MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ofiara psychopatycznego zabójcy

Redakcja
Zofia Piątkowska
Zofia Piątkowska
Nie miała wrogów. Ktoś jednak zamordował samotną, spokojną staruszkę, a potem rozkawałkował zwłoki. Małopolscy policjanci, którzy od kilku miesięcy próbują rozwiązać zagadkę makabrycznej zbrodni, apelują o pomoc do mieszkańców Krakowa.

Zofia Piątkowska

PRZESTĘPCZOŚĆ. Ostatni raz panią Zofię widziano 27 listopada 2008 r. w Krakowie

Rok temu na krakowskich Rybitwach znaleziono fragmenty kobiecych zwłok - odrąbane siekierą nogi oraz część tułowia. Leżały w zaroślach na łące, jakieś 200 metrów od ul. Nad Drwiną. Przez kilka kolejnych dni policjanci przeczesywali okolicę w poszukiwaniu reszty ciała. Bezskutecznie. Do dzisiaj nie natrafiono na ich ślad.

Ofiarę szybko zidentyfikowano, bo obok szczątków zabójca porzucił ubranie. W kieszeni kurtki znajdowały się dokumenty i klucze od mieszkania. Należały do Zofii Piątkowskiej z Krakowa. Jej zaginięcie zgłoszono na policji pod koniec listopada 2008 r.

- Nie była z nikim skonfliktowana. Czasem zachowywała się dziwnie, ale na pewno nie miała żadnych wrogów - zapewnia jedna z mieszkanek bloku przy ul. Korczaka w Krakowie, należącego do spółdzielni Domy Pogodnej Jesieni, w którym pani Zofia zajmowała dwupokojowe mieszkanie.

Sąsiedzi mówią o niej: cicha, spokojna, pedantyczna, skryta i raczej nieufna. Odkąd kilka lat temu pochowała męża, mieszkała samotnie. Poza jedną, zmarłą już sąsiadką, nie utrzymywała z nikim bliskich kontaktów. Podobnie z rodziną - pomagał jej tylko siostrzeniec.

Dziwne zachowanie pani Zofii wynikało z jej choroby - zaników pamięci. Czasem zaczepiała na ulicy przechodniów, mówiąc, że jest ich krewną. Zdarzało jej się też pukać do mieszkań obcych ludzi i wmawiać im to samo. Czasami twierdziła, że przyjechała do Krakowa do pracy w sklepie spożywczym, albo że wybiera się na pogrzeb siostry. Pytała też o drogę do Radzynia Podlaskiego, Szaflar, Chojnika lub Chojnowa. Najczęściej błąkała się po Nowej Hucie, gdzie przed laty pracowała w sklepie, ale odnajdywano ją też w miastach, sporo oddalonych od Krakowa - np. w Radomiu lub w Zakopanem. Wielokrotnie znikała z domu, ale zwykle odnajdowała się już po kilkudziesięciu godzinach. Na cmentarzu, albo na klatkach schodowych budynków. Zagubiona i bezradna staruszka zwracała uwagę i zawsze ktoś dzwonił na policję. Tym razem stało się jednak inaczej.

Ostatni raz panią Zofię widziano 27 listopada 2008 r. na przystanku autobusowym przy ul. Opolskiej w Krakowie. Tam rozstała się z sąsiadką, mówiąc, że wybiera się do siostry (dawno temu zmarłej). Miała ze sobą reklamówkę, a w niej jabłka. Prawdopodobnie wsiadła do autobusu. Dokąd pojechała i kim był jej zabójca - do dzisiaj nie wiadomo.

- Nie ulega wątpliwości, że morderca najpierw zabił swą ofiarę, potem rozebrał, a następnie rozkawałkował jej zwłoki - najprawdopodobniej w otwartym terenie, gdyż w jej garderobie znaleziono fragment trawy. Użył do tego siekiery i noża. Nie miał wprawy w rozkawałkowywaniu ciała, nawet zwierzęcego, ale zrobił to w sposób, który wymaga sporej odporności psychicznej. Zabójstwo nie miało tła seksualnego - mówią policjanci, opierając się na opiniach biegłych sądowych.

Jedna z wersji śledczych zakłada, że pani Zofia padła ofiarą psychopatycznego zabójcy, którego mogła sama zaczepić, pytając np. o drogę. Zabrudzone buty mogą świadczyć o tym, że wcześniej szła błotnistą drogą. Mogły to być okolice Rybitw, ale równie dobrze - ogródki działkowe. Sprawca mógł przecież wywieźć zwłoki do innej części miasta.
Mimo że śledztwo w tej sprawie trwa już kilkanaście miesięcy, nadal jest w nim więcej hipotez i znaków zapytania, niż konkretnych tropów. Niedługo po raz kolejny w krakowskich autobusach i tramwajach pojawią się plakaty ze zdjęciami Zofii Piątkowskiej. Chcąc dopaść mordercę, policjanci wciąż szukają świadków, którzy ją widzieli pod koniec listopada 2008 r.

Policja prosi również o informacje dotyczące podejrzanie wyglądających osób i samochodów zaparkowanych w okolicach miejsca odnalezienia fragmentów zwłok - ulicy Nad Drwiną w Krakowie na przełomie 2008 i 2009 roku. W tej sprawie można dzwonić na numer alarmowy policji 997 (112) lub 12 6154442 (po godz. 16 automatyczna sekretarka). Śledczy gwarantują anonimowość.

(EK)

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski