budżetu ma zostać zamrożone.
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego nie proponuje rozwiązania tych podstawowych kwestii. Ustawa miękko traktuje kwestię pracy na wielu etatach - mamy tylko łatwe do obejścia ograniczenie do dwóch etatów. Widać też ograniczenia wynikające z ideologii "bazarowego liberalizmu", że użyję terminu profesora Karola Modzelewskiego. Minister Kudrycka zdaje się powtarzać: nieważne, szkoły wyższe publiczne czy prywatne. Ważne czy dobre.
Ale przecież nasze prywatne uczelnie powstały w latach 90. XX wieku. Wiemy też, że budowanie dobrych uczelni trwa znacznie dłużej niż 20 lat.
*Autor jest przewodniczącym Krajowej Sekcji Nauki NSZZ "Solidarność".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?