Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odwróceni plecami

Łukasz Gazur
„Artyści z Krakowa. Generacja 1980-1990”
„Artyści z Krakowa. Generacja 1980-1990” fot. Anna Kaczmarz
Wystawa „Artyści z Krakowa. Generacja 1980-1990” to kroczek w dobrym kierunku. Kroczek zaledwie. Chodząc od obrazu do obrazu ma się wrażenie, że to zmarnowana okazja.

Roczniki 80. to artyści, którzy odwrócili się plecami do rzeczywistości. Zrezygnowali z publicystycznego zacięcia i mówienia wprost o polityce. Oni w odróżnieniu od poprzedniego pokolenia twórców nie niosą bagażu historycznych doświadczeń czasów transformacji. Chętnie za to sięgają po to, co wydawało się już wyblakłe w sztuce dawnych i współczesnych mistrzów. W rozedrganych obrazach Tomasza Prymona widać nawiązanie do geometrii Rothki i Newmana, wzbogaconej gestem Pollocka. Dalej jeden z najciekawszych młodych artystów, Tomasz Baran, który robi wszystko, by ożywić abstrakcję, pozwalając jej wyjść z ram. Ciekawi wydają się malarze próbujący się zmieścić między abstrakcją liryczną a kolorystami - Grzegorz Siembida lub Kamil Kukla.

Tacy właśnie tzw. kololiryści to może być najciekawsze zjawisko nadchodzących sezonów. Nie mogło zabraknąć młodych surrealistów, którzy od kilku lat święcą triumfy w galeriach świata. Jest więc Jakub Julian Ziółkowski, dalej Mateusz Szczypiński, Dawid Czycz i Ewa Juszkiewicz. Do tego widzimy indywidualności, takie jak Łukasz Stokłosa, tworzący niepokojące obrazy w estetyce noir, oraz Marta Antoniak, przetapiająca (dosłownie!) wspomnienia z dzieciństwa w postaci plastikowych figurek, czyniąc z nich materiał do obrazów utrzymanych w duchu malarstwa materii.

Za podjęcie tematu należą się MOCAK-owi pochwały bezwzględnie. To trop, którym powinny iść poczynania krakowskiego Muzeum Sztuki Współczesnej. To próba wygrania na lokalności, wpisania artystów z Krakowa w kontekst współczesnej historii sztuki, zabrania głosu przez instytucję w dyskusji i uzupełnienie obowiązujących hierarchii o nowe nazwiska, poszerzenia pola widzenia. Zwłaszcza że Kraków ma się czym pochwalić: Ewa Juszkiewicz jest zwyciężczynią konkursu „Bielska Jesień”, Jakub Julian Ziółkowski brał udział w Biennale Sztuki w Wenecji, Jakub Woynarowski jest laureatem tegorocznego paszportu „Polityki” i twórcą projektu polskiego pawilonu na Biennale Architektury w Wenecji.

Ale w tej wystawie trudno dostrzec refleksję, próbę ustalenia rangi poszczególnych artystów, sklasyfikowania zjawisk, z jakimi mamy do czynienia dziś na rynku krakowskim. Mamy już nie tylko młodych surrealistów, których niegdyś krytyk Kuba Banasiak ochrzcił mianem „zmęczonych rzeczywistością”. Pojawili się teraz abstrakcjoniści: z jednej strony formaliści w rodzaju Tomasza Barana czy Tomasza Prymona, z drugiej - wspomniani kololiryści w rodzaju Kamila Kukli czy Grzegorza Siembidy. Od wystawy w MOCAK-u oczekiwać można skatalogowania zjawisk, a nie wywieszenia obrazów obok siebie. Wystawa muzealna powinna być wyrazistym zabraniem głosu, próbą porządkowania krajobrazu artystycznego. Tymczasem mam wrażenie, że pod tym względem ta ekspozycja jest po prostu płaska. I to chyba jej największa wada.

Drugim poważnym mankamentem mocakowej ekspozycji jest też research, przeszukanie lokalnego rynku. Jeśli chce się pokazywać pogrobowców abstrakcji lirycznej i kolorystów to ogromne zdziwienie budzi fakt, że na wystawie nie pojawia się najciekawszy dziś przedstawiciel tego nurtu - Krzysztof Mężyk. A lista nieobecnych jest dłuższa. Nie wiem, czy kuratorki potknęły się o własny gust czy zdecydowały inne względy, ale te braki są widoczne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski