Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ogień strawił namiastkę Podhala pod Proszowicami

Aleksander Gąciarz
Obiekt w czasach powojennych
Obiekt w czasach powojennych Fot. Archowium
Klimontów. W latach 80. XIX stulecia wieś kupił lekarz Adam Henryk Dołęga-Dziedzicki, przyjaciel Tytusa Chałubińskiego. Z jego podróży do Zakopanego zrodziła się fascynacja tamtejszą architekturą.

W efekcie tej fascynacji w Klimontowie stanął wyjątkowy dla tego terenu budynek. Wyglądał tak, jakby ktoś przeniósł go w to miejsce z Podhala. Drewniany, pokryty spadzistym dachem, którego więźbę wykonano bez użycia gwoździ.

Zaprojektował go Stanisław Witkiewicz (ojciec Witkacego), uważany za twórcę stylu zakopiańskiego w architekturze. Dwór w Klimontowie był inspirowany zakopiańskim Domem pod Jedlami, najsłynniejszym dziełem Witkiewicza, zbudowanym w 1897 roku dla Jana Gwalberta Pawlikowskiego.- Dziadek, zauroczony stylem zakopiańskim, postanowił w miejscu starego, zniszczonego dworu postawić dom według projektu Stanisława Witkiewicza - pisze w liście sprzed 15 lat Teresa Dziedzicka-Bujakowa, córka ostatniego przedwojennego właściciela Klimontowa, Tadeusza Dołęgi-Dziedzickiego.

Rodzina Dziedzickich wywodziła się z Mazowsza. Adam Dołęga Dziedzicki (1805-1876) był oficerem wojsk Królestwa Polskiego. Jego syn Adam Józef (1852-1933) lekarzem. To właśnie on kupił majątek Klimontów razem z folwarkiem Teresin i wybudował nowy dwór.

Ostatnim przedwojennym właścicielem dworu był Tadeusz Dołęga Dziedzicki, syn Adama Józefa. Ukończył Studium Rolnicze przy Uniwersytecie Jagiellońskim, w latach 1918-20 walczył jako ochotnik w II Pułku Szwoleżerów Rokitniańskich. Po wojnie administrował majątkiem Ostrów oraz - wspólnie z ojcem - Klimontowem. Gospodarstwo specjalizowało się w hodowli i produkcji nasion. Obaj Dziedziccy lubowali się też w ogrodnictwie. Sprowadzali do Klimontowa ciekawe rośliny (drzewa i krzewy) i układali z nich ciekawe kompozycje. Wiadomo też, że rodzina utrzymywała bliskie kontakty zwłaszcza z Kleszczyńskimi z Jakubowic i Morstinami z Pławowic.

Po wybuchu II wojny Tadeusz Dziedzicki jako oficer rezerwy walczył w szeregach Armii Kraków. Pod Rawą Ruską dostał się do niewoli, ale dzięki pomocy żony mógł wrócić do Klimontowa, gdzie natychmiast włączył się w działania ruchu oporu. Był członkiem Związku Walki Zbrojnej i Armii Krajowej (ps. Krzywda). Pełnił funkcję kwatermistrza proszowickiego podobwodu 106. Dywizji Piechoty i Krakowskiej Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej. Teresa Dziedzicka Bujakowa (córka Tadeusza) przypomina, że w październiku 1944 roku jej ojciec został aresztowany przez gestapo. - Przewieziono go do więzienia w Miechowie, skąd został wykupiony dzięki pomocy sąsiadów i przez pewien czas ukrywał się - wspomina.

Tadeusz Dziedzicki krótko cieszył się wolnością. W styczniu 1945 roku po wkroczeniu Armii Czerwonej dwór został zajęty przez wysokiego rangą oficera. Teresa Bujakowa pisze, że był to "generał dowodzący natarciem na Proszowice". "Około 6 rano wkroczył oddział piechoty i w pół godziny musieliśmy opuścić dom. Rodzina rozproszyła się. Część zainstalowała się w czworakach, część w różnych domach na wsi. Zaraz też rozpoczęły się aresztowania" - czytamy w liście.

Przebywający w czasie wojny w Szreniawie Cyryl Priebe (nauczyciel z Poznańskiego) w swoim pamiętniku zanotował: "Rozpoczęło się wprowadzenie nowych porządków. Jacyś ludzie, mówiono że z NKWD, wpadli do dziedzica, skatowali go na oczach pracowników i na powrozie zabrali ze sobą do ZSRR."

Cyryl Priebe nie wymienia nazwiska dziedzica, ale Szreniawa to część Klimontowa, zatem można przypuszczać, że chodziło o Tadeusza Dziedzickiego.

Teresa Bujakowa potwierdza, że jej ojciec wraz z grupą innych osób z rejonu Proszowic został wywieziony ale nie opisuje szczegółów. "Aresztowanych pognano piechotą do Krakowa i osadzono w więzieniu na Montelupich. Mąż został wcielony do Ludowego Wojska Polskiego, a ojciec został z końcem marca wywieziony do Kazachstanu. Moja matka i reszta rodziny błąkali się po znajomych dopóki nie zdobyli własnego mieszkania" - pisze.

Tadeusz Dziedzicki trafił do obozu w Krasnowodsku, gdzie zmarł 15 sierpnia 1945 roku. Wcześniej w Starobielsku zginął jego brat Adam. "I tak skończyło się życie w naszym domu" - pisała Teresa Bujakowa.

Nie była to jednak do końca prawda. Po wojnie dwór został przejęty przez państwo. Spichlerz i wozownia zostały przekazane strażakom z OSP. W samym dworze mieściła się szkoła rolnicza, przedszkole, kilka klas podstawówki, mieszkania dla nauczycieli. Prawdziwym początkiem końca dworu było jego odzyskanie przez spadkobierców Tadeusza Dziedzickiego, którzy nie potrafili o dom właściwie zadbać.

Od tamtej pory dwór kilka razy zmieniał właścicieli i popadał w coraz większą ruinę. Dla miejscowych amatorów alkoholu stał się stałym miejscem spotkań. Dochodziło do sytuacji, że we wnętrzu drewnianego obiektu palili ogniska. Ostatnio dwór był już w katastrofalnym stanie, aż spłonął w nocy z niedzieli na poniedziałek. I wszystko wskazuje na to, że tym razem naprawdę skończyło się życie w tym domu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski