MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nigdy nie było mu tak ciężko, jak w tym roku

Redakcja
Fot. Michał Klag
Fot. Michał Klag
BIATHLON. Rozmowa z TOMASZEM SIKORĄ, kończącym jutro 38 lat wicemistrzem olimpijskim z Turynu

Fot. Michał Klag

- No i stało się. Sezon rozpoczął Pan jako najstarszy zawodnik biathlonowego Pucharu Świata.

- Co zrobić... Kiedy stałem na starcie w Oestersundzie, spiker to ogłosił. Po biegu powiedziałem Wieśkowi Ziemianinowi: "kurczę, byłem najstarszy". A Wiesiek na to: "powinieneś się cieszyć, ja bym tak chciał". Ale ja trochę inaczej do tego podchodzę (uśmiech).

- Jak wygląda Pana rola w kadrze? Jakie są relacje między Panem a młodszymi o kilka, a częściej kilkanaście lat koleżankami i kolegami?

- Sytuacja jest dla mnie bardzo komfortowa, bo przy tak młodych osobach sam czuję się dużo młodszy. Relacje? Czy to z chłopakami, czy z Magdą Gwizdoń, z którą trenuję wspólnie już od 15 lat, możemy swobodnie porozmawiać, wygadać się, gdy coś nie idzie. Takie wspieranie się nawzajem jest bardzo potrzebne i pożyteczne. Teraz, gdy dziewczyny osiągają coraz lepsze wyniki, samo przebywanie z nimi napawa optymizem. Że w którymś momencie i my się odbijemy.

- Pan ma sobą jeden z gorszych, jeśli nie najgorszy początek sezonu w karierze - zajmuje 51. miejsce w klasyfikacji Pucharu Świata. Ale nie sprawia wrażenia człowieka zaskoczonego słabymi wynikami.

- Jestem zawodnikiem, który pracował przez wiele lat z bardzo surowymi trenerami. Olbrzymią pracę wykonywałem z trenerem Wierietielnym, z trenerem Albersem, z trenerem Bondarukiem. W tym roku miałem świadomość, że powinienem w trakcie przygotowań do sezonu odpuścić, narzucić sobie o wiele mniejsze obciążenia. Z drugiej strony, gdy nie wykonam ciężkiego treningu, zawsze czuję niepokój, że czegoś nie wypracowałem. I czasem to obraca się przeciwko mnie. Najważniejsze, żeby teraz wyciągnąć wnisoki. Do mistrzostw świata pozostały jeszcze ponad dwa miesiące i ten sezon może być jeszcze dla mnie udany. Wiem, że teraz muszę pracować nad siłą i dynamiką. Wytrzymałości i kondycji mi nie brakuje. Brak mi siły fizycznej.

- Cieniem na tym sezonie kładzie się chyba poprzedni, w którym zmagał się Pan z chorobami, a na koniec wylądował w szpitalu. Zdołał Pan trochę odsapnąć, zregenerować organizm?

- Prawda jest taka, że po poprzednim sezonie, bardzo nieudanym i nieciekawie zakończonym, cały okres przygotowań był dla mnie bardzo trudny. Nie mówiłem o tym, bo to tylko pogłębia kryzys. Ale chyba nigdy w karierze nie było mi tak ciężko trenerować. A wiedziałem, że pewne elementy muszę wykonać, choć nie na wszystko starczało sił. Myślę, że zostały popełnione jakieś błędy, coś przedobrzyłem, lepiej było czasami odpuścić, niż brnąć w wysiłek.

- Były momenty, gdy zapalała się lampka: "czas kończyć karierę"?

- Oczywiście, były takie momenty. Ale teraz, choć w grudniu wyniki nie były dobre, a ostatni Puchar Świata był bardzo nieudany, czuję, że sprawy zaczęły iść w dobrym kierunku. Zacząłem się odbudowywać i pod względem psychiki, i pod względem fizycznym. Myślę, że nowy rok zacznie się dla mnie zupełnie inaczej. Nie od jakichś rewelacyjnych miejsc, ale czuję, że zrobię duży krok do przodu pod względem biegowym.
- Treningi w tunelu śnieżnym w ostatniej fazie przygotowań do sezonu nie były tym, co Pan sobie wymarzył.

- W poprzednich latach korzystaliśmy z tuneli śnieżnych, ale w czerwcu, czasami we wrześniu, październiku. Nigdy w listopadzie. W tym roku bardzo długo rozmawialiśmy z szefem wyszkolenia PZBiath Adamem Kołodziejczykiem i zastanawialiśmy się, jak najlepiej rozwiązać problem braku śniegu. Doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie pojechać do szwedzkiego Torsby, do tunelu śnieżnego, który jest oddalony zaledwie o 150 km od Idre, gdzie mieliśmy zaplanowane zgrupowanie - na dobrych trasach, z dobrą strzelnicą. Koniec końców, śnieg nie spadł i musieliśmy pozostać w Torsby. I, jak widać, dziewczynom te przygotowania nie złe nie wyszły.

- Pan nie ukrywa, że fanem tuneli śnieżnych nie jest. Chodzi tylko o to, że na strzelnicy brak naturalnych warunków: wiatru, śniegu, deszczu?

- To jeden problem. Później bywa, że trudno poradzić sobie w normalnych warunkach, gdy pojawia się śnieg, wiatr i inne rzeczy, które przeszkadzają w strzelaniu. Druga sprawa jest taka, że bardzo trudne - przynajmniej dla mnie - jest bieganie w tunelu treningów powyżej godziny i 20-30 minut. Biegając gdzieś w terenie cały czas coś się zmienia. A tunel to betonowa rura - i codziennie to samo, codziennie to samo... Ja tego nie lubię. Ale tym razem nie było innego wyjścia.

- W poprzednim sezonie były nie tylko problemy zdrowotne. Po nieoczekiwanym odejściu Jona Arne Enevoldsena, w trybie awaryjnym został Pan tymczasowo trenerem kadry. Jest pomysł na przyszłość, by trenerem reprezentacji został Pan po zakończeniu kariery zawodniczej?

- To trudne pytanie i na pewno jeszcze nie na teraz. Na razie myślę o tym, żeby wyjść z tego "dołka", w którym się znalazłem w grudniu. A czy kiedyś będę pracował z kadrą? Po pierwsze: trzeba skończyć karierę sportową, po drugie: trzeba dostać propozycję i po trzecie: trzeba wierzyć w to, że opracuje się dobry plan. A nie można bazować tylko na swoich wiadomościach. Trzeba mieć wokół siebie ludzi z każdej dziedziny, do jakiej sięga się w treningu, specjalistów z najwyższej półki. Nie można być trenerem wszechwiedzącym. Powiem tak: jeżeli kiedyś taka możliwosć by była, i mógłbym współpracować z ludźmi, którzy znają się na swojej robocie i którzy byliby mi pomocni, to na pewno bym się zastanowił.

- Pana następcy wyglądają kiepsko. Łukasz Szczurek i Krzysztof Pływaczyk trenują, trenują, ale efektów nie widać.

- Krzysiek zrobił duży postęp w porównaniu z poprzednim rokiem. Pamiętajmy, że przez trzy lata zmagał się z chorobą, a po takim czymś naprawdę trudno nagle osiągać superwyniki. Ale widzę, że wygląda biegowo coraz lepiej. W przypadku chłopaków najważniejsze jest to, by wyszedł jeden dobry start i zapaliła się ta lampka optymizmu. Przeświadczenie, że stać ich na dobre wyniki. Bo ja myślę, że im brakuje trochę wiary w siebie. Ich predyspozycje są inne, niż osiągane wyniki.
- Optymistycznie wygląda za to sytuacja w kadrze kobiet. Czwarte miejsce w sztafecie w Hochfilzen, Krystyna Pałka regularnie w drugiej "10" pucharowych zawodów...

- Mam ogromny szacunek do tego, co zrobiły dziewczyny, nie przypominam siobie tak dobrego grudnia - obojętne, czy żeńskiej czy męskiej ekipy. Był dla dla polskiego biathlonu rewelacyjny miesiąc.

- Skąd te wyniki? Skutek przejęcia kadry po poprzednim sezonie przez nowych trenerów, różnicy w przygotowaniach?

- Ja po poprzednim sezonie powiedziałem: trener, który przejmie w tym roku kadrę kobiet, i rozpisze bardzo dobrze plan, na pewno będzie święcił duże sukcesy. Tak się stało. W ubiegłym roku dziewczyny wykonały olbrzymią pracę, w tym roku przyszedł nowy rener, przeanalizował wszystko, wprowadził korekty treningowe, zmniejszył obciążenia, narzucił trochę inną pracę - i to przynosi efekty.

- W jaki sposób Pan zamierza budować formę w najbliższych dniach i tygodniach?

- Dwa-trzy dni chciałbym odpocząć od sportu, od biathlonu. Więcej, niestety, nie można. Póżniej zacznę treningi, najprawdopodbniej na Pradziadzie w Czechach. Z tego, co wiem, są tam odpowiednie warunki śniegowe.

Rozmawiał Tomasz Bochenek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski