On trafił do więzienia, ona tego nie przeżyła

Halina i Jan przeżyli razem ostatnie 10 lat. Bez ślubu. Sąsiedzi dowiedzieli się za późno o ich dramatycznej sytuacji.

- Załatwialiśmy właśnie dla niej węgiel, gdy dowiedzieliśmy się, że nie żyje- mówi Krzysztof Chorąży z Lanckorony. Dodaje, że staruszki nie widziano wcześniej od 2-3 dni, sąsiadkę zaniepokoiło, że na śniegu nie ma żadnych śladów stóp.

Świadkowie opowiadają, że Halina leżała skurczona na wersalce w kuchni, była okryta tylko cienkim kocem, w domu panowało przenikliwe zimno. Dostępu do swojej pani pilnowała mała ciężarna suczka i kilka kotów.

Nikt o tym, co się stało, nie zawiadomił Jana, który w tym czasie odsiadywał w Zakładzie Karnym w Wadowicach wyrok - nie zapłacił 600 zł grzywny, więc Sąd Rejonowy w Bielsku-Białej zamienił karę na 55 dni pozbawienia wolności. O śmierci Haliny dowiedział się od sąsiadów we wsi, gdy wrócił z aresztu.

- Jan w jednej chwili został bezdomnym, bo drzwi do domu zastał zamknięte na kłódkę. Był w jednym ubraniu, tym, które miał na sobie - tłumaczy Adam Jurek, który wspólnie z Krzysztofem Chorążym starał się, aby mężczyzna nie spędził nocy pod gołym niebem. Sąsiedzi zajęli się nim, jak mogli. Dali zimowe buty, rozgrzali, nakarmili i kupili zapas jedzenia dla niego i zwierząt.

Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej nie odpowiedział na pytanie, czy mógł pani Halinie jakoś pomóc. Wójt Tadeusz Łopata powiedział, że staruszkowie nie kwalifikowali się do pomocy. Urzędnicy byli u nich kiedyś i stwierdzili, że pani Halina dawała sobie radę. A Jan jest zameldowany w Bielsku i nie jest na garnuszku tej gminy.

- Wszyscy się dziwimy, że można zamknąć takiego starca i jedynego opiekuna - mówi Krzysztof Chorąży, który - aby nie dochodziło to takich przypadków i żeby pomagać sąsiadom - założył właśnie Stowarzyszenie Mieszkańcy Razem.