„Odlotowe” propozycje wyborcze niemal wszystkich partii. Politycy mają nas za idiotów

- I cały czas coś nowego, czytaj bardziej kosztownego, wymyślają - mówi Aleksander Łaszek, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju. Prof. Marek Bankowicz, politolog z UJ, twierdzi, że obecnie politycy wręcz prześcigają się w składaniu obłudnych obietnic, pisaniu bełkotliwych programów, których nikt nie czyta, nawet oni sami. - Żadna formacja nie traktuje wyborców poważnie - podkreśla dr Robert Sobiech, socjolog z UW. Partie prześcigają się w składaniu monstrualnie nierealnych obietnic, co w praktyce oznacza, że mają Polaków za idiotów.

Regułą jest przy tym, że każda opozycyjna formacja krytykuje aktualną władzę za... zbyt duży dług publiczny i deficyt budżetowy. Po czym sama składa obietnice, które kompletnie nie liczą się z realiami finansowymi państwa. Co ciekawe, także rządząca Polską Platforma Obywatelska nie chce pozostać w tyle i również obiecuje w kampanii „gruszki na wierzbie”.

PiS skąpcem przy ZLewie
Analitycy z Forum Obywatelskiego Rozwoju obliczyli, że wypełnienie obietnic PiS kosztowałoby w ciągu kadencji ok. 230 mld zł ( m.in. 500 zł miesięcznie dodatku na dziecko, obniżenie CIT dla małych firm, podniesienie kwoty wolnej od podatku, obniżka wieku emerytalnego). - Proponowane natomiast przez PiS dochody są mgliste - ocenia Łaszek.

Ale przy Zjednoczonej Lewicy PiS wydaje się oszczędny, być może wręcz skąpy. ZLew „daje” np. 2500 zł pensji minimalnej, czyli o 43 proc. więcej niż dzisiaj. Stanowiłoby to dwie trzecie średniej pensji, czyli istny ewenement w skali świata.

ZLew oferuje też całą gamę innych przywilejów, m.in. wydłużenie urlopów do 30 dni, obniżenie wieku emerytalnego, solidne podniesienie emerytur zarówno w systemie ZUS-owskim, jak i KRUS-owskim, minimum 15 zł za godzinę pracy, pomoc dla „frankowiczów” etc. Lewica chce też wprowadzić 7-krotnie wyższą niż dziś kwotę wolną od podatku: z 3 do 21 tys. zł. Dla porównania: PiS planuje tę kwotę zwiększyć do 8 tys.

- Wzrost kwoty wolnej od podatku z dotychczasowych 3 do 8 tys. zł mógłby zostać sfinansowany poprzez podniesienie stawki podatków o 3 proc.: z 18 proc. do 21 proc. lub poprzez wprowadzenie nowych obciążeń - mówi prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC. - Ale już wzrost do 21 tys. w praktyce w ogóle nie wchodzi w grę.

ZLew obiecuje też „premię obywatelską” za wzrost PKB; w 2014 r. każdy z nas, w tym niemowlęta, dostałby - według Zlewu - po 500 zł. - To tak absurdalna oferta, że nie sposób jej komentować - mówi główny ekonomista FOR.

Partia Razem (kolejna forma lewicy), też nie żałuje. Oferuje m.in. 35-godzinny tydzień pracy. W zamian proponuje oszczędności, ale wręcz infantylne. Chce ograniczyć wynagrodzenia poselskie do trzykrotności płacy minimalnej. „Powiązanie wynagrodzenia parlamentarzysty z płacą minimalną pomoże posłom pamiętać, jak wyglądają realia życia przeciętnych Polaków” - czytamy w programie PR.

PSL „odlatuje”
PSL, jak wskazują obliczenia FOR, też ma „odlot”. Wypełnienie ich oferty programowej (np. obniżka VAT, wzrost wydatków na inwestycje, głównie związane z rolnictwem), kosztować musiałoby ok. 160 mld zł.

PO nieco skromniej szafuje obietnicami przedwyborczymi. Ich spełnienie (m.in. obniżka VAT, bon refundacyjny na leki, dodatki na dzieci i dla emerytów), kosztowałoby ok. 50 mld.

- Jedynie oferta programowa Nowoczesnej w miarę bilansuje się, głównie z powodu zapowiedzi likwidacji przywilejów, np. rolniczych czy górniczych - twierdzi Łaszek.

Problem w tym, że - patrząc na potencjał polityczny - tak samo realne są deklaracje ZLewu, co Nowoczesnej.