– Siatkarki z Muszyny ze łzami w oczach odbierały brązowe medale. Pan też się wzruszył?
– Oczywiście. A co do dziewczyn, to przecież duża część z nich nigdy wcześniej nie miała okazji założyć medalu na szyję. Łzy były naturalne.
– Panu medale jeszcze się nie znudziły?
– Nie, tego nigdy za dużo. Dusza trenerska jest tak skonstruowana, że sukces, medal i każde zwycięstwo, wywołują pozytywne emocje. Co tu dużo mówić: są trenerzy, którzy pracują solidnie, są dobrymi fachowcami, ale nie mają możliwości, żeby takiej chwili doczekać. A ja mam już ósmy medal.
– Ile on tak naprawdę waży?
– Powiem szczerze, że – i nie ukrywałem tego wcześniej – dla nas już wejście do czwórki było dużym sukcesem. A zdobycie brązowego medalu jest sukcesem olbrzymim. Patrząc na klubową gablotę, to tak sobie myślę, że jego wartość jest porównywalna do tych historycznych, złotych medali.
– Słysząc w przeszłości różne komentarze nie myślał Pan sobie: „OK, zajmę się w klubie czymś innym, a drużynę niech przejmie inny trener, choćby z zagranicy”?
– Głosy, które oderwane są od realiów, to głosy ludzi albo zakompleksionych, albo złośliwych. Dla mnie kompletnie nie mają znaczenia. W sumie nawet mnie nie denerwują.
– Zawsze tak było?
– Pewnie kiedyś irytowały, ale za mną przecież wiele lat pracy. Do tego lat bardzo dobrych wyników, więc złośliwości wynikające z kompleksów traktuję raczej jako element humorystyczny.
– Była kiedyś oferta objęcia stanowiska selekcjonera reprezentacji? Pytam, bo jest Pan, jeśli chodzi nawet o wszystkie polskie rozgrywki ligowe, jednym z najbardziej utytułowanych naszych trenerów.
– Pytanie padło pod zły adres. Trzeba je zadać szefom związku. W każdym razie ja sam nigdy nie składałem takiej aplikacji. Nie chcę też wchodzić w kompetencje ludzi za takie rzeczy odpowiedzialnych. Ich wybory szanuję.
– A nie chodzi Panu po głowie, żeby trafić do lepszego polskiego klubu?
– Lepszy polski klub od tego z Muszyny, który w ostatnich latach ma największe osiągnięcia, najlepsze wyniki, jak chociażby wygranie europejskiego Pucharu CEV? Lepszej propozycji niż praca w Muszynie być nie może.
– Zagranica też nie kusi?
– Nie będę wdawać się w taką rozmowę. To sprawy bardzo prywatne. Temat zamknę w taki sposób – z pewnością, gdybym chciał, to pracowałbym w wielu, innych klubach.
– Wróćmy do właśnie zakończonego sezonu: klucz do sukcesu?
– Byliśmy zespołem, który po prostu walczył. Wkładał w grę całe serce, ambicję. Dzięki takiemu podejściu cieszymy się z medalu. Podziękowania też dla sponsorów, czyli firm Polski Cukier i Muszynianka. No i dla burmistrz Golby, który bardzo zaangażował się w nasz klub, też ciężko pracuje nad stroną organizacyjno-finansową.
– Apropos pieniędzy, kiedyś prowadził Pan same gwiazdy, a dziś część drużyny dopiero walczy o swoją pozycję. Który wariant pracy Pan woli?
– To różne odczucia. Każdy z tych zespołów miał swoje walory, ale też mankamenty. To przecież naturalne. No, ale prawda: praca z młodymi zawodniczkami sprawia dodatkową satysfakcję, bo jeśli są efekty, to właśnie szczególnie na tych dziewczynach przez dalsze lata zostaje ślad trenera.
– W Pana drużynie efekty są.
– No tak, popatrzmy chociażby przez pryzmat Natalii Kurnikowskiej, która jest u nas dwa lata, a przychodziła jako takie siatkarskie „brzydkie kaczątko”. Dziś to już zawodniczka ukształtowana, która ma bardzo wysoką pozycję w ligowej hierarchii.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?