Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ocieramy się o śmierć

Redakcja
- Kilka dni temu podpisaliście kontrakt z wytwórnią Metal Mind Productions. Jak do tego doszło?

Rozmowa z MARKIEM PIEKARCZYKIEM, wokalistą zespołu TSA

   - Podchodziło nas kilka firm - w tym i duże kompanie. Jednak to Metal Mind przedstawił najlepszą propozycję. Czuliśmy, że zależy im na nas. Będziemy u nich na świeczniku.
   - Tomasz Dziubiński, szef Metal Mindu, ma opinię bardzo trudnego negocjatora…
   - My też! Pertraktacje trwały bardzo długo. Chodziło nam bowiem nie tylko o wydanie nowego albumu, ale również o wznowienie starszych wydawnictw. W końcu jednak dogadaliśmy się: Metal Mind wznowi naszą drugą, trzecią i czwartą płytę.
   - A słynny debiut?
   - Sklepy muzyczne zostały ostatnio zarzucone nielegalną reedycją "Live", dokonaną przez firmę MTJ. Odradzam wszystkim jej zakup, mimo że w "Media Markt" można ją nabyć za 5 zł. Muzyka została przegrana z analogowej płyty, a okładka zepsuta. Oczywiście wszystko zrobiono bez naszej zgody. Nie stać nas jednak na kosztowny proces. Postaramy się namówić Metal Mind na autentyczną reedycję tego krążka - pokażemy złodziejaszkom, jak naprawdę brzmi ta muzyka!
   - Kiedy usłyszymy nową płytę TSA?
   - Już w kwietniu. Będzie nosić tytuł "Proceder". Od 15 stycznia siedzimy w studiu w Piasecznie i nagrywamy na nią materiał. Sesja będzie trwała miesiąc. To krótko, ale finanse zmuszają nas do szybkiego działania. Piosenki mamy już oczywiście gotowe. Powstały one w ciągu ostatnich dwóch lat, od kiedy znów gramy w swym najlepszym składzie: Andrzej Nowak i Stefan Machel na gitarach, Janusz Niekrasz na basie i Marek Kapłon na perkusji.
   - Czy Wasi fani powinni spodziewać się dużych zmian w brzmieniu zespołu?
   - Już nie fascynuję się nowościami. Najlepsze rzeczy powstały dawno temu - ot, choćby płyty Jimmiego Hendriksa, Led Zeppelin, Grand Funk Railroad, ale nie tylko rock i blues - psychodeliczne kapele w rodzaju King Crimson czy Soft Machine wymyślały kiedyś takie rozwiązania harmoniczne, że nawet dzisiaj znanym jazzmanom opadają szczęki, kiedy tego słuchają. Stefan jest bardziej otwarty na nowości - ostatnio fascynuje się grupą Tool. Słuchamy również sporo muzyki poważnej. Nie oznacza to oczywiście, że będziemy naśladować innych. Wstajemy rano, pijemy kawę, wchodzimy do studia i gramy. Nikt z nas nie wie, co powstanie pod koniec dnia. TSA to pięciu facetów o odmiennych charakterach i gustach. Odkąd pamiętam, kłóciliśmy się tylko o naszą muzykę. Teraz jest tak samo!
   - Wasze piosenki porażały zawsze swą genialną wręcz prostotą...
   - I tak będzie również teraz. Większość pomysłów na nowy album przynoszą gitarzyści - szczególnie Stefan. To bardzo skomplikowane aranże, które potem powoli czyścimy i odzieramy ze zbędnych elementów. W efekcie zostaje z nich jedna trzecia tego, co było na początku. W ten sposób dążymy do uzyskania maksymalnego efektu przy użyciu minimum środków.
   - Jakie tematy podejmujesz tym razem w swych tekstach?
   - Jak zawsze interesuje mnie to, co dzieje się w człowieku: kłamstwo, zdrada, miłość, przyjaźń. To uniwersalne sprawy. Nie chcę angażować się w doraźną publicystykę, jak robi to Kazik, bo takie piosenki szybko tracą swą aktualność i łatwo się o nich zapomina. Nie uciekam od rzeczywistości, która nas otacza. Głównym tematem albumu jest ogłupianie ludzi przez media. Telewizja sprzedaje nam kłamstwa, mamiąc mirażem życia w luksusie. Czas wyrwać młodzież z letargu.
   - Jak fani reagują na nowe piosenki, kiedy gracie je podczas koncertów?
   - Najpierw stoją i wsłuchują się. Potem zaczynają się gibać i w końcu szaleją jak przy starych przebojach. Bardzo mnie to cieszy, ponieważ podczas występów dajemy z siebie wszystko - jesteśmy już staruchami i za każdym razem ocieramy się o śmierć!
   - Jak się czujecie grając ze sobą znów razem po ponad dziesięciu latach rozłąki?
   - Super! Początkowo miałem pewne wątpliwości, czy się dogadamy, ale szybko się ich pozbyłem. To jak powrót do kobiety, która była kiedyś największą miłością naszego życia. Rozumiemy się bez słów i czerpiemy z tego ogromną przyjemność. Nie ma w tym żadnego udawania - za starzy jesteśmy na to.
   - W jakiej jesteś kondycji głosowej?
   - Znakomitej! Mam 53 lata i nigdy nie pobierałem żadnych lekcji śpiewu. Kiedyś próbowano mnie na to namówić, ale się nie dałem. Jestem naturszczykiem - wychodzę na scenę i śpiewam. To co, że czasem fałszuję? Nie to jest najważniejsze. Liczy się ekspresja i siła wyrazu. A tego mi nie brakuje.
   - A co z Twoją długo zapowiadaną płytą solową?
   - Materiał już jest. Album będzie się nazywał "Czady i ballady". Chciałbym go nagrać w swoim studiu z pomocą zaprzyjaźnionych muzyków. A na to trzeba kasy i czasu. Teraz poświęciłem się TSA. Kiedy skończymy nowy album i jego promocję, zabiorę się za swoje rzeczy. Mam nadzieję, że płyta okaże się sukcesem i zarobimy na niej tyle, że będzie mnie wreszcie stać na zajęcie się własną płytą!
Rozmawiał: PAWEŁ GZYL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski