MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Odchodzący w milczeniu

Redakcja
Choć Ian Curtis umarł przedwcześnie, jak inni rockowi idole, Janis Joplin, Jim Morrison czy Jimi Hendrix, był ich zupełnym przeciwieństwem. Nie chciał "żyć szybko", zadręczał się, że zdradza żonę, że nie potrafi być dobrym ojcem i mężem. Do dziś pozostaje patronem tych młodych ludzi, którzy mając dobre intencje, gubią się w życiu, nie akceptują samych siebie, czują się samotni i niezrozumiani. Dla nich muzyka i teksty Joy Division są zapisem własnych przeżyć. Fot. Warner Music Poland
Choć Ian Curtis umarł przedwcześnie, jak inni rockowi idole, Janis Joplin, Jim Morrison czy Jimi Hendrix, był ich zupełnym przeciwieństwem. Nie chciał "żyć szybko", zadręczał się, że zdradza żonę, że nie potrafi być dobrym ojcem i mężem. Do dziś pozostaje patronem tych młodych ludzi, którzy mając dobre intencje, gubią się w życiu, nie akceptują samych siebie, czują się samotni i niezrozumiani. Dla nich muzyka i teksty Joy Division są zapisem własnych przeżyć. Fot. Warner Music Poland
We wtorek, 18 maja minie trzydziesta rocznica śmierci Ian Curtisa, wokalisty brytyjskiej grupy Joy Division. Jego postać jest dla trzeciego już pokolenia wchodzącego w dorosłe życie symbolem młodzieńczej nadwrażliwości, która zachowując niewinność i szczerość, poniosła porażkę w konfrontacji z dorosłym życiem. Umrzeć młodo

Choć Ian Curtis umarł przedwcześnie, jak inni rockowi idole, Janis Joplin, Jim Morrison czy Jimi Hendrix, był ich zupełnym przeciwieństwem. Nie chciał "żyć szybko", zadręczał się, że zdradza żonę, że nie potrafi być dobrym ojcem i mężem. Do dziś pozostaje patronem tych młodych ludzi, którzy mając dobre intencje, gubią się w życiu, nie akceptują samych siebie, czują się samotni i niezrozumiani. Dla nich muzyka i teksty Joy Division są zapisem własnych przeżyć. Fot. Warner Music Poland

30. Rocznica śmierci Iana Curtisa

Już jako jedenastolatek zdobył uznanie nauczycieli swoimi pierwszymi próbami poetyckimi. Dzięki nim otrzymał stypendium prestiżowej The King`s School w Macclesfield niedaleko Manchesteru. Nie przykładał się jednak specjalnie do nauki. Zdawał wszystkie egzaminy w terminie, ale interesowały go jedynie literatura i muzyka.

Jako nastolatek dorastający na szarym blokowisku przemysłowego miasta, szybko zainteresował się kolorową subkulturą rockową. Jego ulubionymi wykonawcami stali się piewcy życiowej odmienności - Lou Reed, David Bowie i Iggy Pop. Idąc śladem kulturowych tropów z ich twórczości, odkrył prozę Franza Kafki, Williama Burroughsa i J.G. Ballarda. W efekcie stworzył sobie ponurą wizję świata, w którym człowiek poddany jest wpływowi anonimowych sił, prowadzących go do nieuniknionej zguby.

W wieku siedemnastu lat Ian poznał przyszłą żonę - Deborah Woodruff. Skromna, prosta dziewczyna z liceum, szybko zakochała się w małomównym i pochmurnym chłopaku. Curtis powoli dopuszczał ją do swojego świata, odkrywając przed nią coraz to bardziej zaskakujące pokłady emocji. W piętnaście lat po śmierci męża Deborah napisze w książce "Przejmujący z oddali": "Ian nigdy nie ukrywał swojego zainteresowania artystami, którzy młodo zmarli. Dzięki niemu zaczęłam dowiadywać się czegoś o Jamesie Deanie, Jimie Morrisonie i Janis Joplin. (...) Kiedy powiedział mi, że nie ma zamiaru przekroczyć wieku dwudziestu paru lat, przyjęłam to z przymrużeniem oka, zakładając, że to chwilowe i z tego wyrośnie".

Dywizja z Auschwitz

20 lipca 1976 roku do Manchesteru przyjechali z koncertem punkowcy z Sex Pistols. Mało jeszcze wtedy znani, ściągnęli zaledwie niewielką grupę widzów. Ale byli wśród nich wszyscy późniejsi przedstawiciele lokalnej sceny nowofalowej. Występ stał się prawdziwą iskrą zapalną - każdy, kto go oglądał, natychmiast chciał założyć własny zespół. Pistolsi pokazali bowiem, że aby grać, nie trzeba wielkich umiejętności muzycznych, a wystarczą zapał i energia. Nic więc dziwnego, że kilka dni później Ian przeczytał w miejscowym sklepie muzycznym ogłoszenie dwóch młodych muzyków, poszukujących wokalisty. W ten sposób poznał basistę Petera Hooka i gitarzystę Bernarda Sumnera, z którymi powołał do życia grupę Warsaw. Nazwa ta została zapożyczona z tytułu kompozycji Davida Bowie z albumu "Low", którą słynny muzyk napisał w połowie lat 70. po kilkugodzinnym pobycie w stolicy Polski. Kiedy do grupy dołączył perkusista Stephen Morris, zaczęły się koncerty. Podczas jednego z nich doszło do nieprzyjemnego incydentu - ponieważ występ Warsaw wyjątkowo się opóźnił, Ian wszedł na scenę wściekły i pijany. Przewracał się, rozbił szklankę, pokaleczył sobie nogi, podarł spodnie. Deborah Curtis wspomina: "Wydaje mi się, że właśnie wtedy jego sceniczna osobowość zaczęła wymykać się spod kontroli, ale Ian z oczywistych powodów nie chciał, abym to zauważyła. Żaden z koncertów, na których byłam, nie miał tak dramatycznego przebiegu jak tamten".
Kiedy muzycy dowiedzieli się, że w Londynie działa punkowy zespół Warsaw Pact, postanowili zmienić nazwę. Tym razem padło na Joy Division. Termin ten został zaczerpnięty z książki "The House Of Dolls" żydowskiego pisarza ukrywającego się pod pseudonimem Ka-Tzetznik, opisującego wyselekcjonowane grupy kobiet, które w obozie koncentracyjnym w Auschwitz przeznaczone były do świadczenia usług seksualnych niemieckim żołnierzom. Nazwa była kontrowersyjna - ale o to chodziło, wszak muzycy byli zafascynowani punkową taktyką szoku, mającą obudzić tkwiące w ideowym letargu brytyjskie społeczeństwo.

Schizofreniczna osobowość

Ian ożenił się z Deborah w 1975 roku, mając zaledwie 19 lat. Ich małżeństwo od początku było trudne - on, coraz bardziej skupiony na swoim wnętrzu, otoczony przez muzykę i literaturę, ona - zwykła dziewczyna, marząca o własnym domu i rodzinie. Aby sprostać oczekiwaniom żony, Ian zatrudnił się w lokalnym biurze pracy. Nudne i mało płatne zajęcie przysparzało mu jednak więcej frustracji niż satysfakcji. Wieczorami, kiedy Deborah chciała z mężem pójść do pubu lub posiedzieć przed telewizorem, Ian wychodził na coraz częstsze próby i koncerty. Drogi małżonków powoli zaczynały się więc rozchodzić. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść.

Kiedy zimą 1978 roku grupa wracała z koncertu w Londynie, Ian siedzący na tylnim siedzeniu samochodu, zaczął nagle drżeć i rzucać się w różne strony, uderzając w szyby auta. Muzycy zatrzymali się na poboczu, próbując uspokoić kolegę. Kiedy odzyskał przytomność, zawieziono go do szpitala. Kilkanaście dni później lekarze stwierdzili u niego padaczkę. Mimo złowróżbnej diagnozy, wokalista Joy Division nie zrezygnował z występów. Na kolejny dramat nie trzeba było więc długo czekać - podczas jednego z występów hipnotycznie mrugające światła stroboskopów wywołały kolejny atak. Ian runął na scenę, przewrócił perkusję, reszta muzyków stanęła jak wryta, nie wiedząc co robić, a widzowie przepychali się pod estradę, myśląc, że to część spektaklu. Podobne sytuacje powtórzyły się jeszcze kilka razy - było o nie łatwo, ponieważ wokalista Joy Division podczas występów często wpadał w trans, wykonując niezwykły taniec, w który angażował całe ciało i umysł.

