Obama - prezydent jednej kadencji?

Fot. archiwum prywatne

Wtorkowe wybory w USA to klęska Baracka Obamy, czy tylko chwilowa porażka?

- Coś pomiędzy ciężką porażką a lekką klęską. Nie są to straty typowe dla wyborów do Kongresu w połowie pierwszej kadencji nowego prezydenta, bo Obama doznał ciosu bardziej dotkliwego. Ale nie jest to też całkowita klęska, bo taką byłaby zupełna utrata większości w obu izbach Kongresu. Zdarzyło się to Billowi Clintonowi po dwóch latach jego pierwszej kadencji w roku 1994.

- Czy Obama ma szansę odzyskać popularność w ciągu dwóch lat rządów, które mu pozostały?

- Moim zdaniem bardzo małe. Musiałby wymyślić jakiś szczególnie zręczny sposób na okazanie swojej skuteczności, gdy ma przeciwko sobie większość republikańską w Izbie Reprezentantów i silną mniejszość w Senacie zdolną do blokowania ustaw i procesu legislacyjnego. Zdolną do blokowania nie tylko uchwalania nowych ustaw, ale także np. nominacji na stanowiska rządowe. Tylko geniusz strategii i taktyki politycznej mógłby sobie z tym poradzić. Jeżeli Obama jest geniuszem, to sobie poradzi. Zobaczymy więc, czy jest politycznym geniuszem, za jakiego dwa lata temu go (a także jego strategów) uważano. Myślę jednak, że owi stratedzy Obamy nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa i ciągle na wiele ich stać.

- Czy prezydentowi uda się ułożyć z republikańską większością w Izbie Reprezentantów?

- Myślę, że raczej mu się to nie uda. Chyba że pojawiłaby się jakaś zupełnie nadzwyczajna sytuacja, typu nowa wojna, wymagająca narodowego i politycznego zjednoczenia. Bez takich wyjątkowo mocnych impulsów, wywołujących jedność i usuwających konflikty na dalszy plan, można spodziewać się całkowitej wzajemnej blokady w parlamencie. Mało tego, można spodziewać się bardzo brutalnej walki, której prawdziwym celem są wybory prezydenckie za dwa lata. Jeden z liderów partii republikańskiej sformułował już cel swojego ugrupowania: aby Obama przeszedł do historii jako prezydent jednej kadencji.

Rozmawiał: Paweł Stachnik