Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Obamę pokochał cały świat

Redakcja
- 20 stycznia minął rok od zaprzysiężenia Baracka Obamy na stanowisko prezydenta USA. Jak po roku rządów oceniany jest on w Stanach Zjednoczonych?

Rozmowa z drem PAWŁEM LAIDLEREM*, amerykanistą z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

- Po pierwszym roku sprawowania urzędu zanotowano wprawdzie spadek popularności Obamy z 80 do 50 proc., ale generalna ocena nowego prezydenta jest pozytywna. Obama potrafił utrzymać sympatię, jaką zdobył podczas kampanii wyborczej. Ludzie nadal go lubią, podziwiają i ufają mu. Chociaż ów spadek popularności o 30 proc. powinien już zostać w środowisku demokratów potraktowany jako żółte światło ostrzegawcze i sygnał, że należy wziąć się do pracy. Obama po wygraniu wyborów nadal jakby kontynuował kampanię. Jeździł po kraju, wygłaszał przemówienia, spotykał się z ludźmi. Mało było natomiast realnych działań zmierzających do rozwiązania konkretnych problemów, co zapowiadał w kampanii.

- Pierwszym i chyba najważniejszym zadaniem, z jakim musiał się uporać nowo wybrany prezydent, był kryzys ekonomiczny. Jak Obama z tym sobie poradził?

- Kryzys generalnie ma to do siebie, że pojawia się i szybko nie znika. Na początku kadencji Obama podjął oczywiście działania zmierzające do walki z recesją. Były one prowadzone nawet w porozumieniu z republikanami, wspólnie uchwalono pakiet ustaw o pomocy gospodarczej, miliony dolarów wpompowano w gospodarkę. Niestety, na tym się skończyło. Później Obama zajął się innymi sprawami, które bardziej go interesowały - zmianami klimatycznymi, ubezpieczeniem zdrowotnym itp., a kwestie ekonomiczne pozostawił trochę same sobie. Musimy jednak uzmysłowić sobie, że obecny kryzys w USA różni się od tego z lat 30. ubiegłego wieku. Wtedy ludzie z dnia na dzień tracili pracę, domy, cały majątek i stawali się bezdomnymi i bezrobotnymi. Teraz mamy do czynienia jedynie z pewnym obniżeniem poziomu życia Amerykanów, który i tak pozostaje stosunkowo wysoki.

- Drugą ważną kwestią w polityce wewnętrznej była forsowana przez Obamę reforma systemu opieki zdrowotnej.

- Mimo nie do końca jednoznacznego układu politycznego udało mu się w ciągu dość krótkiego czasu (pod koniec ubiegłego roku) przeprowadzić tę reformę przez izbę niższą Kongresu. Problem polega jednak na tym, że - wbrew pozorom - nie jest to najbardziej konieczna zmiana w systemie społeczno-prawnym USA. Wielu obserwatorów zauważa, że tak naprawdę ubezpieczeniem społecznym nieobjętych jest jakieś kilkanaście procent Amerykanów. Nie jest też tak, że wszyscy oni będą chcieli zostać objęci ubezpieczeniem. Może się więc okazać, że reforma, o której wiele się mówi i na którą wyłoży się wiele milionów, przyniesie nieznaczną poprawę sytuacji, np. zaledwie o kilka procent. Mocno forsowana reforma systemu zdrowia odciągnęła trochę uwagę społeczną od innych kwestii polityki wewnętrznej, które miały zostać przez Obamę rozwiązane, a nie zostały. Pojawiła się wprawdzie próba reformy administracji publicznej, była propozycja pakietu reform polityki energetycznej i jeszcze parę innych rzeczy. Wszystko to jednak znajduje się na takim samym etapie, jak podczas kampanii wyborczej, tzn. na etapie obietnic, względnie na etapie opracowywania. Wszyscy czekają teraz na drugi rok rządów nowego prezydenta, to właśnie ten rok pokaże, czy Obama będzie realnie skuteczny w polityce wewnętrznej. Dotychczas więcej było bowiem robienia wrażenia, niż rzeczywistych działań.
- Niemal w rocznicę swojego zaprzysiężenia Obama otrzymał od wyborców niezbyt miły prezent. Wybory uzupełniające do senatu w stanie Massachusetts wygrał kandydat republikanów Scott Brown.

- Przykrość była tym większa, że Brown zajął miejsce po zmarłym niedawno Edwardzie Kennedym, a w tym stanie demokraci wygrywali wybory od 1972 r. Zwycięstwo republikanina naruszyło w dodatku układ sił w Senacie, odbierając ponad 60-procentową większość demokratom, umożliwiającą blokowanie działań opozycji, co mocno komplikuje im teraz ustawodawcze przedsięwzięcia. To wydarzenie jest wyraźnym sygnałem, że gdyby dziś odbyły się wybory, demokraci nie mogliby czuć się tak pewnie jak rok temu.

- A jak Obama jest postrzegany przez tzw. zwykłych Amerykanów?

- Mimo wspomnianego wcześniej spadku popularności nadal jest bardzo lubiany. Jest celebrytą, media ciągle przedstawiają go bardzo pozytywnie. On sam za każdym razem, gdy przemawia i gdy chce coś przekazać, stara się dotrzeć do jak największej grupy odbiorców. Zna się doskonale na technikach public relations, na mowie ciała itd. i dlatego cały czas odbierany jest przez Amerykanów bardzo dobrze. Miał oczywiście pewne wpadki - zbyt wiele czasu poświęcał definiowaniu problemów zamiast je rozwiązywać, występował niezbyt udanie w talk-show'ach, miał parę lapsusów wypowiadając się na temat polityki zagranicznej, dostał pstryczka w nos od MKOl, który przyznał olimpiadę letnią w 2016 r. Rio de Janeiro, a nie jego ukochanemu Chicago, za którym lobbował. Wszystko to jednak nie zagroziło jego popularności. Wizerunek Obamy, będący dziś jego siłą, może za jakiś czas stać się jednak jego klątwą. On wciąż opiera się wyłącznie na wizerunku, ale gdyby odsączyć medialny obraz Obamy i ocenić jego realne dokonania okaże się, że nie ma tego zbyt wiele. Najwyższy czas zabrać się więc do roboty.

- Przejdźmy do polityki zagranicznej. Najważniejszymi sprawami, z jakimi musiał zmierzyć się Obama były wojny w Iraku i Afganistanie.

- O ile politykę wewnętrzną jesteśmy w stanie ocenić już dziś, to działania na arenie międzynarodowej ocenia się z perspektywy kilku lat lub dłuższej. Moim zdaniem jednak, gdy przyjrzeć się zagranicznej polityce nowego prezydenta, wyraźnie widać, że kontynuuje on politykę swojego poprzednika George'a W. Busha. Jedyne co różni Obamę od Busha, to umiejętność dyplomatycznego podejścia do drażliwych kwestii i nie nazywania rzeczy po imieniu, czyli po prostu inna retoryka polityczna. Czym jest bowiem zwiększenie kontyngentu wojskowego w Afganistanie o 30 tys. żołnierzy, jak nie kontynuacją polityki Busha? Nie ma wątpliwości, że Obama będąc już prezydentem uzmysłowił sobie, że Afganistan to problem, z którym nie da się uporać w przeciągu paru miesięcy, czy nawet roku. Podobnie jest z Irakiem. Bez względu na to, czy jesteśmy zwolennikami czy przeciwnikami interwencji w tym kraju, musimy przyznać, że operacja pokojowa trwa tam już bardzo długo i nie przynosi większych efektów. Jeżeli w kampanii wyborczej zapowiada się wycofanie wojsk, powinna to być jedna z pierwszych decyzji po objęciu urzędu. Niestety, tutaj także okazało się, że sprawa nie jest tak prosta jak wydawało się wcześniej. Proces wycofania się z Iraku potrwa minimum trzy - cztery lata. Na pewno więc wszystkie oddziały nie opuszczą tego kraju przed końcem kadencji Obamy. I niewątpliwie zostanie mu to wypomniane w następnej kampanii wyborczej.
- Czy Obama zanotował jednak jakieś sukcesy w polityce zagranicznej?