W kwietniu 1979 roku urodziła się córka Iana i Deborah - Natalie. Początkowo wokalista starał się pomagać żonie w opiece nad dzieckiem, z czasem jednak, kiedy kolejne ataki padaczki wpędziły go w depresję, zaczął się oddalać w swój świat. Zamknięty we własnym pokoju, pisał coraz bardziej ponure teksty. Deborah stwierdzi potem: "Ian zawsze był ekscentrykiem o schizofrenicznej osobowości i to właśnie różniło go od innych i najbardziej mnie pociągało, gdy byliśmy nastolatkami. Teraz jednak ta gorsza strona jego charakteru - złośliwość i fałsz - zaczęły brać górę".

Rozłupani jak lód

Wydany w czerwcu 1979 roku przez niezależną wytwórnię Factory Records z Manchesteru debiutancki album Joy Division - "Unknown Pleasures" - okazał się dziełem wyjątkowym. Zawierał mroczną i surową muzykę, która choć wyrastała z punka, szła znacznie dalej - tworzyła gęsty, klaustrofobiczny nastrój paranoicznego osaczenia, głębokiego kryzysu psychicznego, z którego nie było wyjścia. Z takim brzmieniem idealnie korespondowały osobiste teksty Curtisa, śpiewane głębokim i mrocznym głosem. "Widziałem noce pełne bólu/ krew się przelewała/ I zyskiwano ciała, zyskiwano ciała/ Gdzie to się skończy?" ("Day Of The Lords"), "Byliśmy sobie obcy, na drogę zbyt długą/ Gwałtowni, gwałtowni/ Byliśmy sobie obcy" ("I Remember Nothing") czy "Twoje nadzieje, twoje marzenia, twój raj/ Bohaterowie, idole rozłupani jak lodu skraj" ("Autosuggestion").

Entuzjastyczne przyjęcie albumu przez prasę sprawiło, że Joy Division zaczęli grać więcej koncertów. Upomniała się o nich również Europa. Wtedy z zespołem skontaktowała się Annik Honoré, inteligentna i urodziwa dziewczyna, pracująca w londyńskiej ambasadzie Belgii przy promocji brytyjskiej kultury w swej ojczyźnie. Ponieważ była wielbicielką zespołu, od razu postanowiła bliżej zainteresować się wokalistą grupy. Wkrótce romans Iana z Annik stał się skrzętnie ukrywaną tajemnicą Joy Division. Belgijka wyruszyła z zespołem w trasę po kontynencie, a potem zamieszkała z Ianem podczas prac nad kolejnym albumem w Londynie. O związku wiedzieli wszyscy - koledzy z grupy, menedżer, ludzie w wytwórni, ale jako ostatnia dowiedziała się Deborah. Początkowo próbowała walczyć o odzyskanie męża - Ian usiłował więc zerwać z Annik, a ponieważ nie dawał sobie z tym rady, oszukiwał żonę i coraz rzadziej bywał w domu. Po jednym z koncertów w kwietniu 1980 roku wokalista przedawkował luminal - skończyło się na płukaniu żołądka i kilkudniowym pobycie w szpitalu. Mimo to psychiatra badający Iana stwierdził, że nie okazuje on żadnych skłonności samobójczych. Nie było więc mowy o odwoływaniu koncertów - tuż po opuszczeniu kliniki Joy Division dało występ, podczas którego Ian wykonał tylko trzy piosenki i zemdlał. Wszystko skończyło się wielką rozróbą z udziałem widzów. Deborah: "Branża muzyczna to zazdrosna kochanka. Chociaż chłopaki z Joy Division łatwo pogodzili się z tym, że kapela zastępuje im rodziny i przyjaciół, niestety, żaden z nich nie mógł być dla Iana żoną. Wybór Annik na konkubinę był fatalny, bo ona nie potrafiła, a może nie chciała zapewnić mu spokoju po atakach epilepsji. Jej pełne zakłopotania uniki bardzo go raniły".

Życie gorsze od śmierci

Ian nie rozmawiał z chłopakami z zespołu o swych problemach. Nawet rozpaczliwe teksty wokalisty nie zwróciły ich uwagi. Tymczasem na nowy album - "Closer" - przygotował on jeszcze bardziej dramatyczne wyznania. "Matko, próbowałem, proszę uwierz mi/ Staram się jak mogę/ Wstydzę się teraz tego, czego musiałem doświadczyć/ Wstydzę się tego, kim jestem" ("Isolation"), "To kryzys, który wiedziałem, że nastąpi, zniszczy równowagę, którą utrzymywałem/ Czy to jest rola, którą chciałeś żyć?/ Byłem głupcem, że prosiłem o tak wiele/ Bez ochrony i niemowlęcej troski, wszystko rozpada się za jednym dotknięciem" ("Passover") "Jak mam znaleźć właściwy sposób kontroli/ Wszystkich konfliktów wewnątrz, wszystkich obocznych problemów/ Kiedy pojawiają się pytania/ a odpowiedzi nie pasują" ("Komakino").
Zdesperowana Deborah wniosła pozew o rozwód. Mimo że Joy Division dostali właśnie propozycję pierwszych koncertów w USA, Ian załamał się posunięciem żony. 18 maja umówił się z nią w ich własnym domu na spotkanie, aby namówić ją do zmiany decyzji. Odbyli krótką rozmowę, a potem Deborah wróciła do rodziców, gdzie wówczas mieszkała. Ian został sam. Obejrzał w telewizji depresyjny film Wernera Herzoga "Stroszek", którego główny bohater popełnia w finale samobójstwo, włączył płytę Iggiego Popa "The Idiot" i założył sobie stryczek na szyję. Deborah znalazła go następnego ranka powieszonego na sznurze od bielizny w kuchni. Miał zaledwie 23 lata.

Napisała potem: "Ian musiał się czuć bardzo samotny, paraliżował go przy tym brak możliwości porozumienia się i poddania kuracji. Jak nieszczęśliwym trzeba się czuć, by życie wydawało się gorsze od śmierci?"

Bernard Sumner, gitarzysta Joy Division: "Niektórzy są odporni na to, co przynosi życie, ale Ian taki nie był. Nie potrafił ignorować swoich problemów, nawet tych małych, które pojawiają się od czasu do czasu w życiu każdego. Próbował, ale nie mógł".

Tony Wilson, właściciel Factory Records: "Nigdy mi nie powiedział, że ma zamiar młodo umrzeć, bo przecież inwestowałem w niego. Chciał zostać romantycznym bohaterem i udało mu się to".

Choć Ian Curtis umarł przedwcześnie, jak inni rockowi idole, Janis Joplin, Jim Morrison czy Jimi Hendrix, był ich zupełnym przeciwieństwem. Nie chciał "żyć szybko", zaliczać kolejnych dziewczyn, korzystać z wszelkich dostępnych używek, szokować zachowaniem czy ubiorem. Raczej odwrotnie - zadręczał się, że zdradza żonę, że nie potrafi być dobrym ojcem i mężem. Obwiniał się za to, że jego choroba powstrzymuje rozwój zespołu. Nie umiał pokonać własnych słabości, wad charakteru i nie mógł się z tym pogodzić. Cierpiał fizycznie i psychicznie. Dlatego do dziś jest patronem tych młodych ludzi, którzy mając dobre intencje, gubią się w życiu, nie akceptują samych siebie, czują się samotni i niezrozumiani. Dla nich muzyka i teksty Joy Division na zawsze pozostaną zapisem ich własnych przeżyć.

Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski