MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"Noc psoty" i kraszone jaja, które nie powinny być... świeże

Redakcja
FOT. MACIEJ HOŁUJ
FOT. MACIEJ HOŁUJ
Okres świąt wielkanocnych, jak żaden inny, przywołuje tradycje i obrzędowość danego regionu. I choć owe zwyczaje są kultywowane coraz rzadziej i przez coraz mniejszą liczbę ludzi, w wielu miejscach wciąż są obecne. Na szczęście.

FOT. MACIEJ HOŁUJ

ZWYCZAJE WIELKANOCNE. Nie wiadomo jeszcze, za kogo tym razem przebiorą się "dziady". Ale jedno jest pewne - w poniedziałek nie przepuszczą nikomu.

O zachowanie tradycji szczególnie dbają rodzice, często już nie małych, ale jeszcze nie całkiem dorosłych dzieci, próbując je zachęcić do jej podtrzymywania.
Przykładem takiego podejścia jest Beata Sędzik z Czasławia, matka czwórki dzieci, która przyznaje, że choć świąteczne przygotowania polegające na robieniu palm, stroików i zdobieniu jajek zawsze sprawiały jej dużo radości, to dopiero posiadanie dzieci zmobilizowało ją do poświęcenia temu więcej czasu i uwagi. Uczy więc swoje dzieci robienia palm i świątecznych ozdób, a efekty tej nauki są widoczne gołym okiem, kiedy na stole w jej domu pojawiają się baranki w koszyczkach uplecionych z gałązek modrzewia, papierowo-włóczkowe kurczaczki i zajączki oraz zdobne koszyczki z rzeżuchą, którą pani Beata sama wysiewa i ceni nie tylko za walory smakowe, ale przede wszystkim za zapach, jaki rozsiewa w całym mieszkaniu.
W kwestii zdobienia jaj jest, jak przyznaje, absolutnym samoukiem próbującym metodą prób i błędów osiągnąć jak najbardziej oryginalny efekt. W tym celu wykorzystuje zarówno tradycyjne metody barwienia i zdobienia jajek, takie jak gotowanie ich w łupinach cebuli (białej i czerwonej), zanurzanie w wosku i "wydrapywanie" wzorów oraz mniej tradycyjne - z wykorzystaniem bibuły, farb akrylowych, plakatowych, a nawet... pigmentów służących na co dzień do malowania ścian.
Tylko raz Beata Sędzik dała się skusić dostępnym w sprzedaży barwnikom chemicznym, szybko jednak tego pożałowała, bowiem okazało się, że kolorowa była nie tylko skorupka, ale też... białko jaja. Od tego czasu barwnikom do jaj nabytym w sklepie mówi "nie", podobnie jak "sklepowym" jajkom. Jak dodaje teściowa pani Beaty - Karolina Sędzik - ważne jest też to, aby jaja nie były... najświeższe, bo takie najlepiej nadają się do zdobienia.
Do koszyczka ze święconką (obowiązkowo wyłożonego szydełkową serwetką i ozdobionego bukszpanem), oprócz jaj trafiają: baranek (cukrowy lub z ciasta), babka, chleb (pieczony w tradycyjnym piecu chlebowym i zgodnie z tradycyjną, starą recepturą przez panią Karolinę), kiełbasa, boczek (własnej produkcji), chrzan (wykopany na pobliskim polu, nie zaś ze sklepowego słoika), sól i masło. Najdrobniejsza nawet okruszyna wymienionych produktów nie ma prawa się zmarnować - zapewniają obie panie. Po świątecznym śniadaniu to, czego nie zjedzą domownicy, wędruje do garnka, w którym przygotowywana jest specjalna zupa zwana święconką. - Święconka ma specyficzny smak i nie wszystkim moim domownikom, a mam tu na myśli głównie dzieci, przypada do gustu, ale zjadamy ją, bowiem taka jest tradycja, a ta w święta wielkanocne to świętość - mówi Beata Sędzik.
Obrzędy związane z Wielkanocą to jednak nie tylko Wielka Sobota i Wielka Niedziela. W Wielki Czwartek wieczorem w domu pani Beaty praca wre. Domownicy wykonują krzyżyki z gałązek, z których wcześniej powstała palma wielkanocna. - Następnego dnia, jeszcze przed pianiem koguta, dzieci zanoszą te krzyżyki na pola i wbijają je w ziemię, aby zapewnić jej urodzaj - mówi pani Beata, zaś jej teściowa dodaje, że ich moc ma także strzec pola przez burzami i gradobiciem. Takie same krzyżyki wiesza się na zagrodzie. Czynnościom rozwieszania towarzyszy przeraźliwy dźwięk kołatek i drewnianych terkotek wprawianych w ruch dziecięcymi dłońmi. Tradycja mówi, że gospodarz, który w nocy z czwartku na piątek jako pierwszy zaniesie krzyżyk na pole, jako pierwszy zbierze z niego plony.
Wielki Piątek to czas, kiedy przy Grobie Pańskim strażacy zaciągają wartę. Pełnią ją tradycyjnie strażacy ochotnicy. W domu pani Beaty szeregów straży (z racji wieku) nie zasila jedynie najmłodszy syn - Dawid. Członkostwo w straży jest dla Sędzików rodzinną tradycją, ważną tym bardziej, że założycielem OSP w Czesławiu był nieżyjący już Józef Sędzik, mąż pani Karoliny.
Do wielkosobotnich rytuałów, o których opowiadają obie panie, należy także pokropienie domu i pól wodą przyniesioną z kościoła (zaraz po mszy, podczas której jest poświęcona). - Gospodarz skrapia pola i zagrodę, co ma zapewnić dobre zbiory i ustrzec dom od niebezpieczeństw - mówi Karolina Sędzik. - Od kiedy zabrakło męża, zajmuję się tym sama.
Niezmienną tradycją wielkanocną w domu Sędzików jest to, że do wielkanocnego śniadania zasiada nawet kilkanaście osób. Przychodzą wszyscy: dziadkowie, rodzice, cała grupa wnuków. ˜- Niedziela to czas spędzony przez całą rodzinę w domu, ale już w poniedziałek każdy chce odwiedzić swoich bliższych i dalszych krewnych - mówi pani Karolina. Jej synowa, Beata, odwiedza wówczas swój rodzinny dom w Wiśniowej. - Z sentymentem wspominam zachowane w rodzinnych stronach zwyczaje, jak choćby "dziady" - mówi. - W lany poniedziałek, ubrane w dziwne przebrania "dziady" nie przepuszczą nikomu. Woda leje się strumieniami. Głównym obiektem zainteresowania są oczywiście panny. Bywa, że niektóre z nich siłą wciągane są przez "dziady" do rzeki.
Podobnych domów, jak dom rodziny Sędzików, nie brakuje we wsiach powiatu myślenickiego. Obrzędy świąteczne kultywowane przez rodziców przekazywane są dzieciom, które przekażą je z czasem swoim dzieciom. Jeśli tak się rzeczywiście stanie, o siłę tradycji możemy być spokojni.
Katarzyna Hołuj
[email protected]

Zdaniem artysty

Jerzy Chlipała, artysta ludowy z Wiśniowej: - "Dziady" to piękna tradycja, choć coraz rzadziej kultywowana. Z niedzieli na poniedziałek urządzały tzw. noc psoty. Polegało to na tym, że grupa młodzieńców starała się zaskoczyć mieszkańców wsi, zwłaszcza gospodarzy, dziwnymi pomysłami. Na przykład zamalowywano okna wapnem, wyjmowano z zawiasów bramy i przenoszono je w inne miejsce, zdarzało się nawet, że rozbierano konny wóz na elementy, wynoszono je na... dach stodoły i tam na powrót składano. Zdarzały się także przypadki, kiedy zgromadzone na podwórku materiały budowlane służyły do zamurowania drzwi lub wrót do stodoły.
Dziwne były także przebrania "dziadów". Kiedyś grupa wykonywała maski we własnym zakresie, ostatnio są one kupowane w sklepach. Pamiętam, że przebranie odpowiadało aktualnym wydarzeniom. Kiedyś "dziady" wcieliły się w grupę... talibów, innym razem jeden z "dziadów" przebrany był za żółwia, zaś koledzy wieźli go na deskorolce...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski