Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Okrągła rocznica

Redakcja
Będąc młodszy, byłem niezwykle sceptyczny, jeśli idzie o świętowanie rozmaitych rocznic i jubileuszy. Niby dlaczego mamy bić czołem jakimś liczbom podzielnym przez pięć czy też wspominać rocznice co najmniej niechciane.

Marcin Wolski: SPRAWKI Z WARSZAWKI

A przypomnijmy, w PRL–u świecka liturgia koncentrowała się na obchodach rewolucji październikowej, która przyniosła światu morze krwi, nieszczęść i zniewolenia, a samej Rosji uniemożliwiła osiągnięcie roli trwałego supermocarstwa. (Z perspektywy roku, powiedzmy 1913, miała to jak w banku).

Kolejnym świętem był 22 lipca, czyli czczenie Manifestu napisanego i wydrukowanego w Moskwie, który był kamieniem wegielnym "coraz bardziej otaczającej nas rzeczywistości”. Obchodziliśmy też 17 stycznia, rocznicę "wyzwolenia Warszawy”, de facto opanowania kupy gruzów przez Sowietów i ich marionetki. Mniej kontrowersyjny wydawał się 1 września – choć było to nieco masochistyczne fetowanie klęski, a zarazem okazja do krytyki "sanacyjnego domku z kart”. Przy okazji można było przykryć zapomniany 17 września. Półlegalne bywały obchody wybuchu powstania warszawskiego, najchętniej prezentowanego jako bohaterski zryw ludu Warszawy, wywołany przez wredne londyńskie kierownictwo... Trzy święta przedwojenne – 3 maja, 15 sierpnia (Cud nad Wisłą) i 11 listopada, obchodzone przez opozycję, wracały powoli na szczęście skutecznie.

Solidarność nie wylansowała jednego własnego dnia z czerwoną kartką w kalendarzu – 4 czerwca 1989 wywołuje spory o okrągłosto-łowy poród III RP, 31 sierpnia jest zbyt blisko 1 września. A ile sprzecznych emocji budzi 13 grudnia – dowód na potwierdzenie tezy, że znacznie lepiej udaje nam się świętować nasze klęski niż sukcesy.

Choć tu chyba sprawa jest bardziej złożona. Nie chodzi przecież o samą martyrologię. Pamięć o 13 grudnia jest ciągle żywa, bo sam stan wojenny, który nas zmiażdżył i chyba na zawsze podzielił, przypomina upiora z ludowej klechdy. Nigdy do końca nie rozliczony, z korowodem nie ukaranych zombi i ich sukcesorów, powraca co rok, straszy i domaga się pomsty. Czy będzie tak aż do chwili, kiedy wymrą ostatni z uczestników? Zapewne. Kiedy co roku przypominamy powstanie listopadowe, jakoś nikt nie próbuje bronić racji zdrajców i czcić pamięci kolaborantów w rodzaju gen. Krasińskiego czy też wielkiego księcia Konstantego, skądinąd zasłużonego "Polaka honoris causa”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski