Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oskarżony korzysta ze swych praw, niewinne ofiary cierpią i umierają

Zbigniew Bartuś
Danuta Staszczyńska, Anna Ruszak, Dorota i Henryk Kaczmarczykowie
Danuta Staszczyńska, Anna Ruszak, Dorota i Henryk Kaczmarczykowie Andrzej Banaś
Dowody winy Tomasza R., jednego z najperfidniejszych krakowskich oszustów 25-lecia, były zawsze mocne i porażające. Wystarczyło zbadać dokumenty i wysłuchać ofiar. Latami żaden policjant, ani prokurator tego nie zrobił. A kiedy już doszło do procesu...

Tomasz R., z wykształcenia złotnik, od 25 lat nie zarobił ani grosza i nie ma majątku. Faktycznie obracał fortuną. Cudzą. Wyspecjalizował się w przedwojennym, wciąż obowiązującym w Polsce, prawie wekslowym i postanowił żyć z „produkcji” weksli wystawionych rzekomo przez różne osoby, zwłaszcza starsze. Wprawdzie kodeks karny traktuje to jak fałszowanie pieniędzy, zagrożone karą do 25 lat więzienia, ale najpierw trzeba wpaść. A „biznes” pana R. nie obchodził w Polsce nikogo – oprócz ofiar.

Zmieniło się to dopiero, gdy na łamach „Dziennika Polskiego” opublikowaliśmy serię szokujących relacji pokrzywdzonych – oraz znajomych oszusta. Wynikało z nich, że oszuści „pozyskują” autentyczne podpisy Bogu ducha winnych ludzi i dorabiają do nich weksle. – Zjawia się u ciebie facet w uniformie pracownika zakładu energetycznego. Mówi, że są spadki napięcia. Prosi o potwierdzenie wizyty. Podpisujesz papier… – wyjaśniał informator. „Elektrykiem” był współpracownik R.

Proces trwa, Władysław umiera
Zanim policjanci zatrzymali po naszych tekstach oszusta i kompanów, R. zrujnował masę ludzi w czterech województwach. Do wydania nań (ostatnio) prawomocnego wyroku minęło kolejnych siedem lat, podczas których:

Monika, fajna i wesoła krakowianka, nabawiła się nerwicy i straciła radość życia, bo musiała spłacić oszustowi 62 tys. zł fikcyjnego długu z weksla; proces R. się ciągnął, a ona harowała na kolejne raty „należności”.

Władysław, stary, schorowany i bardzo biedny, spłacał oszustowi fikcyjny dług. Nie miał na lekarstwa i chleb, zapadł na depresję, wreszcie, podczas procesu, umarł z nędzy i zgryzoty. Komornik zdążył mu ściągnąć z renty 12,5 tys. zł i zająć hipotekę domu – oszuści próbowali przejąć nieruchomość. Na weksel.

Antoni dowiedział się, że jest winny szajce 34 tys. zł z odsetkami w wysokości 18 proc. rocznie od… 1999 roku, bo rzekomo podżyrował weksel nieżyjącemu człowiekowi, którego nigdy nie znał. Groziła mu utrata domu. Podczas procesu R. Antoni, obrzucany oszczerstwami i zastraszany, z każdą traumatyczną rozprawą gasł w oczach – a w końcu umarł. Załamana wdowa do dziś nie śpi po nocach.

Stanisław zmarł nic nie wiedząc o swoim „długu”. Kilka miesięcy później trójka jego dzieci otrzymała od komornika pismo wzywające do spłaty 100 tys. zł. Komornik zajął m.in. hipotekę domu należącego do syna Stanisława. Spadkobiercy dostali rozstroju nerwowego i nie są w stanie normalnie żyć.

Anna, „winna” ojcowiznę, doznała wylewu, po którym nie może się pozbierać. Danuta przez osiem lat nie mogła spać, z bezsilności przeżywała kolejne załamania – w strachu o dzieci i rodzinny dobytek.

Suche prawo, a gdzie człowiek?
Danuta Staszczyńska w 2007 roku otrzymała z krakowskiego sądu „Nakaz zapłaty”, z którego wynikało, że jest winna kłótliwej sąsiadce, Jadwidze Pustelnik, 70 tys. zł.

Sąsiadka przedstawiła sądowi weksel z podpisem Danuty. – Najpierw się roześmiałam – wspomina ofiara. – Nie mieściło mi się w głowie, że ktoś mógł wpaść na tak absurdalny pomysł wyłudzenia pieniędzy. Nigdy nie byłam nikomu nic winna, ani nie podpisywałam weksla.

W sądzie okazało się, że jej podpis na wekslu jest autentyczny. Sąsiadka szybko sprzedała papier Tomaszowi R., a ten wszczął komorniczą egzekucję – z majątku Staszczyńskich. – Wpadłam w panikę, przestałam spać. Mogliśmy stracić dom! – opowiada Danuta.

Pobiegła do prokuratury. – Myślałam, że ktoś mnie wysłucha. Ale pani prokurator mnie zlekceważyła, zbyła – wspomina.

Prawnik, który wspierał Danutę, ocenia, że prokuratorka podeszła do sprawy formalistycznie: kazała zbadać autentyczność podpisu. I… po roku umorzyła postępowanie. – Zrobiła to, choć m.in. za sprawą publikacji „Dziennika Polskiego” ujawniono nowe fakty, m.in. o „elektryku” wyłudzającym podpisy. Danuta twierdziła, że i ją w 2006 roku odwiedził taki „elektryk”. Potrafiła go rozpoznać! Pani prokurator uznała, że to… „nie ma związku ze sprawą! – oburza się prawnik.

Śledczych nie zaintrygowało, że nieznające się osoby z różnych miast południowej Polski opowiadają identyczne historie i że na „ich” wekslach występują te same nazwiska: R. i kompanów. Nikogo nie obeszło, że R. był już skazany za wyłudzenie z sądu nakazu zapłaty fałszywego długu, a jego ludzie próbowali ukraść z sądu i zniszczyć akta jednej ze spornych spraw wekslowych...

Z identycznym podejściem organów ścigania i sądów zetknęły się wszystkie ofiary szajki. – Tato się załamał. Znikąd pomocy, totalna bezradność wobec zła! Nadzieja pojawiła się dopiero, jak usłyszałem w radiu zapowiedź tekstu w „Dzienniku Polskim”. Szczegóły były idealnie takie same jak w historii teścia! Gdyby nie ten przypadek, pewnie stracilibyśmy cały majątek – przyznaje Henryk Kaczmarczyk, zięć śp. Antoniego.

Do dziś, wraz z resztą ofiar, dziękuje Józefowi Olszowskiemu z krakowskiej komendy wojewódzkiej, który po tekstach „DP” zdecydował się zatrzymać przestępców.

Ofiary wymieniają jeszcze dwa nazwiska: Włodzimierza Kumorowskiego, prokuratora z Tarnowa, który zebrał i skojarzył dowody przeciwko szajce oraz krakowskiego sędziego Rafała Lisaka, który prowadził pierwszy proces i skazał oszustów na długoletnie więzienie.

– Ale to wyjątki: naprawdę jedyne osoby w wymiarze sprawiedliwości, które wykazały się empatią wobec nas, a przede wszystkim zechciały nas uważnie wysłuchać i rzetelnie przeanalizować dowody – twierdzą zgodnie ofiary: Danuta Staszczyńska i Anna Ruszak oraz Dorota i Henryk Kaczmarczykowie.

Oskarżony się bawi
Oskarżony Tomasz R. korzystał z wszystkich praw przewidzianych prawem polskim i unijnym. Łgał jak najęty. Notorycznie pomawiał ofiary o spisek i najgorsze zbrodnie, ubliżał im, pisał donosy i paszkwile, wymyślał kosmiczne historie, które sąd – w obawie przed uchyleniem wyroku – musiał sprawdzać; wnioskował o przesłuchanie świadków – i sąd ich (z tego samego powodu, co wyżej) wzywał.

R. oskarżył dziennikarza „Dziennika Polskiego” o zniesławienie – i dwóch policjantów woziło oszusta specjalnym konwojem na rozprawy, by mógł się zabawić w „oskarżyciela pismaka”. Przez półtora roku.

Kiedy zmaltretowane ofiary zjeżdżały z całej południowej Polski na kolejną rozprawę, R. lubił się „rozchorować”. Gdy sąd kazał go w końcu zbadać biegłym lekarzom, ci orzekli, że „z takim zdrowiem mógłby nawet dziś uczestniczyć w ekspedycji na Marsa”.

– Bandyta dostawał wszystko, co chciał i był wożony jak pan młody, np. do czytelni akt. Konwojami wysyłano mu też pisma i odpowiedzi na pisma. Musiał mieć niezły ubaw – uważają pokrzywdzeni. Ich zdaniem, ofiary mają u nas dużo mniej praw niż przestępcy.

– Proces R. to był pokaz kłamstw i brutalnej manipulacji. My, pokrzywdzeni, byliśmy w kółko poniewierani. Traciliśmy zdrowie. Problem w tym, że dla większości policjantów, prokuratorów i sądów jesteśmy tylko kolejną sygnaturą. A tu przecież chodzi o nasze życie – ubolewa Anna Ruszak.

Najbardziej zabolało ich, gdy w sądzie apelacyjnym zmieniali się broniący aktu oskarżenia prokuratorzy – w przeciwieństwie do prok. Kumorowskiego, byli kompletnie niezorientowani w sprawie. Skutek: obniżenie wyroku na R. o kilka lat.

W dodatku pod koniec zeszłego roku Sąd Najwyższy znalazł „formalne uchybienia” w procesie apelacyjnym i polecił je krakowskiemu sądowi naprawić. Do tego czasu kazał uwolnić złoczyńców zza krat.

– No i teraz cierpnę na widok… Tomasza R., który... opiekuje się domem sąsiadki – opowiada Danuta Staszczyńska.

Współsprawczyni jej cierpień, Jadwiga Pustelnik, po wypuszczeniu z aresztu zaraz się ulotniła; ponoć przebywa u dzieci w Wielkiej Brytanii. Krakowska policja szuka jej listem gończym z art. 310 kk – „fałszowanie pieniędzy i innych środków płatniczych”.

Prawo wekslowe mówi m.in., że weksel może wystawić każdy każdemu. Może to zrobić na dowolnej kartce. Wystawca weksla zobowiązuje się do zapłaty jakiejś kwoty na rzecz wskazanego na wekslu odbiorcy (rzadziej – okaziciela) do takiego a takiego dnia. Jeśli nie wywiąże się ze zobowiązania, wierzyciel ma prawo skierować sprawę do sądu, a ten wydaje nakaz zapłaty. Zgodnie z prawem wekslowym – sąd nie bada przyczyn wystawienia weksla; interesuje go tylko, czy podpis na wekslu należy do wystawcy.

Art. 310. § 1. Kodeksu karnego: Kto podrabia albo przerabia polski albo obcy pieniądz, inny środek płatniczy albo dokument uprawniający do otrzymania sumy pieniężnej albo zawierający obowiązek wypłaty kapitału, odsetek, udziału w zyskach albo stwierdzenie uczestnictwa w spółce lub z pieniędzy, innego środka płatniczego albo z takiego dokumentu usuwa oznakę umorzenia, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 5 albo karze 25 lat pozbawienia wolności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski