Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O miłości do świata widzialnego

Redakcja
Przez chwilę zawahałem się, czy z tak zainicjowanym tekstem nie skręcić raczej w stronę wiersza? Tym bardziej, że i druga linijka jakby stosownie się dostawiła. Mogło by się zaczynać: O miłości do świata widzialnego / I o przywiązaniu do chwil umykających…

Leszek Długosz: Z BRACKIEJ

Ale nie przesadzajmy z tym poezjowaniem w okienku felietonowym. A wzięło się to z powodu książki leżącej przede mną. Patrzy na mnie z okładki fascynująca, nieco egzotyczna Piękność. Jej tajemnicze spojrzenie przyciąga wzrok… Okładka ta jest zapowiedzią reszty. A reszta owa to: "Alchemia portretu. Warsztaty fotograficzne Bolesława Lutosławskiego”. (wyd. Helion).

Jej autor, a dla mnie po prostu Bolek Lutosławski, rodowity krakowianin (syn znakomitej aktorki Anny Lutosławskiej), od lat żyje w Anglii. Posiada bogatą biografię (zapewne w ogóle), a już na pewno artystyczną. Studiował w Łódzkiej Filmówce, potem historię sztuki na UJ, w kraju w którym spędza dorosłe życie pracuje jako inżynier, w przemyśle elektronicznym. Zapewne to więcej z powodów praktycznych, czyli dla chleba Panie… Dusza artysty, twórcy, przywiodła go do pisarstwa, opublikował kilka książek prozatorskich, także sztukę teatralną, no i całe życie (mniej lub bardziej intensywnie) zajmuje się fotografią. A to, zapewne, najbardziej z powodu miłości do świata widzialnego. Przynajmniej tak ja to widzę i rozumiem.

W ten sposób wyjaśnił się – niejako sam – tytuł dzisiejszego felietonu, który owej "Alchemii” fotografii chcę poświęcić. Tak odbieram: ta książka napisana jest z miłością dla fotografii, dla sztuki patrzenia. Dla sztuki więc – wyboru, przetworzenia, punktowania znaczeń, dla… tu można by sporo jeszcze aspektów dorzucić. A rozwijając dalej, wszystko z potrzeby "podstawienia pod nasze spojrzenie określonego widzialnego zjawiska”. W przypadku Bolka Lutosławskiego najczęściej jest to ludzka twarz. Rzecz więc dotyczy sztuki portretowania. Trudna sprawa, dla wielu powodów. Nie tylko dla samej procedury, dla wyboru właściwych parametrów technicznych, dla tajemnic obróbki, ale i dla aspektu psychologicznego, kulturowego… Najlepiej aby się zdarzyło tak, by nastąpiła "zbieżność interesu” portretowanego i twórcy portretu. A różnie w tym przypadku bywa. Lutosławski od lat prowadzi tego rodzaju warsztaty fotograficzne w Londynie i w Cambridge, gdzie mieszka. Z niespotykaną otwartością i empatią dla widza (czytelnika) – więc możemy domniemywać, że i dla kursantów owych – odsłania kulisy swojej kuchni fotograficznej. Publikując wspaniały zestaw zdjęć, dokładnie opisuje środki jakimi się posłużył, dla uzyskania tego czy innego efektu. Pisze o tym z precyzją "technologa”, a jednocześnie z czułością wręcz psychologa i artysty. Odsłania sztukę fotografowania tak, że można wcale nie będąc zaangażowanym (dotąd nie mając potrzeby chwycenia za instrument, czyli za aparat), już można prawie mieć ochotę na jakiś obiekt popatrzeć "fachowo” i spróbować.

Książka ta (bo raczej to książka albumowa, niż stricte album) przy okazji prezentuje jakże atrakcyjny zestaw nazwisk – posiadaczy tych twarzy. Autorowi udało się pozyskać wyjątkową kolekcję sławnych współczesnych twórców polskich i angielskich. Od Witolda Lutosławskiego (czyli stryja) poczynając, przez znakomity portret Tadeusza Kantora, konterfekty Lema, Szmborskiej, Pendereckiego, po twarze z Albionu. Ot choćby prywatne, poza sceną chwytane, twarze Glendy Jackson. Tu dodam z niejakim skrępowaniem, znalazłem i swoje nawet wizerunki z młodości. Ale sądzę, że dołączony do nich opis zastosowanych środków warsztatowych (przy tym sposobie pozyskiwania tego rodzaju o b r a z u) usprawiedliwia pewnie obecność moją, jako modela…

Piękna książka dla przyjemności i dla nauki. Polecam ją wszystkim ustabilizowanym amatorom fotografii, jak i tym, którzy okazjonalnie, może właśnie wakacyjnie z aparatem poszaleją. Można skorzystać, podczytać – jak patrzeć, jak wybierać i utrwalać to co ulotne. A ostatecznie, w sumie – jest to książka o tym, jak patrząc na świat (na wybrany obiekt, więc i na twarz) powiedzieć swoje… A to chyba w każdej dyscyplinie sztuki stanowi główny cel i sens działania. Podzielając z wszystkimi to co ogółowi dostępne, jak zapisać (wyrazić) własną jakość patrzenia. Własne świata rozumienie, więc… swój ślad?

Ale o tym musiałbym już w następnym felietonie, czyli w moich poniekąd "warsztatach poetyckich”. O tym więc ewentualnie po wakacjach. Gdyż rozstajemy się na jakiś czas. Mając w programie, przypominam, już jakby gotowe, do rozwinięcia dwie linijki. – O miłości do świata widzialnego / I o przywiązaniu do chwil umykających… Dziękuję Państwu, za wspólny na łamach "Dziennika Polskiego”, odlatujący już sezon. Życzę pięknej pogody, we wszelakim ujęciu i pojęciu…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski