Większość likierów i nalewów ma prapoczątki nie tyle w medycynie, co w tradycji klasztornej. Właśnie mnisi specjalizowali się (obok modlitwy) w sporządzaniu cudownych mikstur. Lekarstwa klasztorne z czasem stały się przysmakiem i ozdobą kredensów i stołów. O leczniczych korzeniach likierów już praktycznie zapomniano i koncentrujemy się na przyjemności sączenia słodko-gorzkich mieszanek. I właśnie jedną z nich zamierzam Mamę uhonorować. Będzie to włoski orzechowy likier Frangelico.
W XVII wieku na pograniczu Ligurii i Piemontu sławę wielką zyskał mnich Frangelico. Destylował, mieszał, słodził nalewy winogronowej grappy na owoce, zioła, korzenie. Ponoć cudownych ekstraktów stworzył sporo, ale największą popularność (pośmiertną, co prawda) przyniósł mu likier z orzechów laskowych. Podstawą trunku są oczywiście jeszcze zielone, niedojrzałe owoce, razem z miękką jeszcze łupiną. Nalew spirytusowy na takich młodziakach przypomina smakiem politurę do drewna, więc pracować nad nim trzeba jeszcze sporo. Smak wzbogaca się, mieszając z nalewami na całych ziarnach kawy, całych owocach kakao, na waniliowych laseczkach i kwiatach pomarańczy. Taka mikstura jednak nadal przypomina smakiem (aromatem już nie!) akrylową farbkę, więc słodzona jest karmelem. Karmel też tonizuje kolor likieru i jego gęstość. Całość po wielotygodniowym stabilizowaniu (przegryzaniu) w szklanych lub glinianych słojach nabiera powagi i radości. Efekt ostateczny jest piorunujący. Mocno orzechowy, kawowy w dalekim waniliowym tle, kwiat pomarańczy przydaje świeżości. Słodycz okrutna, lepka. Więc zdecydowanie damska.
Frangelico sączyć warto schłodzone. Dobrze, gdy w pobliżu jest filiżanka kawy z bitą śmietaną. Włosi pijają Frangelico rozwodnione tonikiem. Pomysł równie idiotyczny jak budowa metra we Włoszczowej. Ja poproszę Mamę, by cieszyła się słodkim orzechowcem w postaci czystej, 24-procentowej. Przecież orzechowe nalewki (słodkie, słodkie!) były kiedyś w Polsce całkiem popularne. Robiono je i z młodych orzechów włoskich, i z laskowych. Zasypywano cukrem, zalewano spirytusem na sześć tygodni, dla złagodzenia goryczy dodawano pociętą w ćwiartki cytrynę lub pigwę. Może więc zamiast szukać po świecie oryginalnych trunków, poszperamy w starych sztambuchach? A wszystkim Mamom życzę, synów-abstynentów i wiele orzechowej słodyczy.
PRZEMYSŁAW OSUCHOWSKI OBERŻYŚWIAT
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?