Władysław A. Serczyk: ZNAD GRANICY
Najpierw oddech stawał się za krótki i - jak nazywałem ten stan - "w powietrzu było za mało powietrza". Potem przymaszerowywały nieznośne bóle w głębi klatki piersiowej. Gdy po kilkudziesięciu minutach męczarni wreszcie udawało mi się zasnąć, budziłem się już za godzinę, bowiem cały seansik rozpoczynał się od nowa. Było jak na torturach w średniowieczu, gdy podejrzany o popełnienie przestępstwa prawdziwy lub domniemany złoczyńca nie przyznawał się do winy, mimo pięciokrotnego przypalania wyjętym z ogniska żelazem. Wtedy towarzyszący przesłuchaniu instygator wydawał polecenie: "Pal go sześć!"
Nic więc dziwnego, że kiedy rano zwlekałem się z łoża boleści, czułem się bardziej zmęczony niż przed tym niby-wypoczynkiem. Oczywiście, nie było mowy o żadnych snach ani czarno-białych, ani kolorowych.
Po cudownej terapii zastosowanej przez znakomity zespół rzeszowskich lekarzy ze szpitala na Lwowskiej, dotychczasowe dolegliwości minęły jak ręką odjął. Zasypiam natychmiast, już nawet w czasie wieczornych relacji telewizyjnych o kolejnych przekrętach "na górze", natomiast budzę się dopiero rano o wpół do szóstej. Kiedyś o tej porze wyprowadzałem psiaka na spacer. Teraz go nie ma, bo zapewne wędruje po niebie z bliskimi, którzy wyprzedzili go w tej dalekiej podróży na - podobno - lepszy ze światów, ale przyzwyczajenie pozostało. Ba! Nawet czasem z rozpędu przymierzam się do włożenia do miski porannej porcji psiego jedzenia!
Ciekawe jednak, że nadal nie śni mi się nic. Niegdyś nocą powracały przeżyte kiedyś pełne niebezpieczeństw sytuacje: matura z fizyki, awaria hamulców w samochodzie w Alpach austriackich przy zjeździe z Grossglocknera czy jazda na stopniach tramwaju wśród innych podobnych mnie "chojraków". Obecnie, od godzin późnowieczornych do samego rana czarna dziura. Zupełna pustka. Czyżbym tak wyjałowiał na starość? A może absolutnym nocnym nieróbstwem odbijam sobie godziny zmarnowane przed kilku miesiącami? Chwała Bogu, nie mam poważniejszych zmartwień. Natomiast, zapewne dla utrzymania niezbędnej równowagi ducha, sąsiadka pocieszała mnie ostatnio, komunikując z radością: "Będzie pan długo żył, bo zaraz tej nocy, gdy zabrało pana z domu pogotowie, śniło mi się, że pan umarł i byłam na pańskim pogrzebie!"
No, chociaż tyle powinno wystarczyć za własne w tej mierze niedostatki! W każdym razie to, co mam, w pełni mnie satysfakcjonuje i nie widzę potrzeby, by mieć więcej. Może właśnie na tym polega poczucie bycia zdrowym?
Daj Boże!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?