- Pokochała go nie tylko Ameryka, ale też Europa i cały świat. Politycy, zwłaszcza z Europy Zachodniej, widzą w nim przywódcę świata, a Stany Zjednoczone nadal są predestynowane do bycia światowym mocarstwem i przewodzenia narodom. Pytanie tylko jak Obama poradzi sobie z tą przywódczą rolą. Złym sygnałem może być przebieg szczytu klimatycznego w Kopenhadze, który zakończył się klapą i brakiem jakichkolwiek wiążących decyzji. A Stany Zjednoczone, które ustami Obamy zapowiadały ratyfikowanie protokołu z Kioto i zmianę polityki emisji gazów, wciąż tego nie uczyniły.

- A jak układają się stosunki USA - Rosja?

- Perspektywa polska jest tutaj wyraźna: zbyt dobre relacje na tej linii nie są dla nas korzystne. Widzimy bowiem, że pojawiają się ze strony USA pewne negatywne dla Polski decyzje (lub równie negatywny ich brak) i mają one charakter wyraźnego ukłonu wobec Rosji. Z kolei perspektywa amerykańska, wbrew pozorom, nie jest jednoznaczna. Nie mam wątpliwości, że USA i Rosja zarówno ze względu na bieżącą politykę, jak i na historię, nie będą bliskimi sprzymierzeńcami. Ich relacje bardziej przypominają poszukiwanie płaszczyzn do porozumienia, po to, by zapomnieć, że są też inne płaszczyzny, które mocno dzielą. Przykładem może być tutaj Iran, wobec którego zamiary obu mocarstw są zupełnie rozbieżne. Symptomatyczne dla relacji USA - Rosja były reakcje prezydenckich kandydatów na wojnę rosyjsko-gruzińską w 2008 r. John McCain nazwał wtedy Putina agentem KGB, a na jakąkolwiek reakcję Obamy musieliśmy czekać przez cały tydzień. Wydaje się, że dziś wszystko, co będzie działo się w Gruzji, czy innych poradzieckich republikach, pozostanie sprawą rosyjską. Myślę, że Stany Zjednoczone pod rządami Obamy nie będą zbyt głośno podnosić sprawy wejścia Ukrainy do NATO. Rosyjscy przywódcy otrzymali też wyraźny sygnał, że - przynajmniej w najbliższych latach - nie muszą się obawiać obecności amerykańskich rakiet w Europie Środkowo-Wschodniej.

- Jak potraktować przyznanie Obamie pokojowej nagrody Nobla - jako sukces czy raczej wizerunkową porażkę, zważywszy na krytyczne komentarze, jakie się po tym posypały.

- Myślę, że gdyby traktować to w kategoriach porażki, bardziej będzie to porażka komitetu noblowskiego niż samego Obamy. W jego przypadku jest to bowiem jak najbardziej sukces PR-owski. Uwierzono mu - i to na podstawie wyłącznie deklaracji - że jest w stanie zrealizować te wszystkie szczytne hasła: pokój, rozbrojenie, współpracę między państwami. Gdyby chcieć bronić komitetu noblowskiego, trzeba powiedzieć, że jeżeli ktoś ma "ulepszać świat", to właśnie prezydent Stanów Zjednocznych, który ma do tego wszelkie możliwości. W dodatku nagroda sprawi, że społeczność międzynarodowa zacznie uważniej spoglądać na działania Obamy, a także dopingować go do większej aktywności.
- Stosunki polsko-amerykańskie nie są chyba takie jak byśmy sobie życzyli.

- Po działaniach Obamy widać, że Europa Środkowo-Wschodnia nie jest jego ulubionym regionem. Priorytet mają inne części świata, np. Afryka. Niekorzystne dla nas decyzje względem tarczy antyrakietowej, brak konkretów co do strategicznego partnerstwa między naszymi krajami, brak większej pomocy militarnej dla polskiej armii, pokazują, że Polska nie znajduje się na liście priorytetów USA.

Rozmawiał: PAWEŁ STACHNIK

* Dr Paweł Laidler jest zastępcą dyrektora Instytutu Amerykanistyki i Studiów Polonijnych UJ.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski