MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nigeryjski szwindel

Redakcja
Udają bankowców, prawników, czasem uchodźców politycznych. Przedstawiają podejrzane, ale kuszące oferty. W fikcyjnych historiach zawsze pojawia się obietnica przejęcia ogromnej fortuny, ale gdy tylko ofiara chwyta haczyk, żądają od niej pieniędzy.

Ewa Kopcik: HISTORIE Z PARAGRAFEM

List, pisany łamaną polszczyzną, od pracownika londyńskiego banku pani Maria dostała pocztą elektroniczną. Przedstawiał historię jednego z klientów, który ginąc tragicznie w wypadku, pozostawił na swoim koncie 12,5 mln funtów. Bank, po kilku latach bezskutecznych poszukiwań spadkobierców, miał właśnie podjąć decyzję o likwidacji jego konta.

- Pisał, że on właśnie szuka kogoś, kto przejmie te pieniądze. Dlaczego list skierował akurat do mnie, nie miałam pojęcia. Ale odpisałam na e-maila. W odpowiedzi dostałam skan dokumentu, potwierdzającego istnienie konta zmarłego milionera oraz jego akt zgonu. Do głowy mi wtedy nie przyszło, że zostały spreparowane. Ponieważ twierdził, że potrzebuje moich danych do załatwienia formalności, przesłałam kopię swojego paszportu, numer bankowego konta, podałam swój numer telefonu - opowiada pani Maria.

Wkrótce do całej operacji zostały włączone kolejne osoby - dyrektor banku, prawnik, jakiś inny urzędnik bankowy, który rzekomo był władny wystawiać dokumenty. Korespondowali głównie drogą mailową, ale czasem też telefonowali. To miało uwiarygodnić całą historię. Wkrótce pani Maria dowiedziała się, że będzie musiała sfinansować sporządzenie dokumentacji związanej z transferem fortuny. Pojawiły się opłaty m.in. za wystawienie certyfikatów, poświadczających, że pieniądze nie pochodzą z nielegalnego źródła, za usługi prawników oraz koszty operacyjne w banku. Zapłaciła blisko 30 tys. zł. Oszuści podtrzymywali korespondencję przez blisko dwa miesiące, prosząc o kolejne wpłaty. Zamilkli dopiero, kiedy oznajmiła "dosyć". Zgłosiła się na policję. Ta ustaliła jedynie, że 12,5 mln funtów na martwym koncie, to fikcja. Tak samo, jak i to, że nadawcą listu był bank. Oszuści rozpłynęli się w powietrzu.

- To klasyczny przykład oszustwa zwanego nigeryjskim szwindlem. Może kosztować utratę majątku, albo zarzuty karne. Jeśli przez nasze konto rzeczywiście przepłyną pieniądze pochodzące z przestępstwa, grozi nam oskarżenie o pranie brudnych pieniędzy - ostrzegają policjanci.

Jakiś czas temu oszustom udało się ściągnąć do stolicy Nigerii polską bizneswoman. Skusili ją wizją podziału kilkumilionowego odszkodowania. Na miejscu porządnie ubrany czarnoskóry prawnik przyjął ją w swoim biurze. Zanim przekonała się, że jest oszustem, za załatwienie formalności zapłaciła mu kilkadziesiąt tysięcy złotych. Ostatecznie musiała się zwrócić o pomoc do polskiej ambasady.

Istnieje kilka różnych scenariuszy służących wyłudzaniu pieniędzy od nieświadomych internautów. Bywa, że oszust podszywa się pod "uchodźcę politycznego z Czarnego Lądu", który z różnych przyczyn nie może podjąć z banku swoich pieniędzy, prosi więc odbiorcę e-maila o pomoc, w zamian oferując znaczną część odzyskanej fortuny. Albo piszą: "Jestem modelką, mój tata jest wpływowym biznesmenem i prosi Cię o pomoc w inwestowaniu jego pieniędzy w kraju. Będziesz miał duży udział w jego zyskach". Popularny jest też sposób na "wygraną w loterii", albo na "korzystny kredyt".
Z podobnego scenariusza niedawno skorzystano, rozsyłając e-maile po katastrofie w Smoleńsku. Podszywano się pod rodziny lub prawników ofiar katastrofy. Rzekomy prawnik Józef Kuczyński, pisał np. że reprezentuje interesy szefa PKOL Piotra Nurowskiego, który miał zgromadzić na anonimowej lokacie 12,5 mln dol. Autor listu prosił internautów "jedynie" o udostępnienie konta, na które mógłby przetransferować te pieniądze. Proponował podział: 40 proc. dla nas, 50 dla niego. Nie ukrywał, że chodzi o oszukanie fiskusa, ale zapewniał o legalności transakcji.

Policja w całym kraju jest zasypywana doniesieniami o podobnych oszustwach. Podejrzewa też, że nie wszyscy oszukani to zgłaszają. Często wstydzą się po prostu swojej naiwności. Śledztwa zresztą najczęściej kończą się umorzeniem z powodu niewykrycia sprawców.

Problemem w tym przypadku jest konieczność szukania pomocy wymiaru sprawiedliwości w wielu krajach. Na przykład w liście prawnika Kuczyńskiego podano jako skrzynkę kontaktową holenderski e-mail. Ale w rzeczywistości przyszedł on z chińskiego serwera bezpłatnej poczty Yahoo. Często zresztą trop prowadzi do jeszcze bardziej egzotycznych krajów, które w ogóle nie odpowiadają na prośby prokuratury o pomoc prawną.

Policja nie ukrywa, że odzyskanie straconych w ten sposób pieniędzy jest praktycznie niemożliwe. Pozostaje jedynie apelować o zdrowy rozsądek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski