Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ordynacja to nie wszystko

Redakcja
Niska jakość polskiej polityki skłania do szukania rozwiązań, które przyczyniłyby się do poprawy jej poziomu. Niestety, wielkie pragnienie naprawy powoduje, że często propaguje się koncepcje niezwykle trudne do realizacji, a nawet wręcz utopijne. Zaś w przypadku wielu w założeniach rozsądnych pomysłów, przecenia się ich moc sprawczą i tym samym utrudnia drogę do ich wcielenia w życie. Warto o tym pamiętać, gdy po raz kolejny pada propozycja wprowadzenia ordynacji większościowej i jednomandatowych okręgów wyborczych.

Pomysł z szansami na sukces?
Jest to koncepcja zasługująca na rozpatrzenie. Co ważne, nie tylko ma spore poparcie społeczne, ale także interes w jej zrealizowaniu widzi coraz więcej polityków dysponujących mocą sprawczą, aby spróbować ją przeforsować. Nie bez znaczenia jest to, że wielu zwolenników okręgów jednomandatowych zdaje sobie sprawę z wad proponowanego rozwiązania, co znacznie uwiarygodnia ich postulaty. Nie idealizują takiego trybu wyłaniania ciał przedstawicielskich, uważają jedynie, że jest lepszy niż obecny system. Takie stanowisko trzeba szanować i z nim dyskutować. Zarazem jednak pokaźne grono dziennikarzy, działaczy organizacji pozarządowych, samorządowców i polityków zdaje się wierzyć, że sama zmiana ordynacji załatwi większość problemów polskiej polityki.
Mówi się zatem o tym, że wybrany według nowych zasad Sejm wyłoniłby prężną większość rządową. Nie byłoby potrzeby tworzenia koalicji rządowych, które często oznaczają konieczność zbyt daleko idących ustępstw ze strony partii chcących naprawdę gruntownie zmieniać Polskę. Wyborcy z góry wiedząc, że wygrywa tylko kandydat z największą liczbą głosów, chętniej szliby do urn. Towarzyszyłoby im poczucie, że ich decyzja wyborcza więcej znaczy i że partie polityczne bardziej muszą się z nimi liczyć. Rosłoby więc utożsamienie Polaków ze sprawami publicznymi i poczucie odpowiedzialności za nie. Zarazem partie musiałyby bardziej zabiegać o poparcie, a więc także eliminować te swoje wady, które szczególnie piętnują obywatele. Słowem, po zmianie ordynacji rozpocząłby się proces szybkiego usuwania mankamentów życia politycznego, co przełożyłoby się na skuteczność rządzenia i w konsekwencji na jakość życia w Polsce.
Fachowcy czy showmani?
Rzeczywistość może jednak okazać się o wiele bardziej złożona. O jakości rządu decyduje nie tryb wyboru posłów i nie sposób jego wyłaniania w parlamencie, ale poziom partii politycznych i ich zaplecza eksperckiego. Obecnie słusznie się je krytykuje, ale zmiana ordynacji wyborczej bynajmniej nie musi oznaczać przełomu w tym względzie. Istnieje wręcz ryzyko, że okręgi jednomandatowe będą premiować nie fachowców, a showmanów. W miarę jak postępuje proces tabloidyzacji debaty publicznej, w realiach medialnej demokracji królują politycy wyraziści, ale budujący swą popularność nie na merytorycznych talentach, lecz na ciętości języka i kontrowersyjnych wystąpieniach. Przy obecnej ordynacji udaje się dostać do Sejmu z dalszych miejsc na listach nie tylko wiernym żołnierzom partyjnym, ale także ekspertom z różnych ważnych dziedzin. Nie przypadkiem w gronie wysoko ocenianych parlamentarzystów wielu jest takich, którzy trafili do Sejmu z małą liczbą głosów, jedynie dzięki proporcjonalnemu systemowi przeliczania poparcia na ilość mandatów.
Oczywiście, ordynacja większościowa nie przekreśla szans fachowców. Istnieje jednak duże ryzyko, że pogłębi się dominacja polityków, których cały pomysł na aktywność polityczną polega na modnym w ostatnim czasie marketingu politycznym, sprowadzanym coraz częściej do żerowania na najbardziej przyziemnych instynktach - zainteresowaniu sensacją i skandalem. Wielu z owładniętych ideą stałej obecności w mediach uczestników gry politycznej zupełnie już przestało zaprzątać sobie głowy merytoryczną pracą. W starciu z politykami rozpoznawalnymi z racji wyrazistości ich poglądów (czytaj: ostrą krytykę konkurencji, posuniętą aż do sztucznego wywoływania skandali), nieepatujący sobą kandydaci na posłów stoją coraz częściej na z góry przegranej pozycji. Gdy zmaleją szanse na wybór ludzi z drugiego planu, jeszcze bardziej niż obecnie będzie się zatem opłacało inwestować przede wszystkim w obecność medialną, a na nią pracuje się nie źle sprzedającymi się wywodami merytorycznymi, lecz pohukiwaniem na rywali. Ten proces nie jest oczywiście związany z takim czy innym systemem wyborczym; żaden nie jest od niego wolny. Niemniej sprowadzenie rywalizacji politycznej do walki o jeden mandat w okręgu może - choć nie musi - pogłębić tendencje, które już teraz destruktywnie wpływają na jakość polityki polskiej.
Starcia "osobowości" - tak pożądane przez wielu zwolenników zmian w ordynacji - wcale nie muszą też osłabić machin partyjnych, co jest jednym z istotnych celów części środowisk opowiadających się za okręgami jednomandatowymi. Wielce prawdopodobne jest, że w jeszcze większym niż dotąd stopniu byliby premiowani wskazywani przez partie liderzy struktur regionalnych i zausznicy szefostwa na szczeblu centralnym, mający szanse zapracować na wizerunek dzięki występom w telewizji lub w radiu, dysponujący zarazem na użytek kampanii aparatem partyjnym. Głosuje się wciąż bowiem na partie, o czym przekonują kolejne wybory. Na listach partyjnych zwykle zwyciężają tzw. jedynki. W przypadku wielu z nich decyduje jedynie szyld partyjny. Przy ordynacji większościowej byłoby podobnie, zaś skoro warunkiem powodzenia byłaby sama nominacja z danej partii, stopień uzależnienia struktur lokalnych od centrali mógłby jeszcze wzrosnąć. Oczywiście, nie można wykluczyć, że partie i tak się zdecentralizują pod presją oczekiwań tzw. dołów partyjnych, ale może się to zdarzyć niezależnie od zmiany systemu wyborczego.
Samorządowe nie zawsze lepsze
Zwolennicy okręgów jednomandatowych wskazują na konieczność otwarcia polskiej polityki na samorządowców. Założenie słuszne, ale... dawno już zrealizowane. Wśród posłów ostatniej, ale i poprzednich kadencji, wielu ma doświadczenie pracy w samorządach. To zupełnie naturalny i oczywisty tryb pozyskiwania kadr partyjnych. Nie ma jednak powodu, aby tworzyć nieprawdziwą wizję dobrego samorządu lokalnego i złej polityki centralnej. Jakość działania wielu lokalnych liderów może być oceniana równie źle jak polityków z pierwszych stron gazet. Nie działa żaden tajemniczy mechanizm powodujący, że w Sejmie zbierają się głównie miernoty, a w sejmikach wojewódzkich czy radach miast przede wszystkim sprawni działacze. Politykę na szczeblu lokalnym zbyt często się idealizuje, gdy chce się rozprawić z źle ocenianymi uczestnikami ogólnopolskiej walki politycznej. Samorządy postrzega się przez pryzmat znanych już w całym kraju prezydentów kilku nieźle rozwijających się miast. Zapewne niemało jest również małych miasteczek i gmin, których mieszkańcy wysoko oceniają swą reprezentację lokalną. Polacy po prostu coraz lepiej potrafią egzekwować od swych przedstawicieli w radach miast i gmin sprawne działanie. Nie oznacza to jednak, że samą zmianą ordynacji obudzi się siły dotąd trzymane w ryzach przez tyranizujących politykę ogólnopolską szefów partii.
Warto o tym pamiętać, gdy niektórzy zwolennicy jednomandatowych okręgów wyborczych snują wizję gigantycznych rezerw, jakimi dysponuje polska polityka, które byłyby wykorzystane, gdyby tylko zmieniła się ordynacja. Owe rezerwy to ludzie brzydzący się polityką w jej obecnym kształcie, gotowi zaangażować się w nią, jeśli zmienią się reguły wybierania ciał przedstawicielskich na różnych szczeblach. Chciałoby się wierzyć, że tak jest w istocie. Po raz kolejny jednak trzeba by założyć, że uczestniczymy wszyscy w jakimś gigantycznym nieporozumieniu, za sprawą którego od dwudziestu już lat mechanizmy polityczne premiują pieniaczy i partaczy, którzy dziwnym trafem zostawiają na pokonanym polu jednostki szlachetne i kompetentne.
Umiar zalecany
Bardziej prawdopodobne jest to, że jakość wyłanianej w ogólnopolskich wyborach reprezentacji społeczeństwa odpowiada tegoż społeczeństwa kompetencjom i wyczuciu politycznemu. Zważywszy na ile jeszcze innych dziedzin życia zwykliśmy utyskiwać, narzekanie na mankamenty polityki polskiej wydaje się zresztą zupełnie naturalnym odzwierciedleniem tego, na jakim etapie jesteśmy w kreowaniu naszej rzeczywistości. Choć warto się zastanowić, czy przypadkiem w owym narzekaniu nie idziemy za daleko, jakby zapominając, że musimy szybko dochodzić do tego, co kraje o wyżej od naszego ocenianym życiu politycznym, gospodarczym czy społecznym wyrabiały niekiedy przez setki lat.
Traktując propozycję zmiany ordynacji wyborczej i wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych jako wartą rozważenia i nie wykluczając zasadności jej zrealizowania, należy więc unikać mitologizowania jej jako cudownego sposobu na uzdrowienie polskiej polityki. Entuzjazm w forsowaniu rozwiązań mających służyć poprawie życia partyjnego i funkcjonowania państwa jest cenny, ale gdy zaślepia, może dać efekty zgoła odwrotne niż intencje motywowanych nim ludzi.
Jacek Kloczkowski
Autor jest doktorem politologii, członkiem zarządu Ośrodka Myśli Politycznej (www.omp.org.pl). Wydał ostatnio antologię "Realizm polityczny. Przypadek polski" i pracę zbiorową "Przeklęte miejsce Europy? Dylematy polskiej geopolityki"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski