MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Opowieść spod noża

Redakcja
30 września 1963 roku umarł w Krakowie uczony - legenda krakowskiej i europejskiej laryngologii prof. Jan Miodoński. Umarł na sepsę, niwecząc wysiłek chirurga z ulicy Kopernika, który z powodzeniem wyciął 61-lekarzowi kamień moczowy.

FELIETON

Wiadomo, sepsa to przekleństwo każdego szpitala, ale jakoś nie pasuje do listy nieszczęść zagrażających sławie medycznej. Tak już jednak jest na Kopernika (i nie tylko tu), że luminarze medycyny, leżąc na stole operacyjnym, nie mogą liczyć na specjalne losu fawory. Wprost przeciwnie. 22 lipca 1982 roku, mimo powtórzonej operacji usunięcia tkanki rakowej, zapalenie otrzewnej spowoduje śmierć 67-letniego prof. Jana Oszackiego. Dodajmy, że profesor, znakomity chirurg, dokładnie, do najdrobniejszego szczegółu przemyślał i zaplanował tę operację, zobligował operatora do ścisłego wykonywania ustaleń, a do zabiegu przygotowywał się przez kilka dni sam, w swoim mieszkaniu.

Bodaj najsłynniejszym do dziś w środowisku medycznym Krakowa wypadkiem śmierci "z bratniej ręki" jest historia prof. Alfreda Obalińskiego. Wydarzyła się w roku 1898. 54-letni kierownik krakowskiej kliniku chirurgicznej już od wiosny był obłożnie chory, z dnia na dzień tracił siły, podejrzewano chorobę nowotworową. Było oczywiste, że głos decydujący o sposobie terapii musiał pochodzić od kogoś z zewnątrz: na Kopernika nie pozwoliłby sobie na taką odwagę nikt. Z Wrocławia zjechał więc w trybie pilnym jeden z najsłynniejszych chirurgów ówczesnej Europy, pierwszy, który oglądał żołądek i przewód pokarmowy żywego człowieka prof. Jan Mikulicz-Radecki, zarządzając natychmiastową laparotomię (otwarcie jamy brzusznej) z powodu - jak przypuszczał - kamicy żółciowej. Zabieg przeprowadzał sam. W jego trakcie, aby dokładniej zbadać drogi żółciowe bliskiego mu pacjenta, zdjął gumowe rękawiczki.

Już wkrótce po rozpoczęciu operacji skalpel chirurga-legendy zmylił drogę, uszkadzając żyłę wrotną lub tętnicę wątrobową. Doszło do intensywnego krwotoku. - Meine Klemmen! Meine Klemenn! - wołał zdenerwowany Mikulicz, odkładając skalpel i szukając gorączkowo po kieszeniach fraka przywiezionych z Wrocławia nowych klem. Znalazł, zapiął, opanował krwotok, zamknął jamę brzuszną, nie zszywając przeciętej tętnicy i w najwyższym stopniu zdenerwowany odszedł od stołu operacyjnego. Uchwyty pozostawionych klem sterczały z jamy brzusznej, towarzysząc Obalińskiemu w nocy, w ostatniej drodze z sali operacyjnej do Wieczności...

Jeszcze przed laty nieżyjący już dziś chirurg i historyk ul. Kopernika doc. dr Jan Głowacki opowiadał mi, że wtedy, 16 lipca 1898 r. Mikuliczowi puściły nerwy nie z powodu krwotoku - do takich sytuacji był przyzwyczajony - ale że po prostu cudowne klemy jego własnej konstrukcji zostały we Wrocławiu... Zapomniał, a innych nie chciał użyć. Ostatecznie ratował kolegę po fachu, kiedyś swego bliskiego współpracownika...

Odwet za Obalińskiego weźmie w 1905 roku sławny chirurg wiedeński prof. Eiselberg, próbując bez powodzenia, a ze skutkiem śmiertelnym wyciąć Mikuliczowi kawałki zrakowaciałego żołądka. Nikt bez tytułu profesorskiego nie był godzien dopuszczenia do stołu tortur...
Zakończmy jednak tę opowieść - zainspirowaną 50. rocznicą śmierci prof. Miodońskiego, człowieka o wielkim poczuciu humoru, w innym, mniej makabrycznym duchu. Otóż z okazji któregoś jubileuszu wdzięczni uczniowie wręczyli mu złoty odlew jego laryngologicznego warsztatu pracy: ucha. Miodoński popatrzył, pokręcił głową: - Jak to dobrze, że nie jestem ginekologiem...

LESZEK MAZAN, dziennikarz, krakauerolog i szwejkolog

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski