Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opera mimo wszystko

Wacław Krupiński
Fot. Archiwum opery
Jej szefowie zawsze mieli pod górkę. Bo Opera Krakowska przez lata była biedna i bezdomna. Mimo to potrafili wystawiać spektakle, o których było głośno w całej Polsce.

Jadwiga Romańska już miała dyplom katowickiej PWSM, gdy dowiedziała się, że ma dostać rolę Gildy w „Rigoletcie”. I tym samym zainaugurować powstającą w Krakowie scenę operową. Nie ucieszyła się. Planowała wyjazd do Ustronia Morskiego na obóz zorganizowany przez uczelnię.

Wypoczynek się jej należał – po studiach ukończonych z wyróżnieniem i po sukcesach w II Ogólnopolskim Konkursie Śpiewaczym. Ostatecznie pojechała nad morze z wyciągiem fortepianowym „Rigoletta”, nad którym wraz z Józefem Stompelem, późniejszym profesorem Akademii Muzycznej w Katowicach, spędzała całe dnie. Ciąg dalszy miał miejsce w Krakowie, już pod opieką reżysera Antoniego Wolaka oraz Jerzego Katlewicza, który operę poprowadził.

„To był piękny okres w moim życiu. I wielkie dla mnie wydarzenie. Ja w roli Gildy, w jednej z najpiękniejszych partii operowych w światowym repertuarze i to w spektaklu inaugurującym powstanie Opery w Krakowie” – będzie wspominać po dekadach prof. Jadwiga Romańska, wybitna śpiewaczka, najwspanialsza primadonna w dziejach tej krakowskiej sceny, mająca w repertuarze 37 wielkich partii operowych.

Był 13 października. To wtedy, w 1954 roku, w sali Domu Żołnierza przy ul. Lubicz odbyła się premiera, po której w „Gazecie Krakowskiej” Jerzy Parzyński oceniał: „Przy dwóch osobach młodych wykonawców zatrzymajmy się nieco dłużej. Pierwsza z nich to debiutująca w roli Gildy Jadwiga Romańska. W stosunku do młodej śpiewaczki nie wahamy się użyć doniośle brzmiącego określenia: wybitny talent, tak wokalny, jak aktorski.

Jadwiga Romańska obdarzona jest sopranem liryczno-koloraturowym o wyjątkowo pięknej, srebrzystej barwie i prawidłowej już – mimo młodego wieku – emisji głosu. Wynikiem tej prawidłowości emisji jest u J. Romańskiej dobra dykcja, która sprawia, że słowo w jej śpiewie nie ginie, lecz nabiera pełni wyrazistości. Aktorsko dała Romańska postać Gildy wdzięczną i nacechowaną naturalnym umiarem”. Drugą młodą osobą był Jerzy Katlewicz. 27-letni dyrygent. Dla niego też była to pierwsza samodzielna realizacja operowa. Po latach będzie z dumą mówił, że pod jego batutą debiutowali Teresa Żylis-Gara, Kazimierz Pustelak i Jadwiga Romańska. Spektakl do końca roku zagrano 16 razy.

A powstawał w warunkach trudnych – bez własnej siedziby, z próbami rozrzuconymi po salach wielu instytucji. Niemniej miał Kraków pierwszy zespół Opery. Dyrektorował jej Tadeusz Krzemiński, a patronowali prof. Piotr Perkowski i dyr. Juliusz Weber. Już wtedy walczyli o budynek dla Opery,wierząc, że się go szybko doczekają.

Komitet Wykonawczy Budowy Teatru Muzycznego powstał już w styczniu 1956 roku. Potem były kolejne, które za każdym razem rozbudzały w melomanach nadzieję: pierwszy w 1971 roku, drugi w roku 1988, kiedy to na czele Komitetu Budowy Opery stanął sam Krzysztof Penderecki. Pojawiały się architektoniczne projekty, wybuchały spory o lokalizację i na tym się kończyło. Instytucja niezmiennie pozostawała bezdomna, korzystając a to z dawnej ujeżdżalni koni przy Lubicz, która stała się sceną operetkową, a to ze sceny Teatru im. J. Słowackiego, gdzie wystawiano opery. Tyle że tu nierzadko nie była mile widziana. Ileż tekstów napisano o trudnej koegzystencji obu instytucji przy pl. Św. Ducha, ile pism urzędowych wymieniono...

Do tego dochodziły kłopoty finansowe. Dzieje Opery w Krakowie to bowiem permanentny ciąg materialnych problemów. Nieważne, jak zwała się ta instytucja – czy była to scena Krakowskiego Towarzystwa Operowego, czy Miejski Teatr Muzyczny, czy Krakowski Teatr Muzyczny, czy Opera i Operetka w Krakowie – przypisany był do niej niedostatek. W 1964 r. dyrekcja skarżąc się władzom miasta na zbyt mizerne środki zauważała, że „dotacja potrzebna na realizację zaplanowanych zamierzeń w Krakowie jest dwukrotnie mniejsza od sumy przeznaczonej na ten cel przez władze Poznania, Śląska, a nawet mniejsza od dotacji Bydgoszczy”.

„Minione 45 lat to także triumf ducha nad materią. Bo czymże innym tłumaczyć można fakt, że teatr bezdomny, z dotacją bodaj najmniejszą z wszystkich polskich placówek tego typu, przygotowywał spektakle, o których głośno było w całej Polsce?” – pisała Anna Woźniakowska w monografii „Czy Kraków zasługuje na Operę?”, wydanej przed 15 laty.

Doszło do tego, że w 1982 roku ukonstytuował się Komitet Ratowania Opery w Krakowie. Była to reakcja zarówno na mizerię finansową, jak i wieczne borykanie się z brakiem sal. Ilością adresów tułającej się Opery, zwłaszcza jeśli idzie o sale do ćwiczeń, można by niemało miejsca zapełnić w gazecie.
Tym, który pierwszy sprawił, że Opera Krakowska wzniosła się na wyżyny, był Kazimierz Kord, który w 1962 roku objął jej dyrekcję. To właśnie jego obecny dyrektor, Bogusław Nowak, wskazuje jako jedną z trzech najważniejszych osób w dziejach instytucji. – Dyrektor Kord uczynił z niej miejsce, które liczyło się na rynku polskich teatrów operowych. Osiem lat jego dyrekcji można by nazwać nawet okresem awangardowym, wszak to on namówił Tadeusza Kantora, by zrealizował jako scenograf, autor kostiumów i reżyser „Don Kichota”. Sukces był ogromny – opowiada.

Gdy Kord obejmował funkcję w Krakowie, miał 32 lata, ogromny talent i równie wielki zapał. To on sprawił, że na spektakle pod Wawel zjeżdżali melomani z całej Polski. Bo też dyrektor zapraszał do współpracy najwybitniejszych reżyserów, scenografów, choreografów, takich jak: Tadeusz Kantor, Bohdan Korzeniewski, Kazimierz Wiśniak, Henryk Tomaszewski, Andrzej Kreutz Majewski, Józef Szajna, Bronisław Dąbrowski, Krzysztof Pankiewicz, Lidia Mintycz i Jerzy Skarżyński, Lidia Zamkow, Andrzej Stopka. Jadwiga Romańska przywołuje tamte lata i wylicza wznowione za dyrekcji Korda „Rigoletto”, „Łucję z Lammermoor”, „Cosi fan tutte”, „Fausta”, „Orfeusza i Eurydykę”. A zwłaszcza „Madame Butterfly”, ze scenografią Krystyny Zachwatowicz, na której popłakał się Piotr Skrzynecki, choć wcale nie krył, że nie lubi opery. Dodajmy, to była wielka rola Romańskiej.

Sam Kord po latach powie z satysfakcją, że kiedy odchodził z Opery Krakowskiej „bilety na spektakle wyprzedane były z półrocznym wyprzedzeniem!”.

W gronie swych istotnych poprzedników widzi też Bogusław Nowak Ewę Michnik, zastrzegając, że z czasem jej długa dyrekcja (1981-1995) traciła blask. Pada także nazwisko Jerzego Noworola, który kierował Operą w najtrudniejszym okresie (1995–2001). Na kryzys finansowy nałożył się wówczas remont Teatru im. Słowackiego, ale mimo to dyr. Noworol przeprowadził Operę przez ten czas i utrzymał ją na powierzchni.

Opinię obecnego dyrektora konfrontuję z oceną Anny Woźniakowskiej, której piękny tom – teraz zatytułowany „Kraków zasługuje na Operę” – opisujący pełne jej 60 lat właśnie się ukazał. Monografistka zaczyna wymienianie od tych, od których się wszystko zaczęło – czyli Władysława Krzemińskiego i Jerzego Gerta, po czym dodaje Kazimierza Korda, Roberta Satanowskiego (1975-1977), Ewę Michnik i Bogusława Nowaka (2001-2004 i od 2007 do dziś).

To właśnie Nowak sprawił, że po 55 latach Kraków wreszcie ma operę. Mając za orędownika marszałka Marka Nawarę zaczął i sfinalizował inwestycję, która przez kilka dekad była nie do zrealizowania. I oto od końca 2008 roku, w miejscu, gdzie kiedyś stał Dom Żołnierza i gdzie wszystko się zaczęło, Opera Krakowska ma wreszcie własny budynek.

Zasłużył Bogusław Nowak bynajmniej nie tylko na order wielkiego budowniczego; wszak to za jego dyrekcji, już w swej siedzibie, Opera poczyniła wyraźny skok jakościowy. Jego przejawem jest ranking portalu Operabase. Rok 2013 Opera zamykała awansem z 98. miejsca na 47., czyli do pierwszej pięćdziesiątki (z 768 teatrów muzycznych świata). Może też pochwalić się pełnymi salami na spektaklach oraz na ogół dobrymi recenzjami.

A przecież budził dyrektor Nowak i obawy – nie jest muzykiem, a absolwentem Wydziału Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego. Okazało się jednak, że z Laco Adamikiem jako głównym reżyserem (ma kontakty z tą Operą od 1980 roku) oraz Tomaszem Tokarczykiem, kierownikiem muzycznym – stanowią dobrze dopełniający się od sześciu lat triumwirat.

Czy nowy sezon Opery zostanie wzmocniony także dotacją finansową? Pytanie o tyle zasadne, że podczas inauguracji 70. sezonu Filharmonii Kazimierz Barczyk, przewodniczący Sejmiku Województwa Małopolskiego, poinformował dyrektora Toszę, iż otrzyma minimum pół miliona zł więcej. – Jeżeli tak, to oczekuję podobnej deklaracji– uważa Bogusław Nowak. – W tym roku mamy dotację w wysokości niecałych 18 milionów.

Oczywiście jest ona wyższa niż przed pięcioma-czterema laty. Ale też po otwarciu własnego gmachu wzrósł znacznie poziom oczekiwań w stosunku do naszego zespołu. I jeżeli udało nam się tym oczekiwaniom sprostać, a mam prawo sądzić, że tak się stało, o czym mówi i międzynarodowy ranking portalu Operabase, i społeczny odbiór, potwierdzony wysoką frekwencją, to teraz należałoby zrobić kolejny krok do przodu.
Na pewno nie chcemy stabilizacji – zapewnia dyr. Nowak, bo dobrze wie, że kto stoi w miejscu, ten się cofa. Zapewnia przy tym, że ma pomysły, które by pozwoliły Operze zrobić kolejny krok i że nie polegają one wyłącznie na wyciąganiu ręki do władz.

I tak wracamy do cytatu sprzed 50 lat, przywołanego w książce Anny Woźniakowskiej, iż dotacja w Krakowie jest mniejsza od tych, jakie mają inne sceny muzyczne w Polsce. – Niestety cały czas tak jest. W stosunku do scen operowych Poznania, Wrocławia, Bydgoszczy, Gdańska wciąż jesteśmy w tyle – mówi dyr. Nowak. Jak wyjaśnia, dzieje się tak i dlatego, że inne sceny są współprowadzone przez resort kultury. Kraków też zabiegał o taki status, ale otwarcie gmachu Opery zbiegło się z inauguracją kadencji ministra Zdrojewskiego, który ogłosił koniec decyzji o współfinansowaniu przez ten resort jakichkolwiek instytucji artystycznych.

– Porównując, dzieli nas od wspomnianych teatrów kwota od dwóch do pięciu milionów złotych. Budżet jednej premiery to minimum 600-700 tys., zatem już dwa miliony pozwalają na wystawienie trzech spektakli. A dodałbym i kwestię poziomu podstawowych wynagrodzeń. Tu jesteśmy gorsi nawet od Filharmonii Krakowskiej. Może nowa pani minister zechce nas wspierać. Na pewno wznowię teraz takie starania__– deklaruje dyr. Nowak.

W ostatnich latach krakowska Opera gości śpiewaków, którzy zażywają sławy na scenach muzycznych świata. Małgorzata Walewska, Mariusz Kwiecień (za rok wystąpi w „Królu Rogerze”), Andrzej Dobber (zaśpiewa w dwóch najbliższych spektaklach „Rigoletta”), Piotr Beczała (będzie gwiazdą koncertu na Wawelu 28 czerwca), Arnold Rutkowski, Wojtek Gierlach, Wojtek Śmiłek, Artur Ruciński... Ot, powiewa światem nowojorskiej Metropolitan.

Trochę gorzej mają wielbiciele operetki, utyskując, że zbyt rzadko gości na scenie Opery, do której wejście prowadzi wszak od ulicy Iwony Borowickiej...

– Wcale nie chcemy o tym gatunku zapominać. W tym sezonie wystawimy „Piękną Helenę” Offenbacha. Na afiszu mamy też „Zemstę nietoperza” i „Barona cygańskiego”. Zamierzaliśmy wystawić „Orfeusza w piekle”, ale przygotowania przerwała przedwczesna śmierć reżysera, Krzysztofa Nazara. Mam świadomość dużej ilości widzów pragnących operetki, ale wiem też, że prestiżowe miejsce, jakie zajmujemy wśród scen muzycznych, zawdzięczamy repertuarowi operowemu__– tłumaczy dyr. Nowak, dodając, że publiczność chętnie bywa i na tych trudniejszych spektaklach, jak: „Diabły z Loudun”, „Miłość do trzech pomarańczy” czy „Ariadna na Naxos”...

Na koniec jednak niejako pojednawczo dodaje: – Ale mamy świadomość, że chcemy być – albo że jesteśmy – teatrem dla wszystkich. Na co dzień więc szukamy z naszą publicznością teatru w sobie, a nie tylko dla siebie. Jesteśmy otwarci na różne gatunki. I tak już od sześćdziesięciu lat.

***

W ** świecie gwiazd**

Mimo siermiężnych warunków, na jakie skazana była scena muzyczna Krakowa, znakomitych solistów tak opery, jak operetki nigdy jej nie brakowało. Jadwiga Romańska, Iwona Borowicka, Teresa Wessely, Alicja Sławecka, Krystyna Tyburowska, Monika Swarowska, Bożena Zawiślak-Dolny, Elżbieta Towarnicka, Roman Węgrzyn, Kazimierz Rogowski, Kazimierz Pustelak, Janusz Żełobowski, Adam Szybowski, Franciszek Makuch, Jan Wilga, Andrzej Biegun, Przemysław Firek...

W ostatnich latach do grona gwiazd dołączyli m.in.: Katarzyna Oleś-Blacha, Magdalena Barylak, Iwona Socha,

Tomasz Kuk, Stanisław Kufluk, Andrzej Lampert – śpiewacy już zapraszani na salony muzyczne w Polsce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski