MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ostatni bój Palikota

Redakcja
Wszystko było jak w podręczniku marketingu politycznego. Podgrzewanie mediów na wiele tygodni wcześniej, ryzykowny organizacyjnie acz świetny telewizyjnie czas (godzina 17, sobota), nabita sala, ogłuszający motyw muzyczny przy wprowadzaniu Szefa. Prawie tak, jak bywa przy podobnych okazjach w USA i lepiej niż robiła to w tej samej sali Samoobrona. Janusz Palikot poszedł na własne. So far, so good.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

W polityce, jak w życiu, trzeba mieć szczęście. Filozof z Lublina miał go dotychczas w życiu sporo. Bez draśnięcia wyszedł z zagadkowej sprawy finansów wyborczych, kiedy studenci i emeryci wpłacali po kilkanaście tysięcy złotych na sukces ich wybrańca. Niedrogo rozwiódł się z żoną, zapomniał o drobiazgu (samolot) w oświadczeniu majątkowym. W sumie szło nieźle. Było to jednak w wadze koguciej. Teraz przeszedł do ciężkiej. Tam mocno biją, zdarzają się ciężkie nokauty. Bardzo jestem ciekaw, czy ambitny zawodnik dotrwa do gongu - i w jakiej formie.

Na razie dobrze poszło. Najważniejszym sukcesem jest frekwencja. Podawano, że w Sali Kongresowej zjawiło się cztery tysiące ludzi. Gruba przesada, bo na wcisk mieści się tam dwa i pół tysiąca. Sala była jednak nabita. Wszyscy przyszli lub przyjechali z własnej woli i za własne pieniądze. Po to, żeby w czymś uczestniczyć, coś udowodnić, bez żadnego wymiernego interesu własnego. Niezwykłe, bo jesteśmy ludźmi z wyjątkowo ciężkimi siedzeniami.

Pamiętam pierwszą wizytę Billa Gatesa w Warszawie. Żyjąca legenda, kilkadziesiąt miliardów dolarów na koncie, tryskający pomysłami, z wizją nowego świata. Ważne wydarzenie, jak też wielka ciekawostka. Organizatorzy wynajęli w tymże PKiN salę na 1500 miejsc, wysłali cztery tysiące zaproszeń. Obawiali się ścisku - przyszło 200 osób.

Palikot wygrał z Gatesem 12:1. Zebrani reagowali żywiołowo na jego dosyć wątłe przemówienie, choć owacje były mniejsze niż kilka lat temu dla Leppera. Wystąpienia innych wybitnych gości też mizerne. Rozczulił mnie prowadzący uroczystość. Bardzo aktywny i dowcipny, zastosował konwencję kiedyś uprawianą przez TVP2 przy transmisjach festynów w miastach powiatowych. Do politycznego trzęsienia ziemi jeszcze daleko.

A szkoda. Nasza tzw. scena polityczna zramolała, co nie jest aluzją do wieku polityków. Wielu młodych ma betonowe poglądy, z których towarzysze w PRL byliby dumni. Króluje cwaniactwo, wolnoamerykanka w błocie (lub w czymś jeszcze gorszym), kłamstwo jest podstawową metodą, a kariera własna - jedynym celem. Oglądam politykę z bliska od dziesiątków lat, nie jestem przesadnie wrażliwy, ale nie mogę powstrzymać rosnącego obrzydzenia. Mam wrażenie, że coraz więcej nas myśli podobnie.

Teoretycznie więc Janusz Palikot uruchomił odkrywkową kopalnię politycznego złota. Obrzydzenie jest odruchem trudnym do powstrzymania, ujawnia się gwałtownie i z dużą siłą. Większość Polaków odrzuca politykę nienawiści, uprawianą przez PiS. Ta większość popiera PO, ale nie popiera marnego państwa, rosnącego tłumu niesprawnych urzędników, praktyki działania bez jasnej strategii, przepychania dnia za dniem w nadziei, że jakoś to będzie. Czujemy się lepsi od państwa, które ma nas obsługiwać.

Najbardziej zaś złości ta codzienna polityka, pompowana nam w oczy i uszy przez stacje radiowe i TV. Polskie życie polityczne polega na obrzucaniu się inwektywami przez dwie główne partie. Z linii bocznych głównego boiska pokrzykują cienko dwa inne ugrupowania. Duże partie chcą się nawzajem zniszczyć, obie mniejsze marzą o tym, żeby z którąś z nich dorwać się do władzy. Na tym kończy się u nas polityka.

Miliony Polaków mają jednak zupełnie inne priorytety. Chcą spokoju, dobrobytu, logicznego, przyjaznego państwa, ludzi na jego czele, którym można ufać i których trzeba szanować. Nikt im tego jeszcze nie zaoferował. Obecnie usiłuje zrobić to Palikot. Uda mu się?

Jestem sceptyczny. Kierunek myślenia jest dobry. Coraz więcej ludzi sądzi, że tak dalej być nie powinno, trzeba wiele w życiu publicznym zmienić. Podejrzewam jednak, że do tego konieczny jest większy mocarz niż filozof z Lublina. W polityce nastroje są paliwem, ale nikt nie uzyskuje prądu z tego, że ma wielką hałdę węgla za płotem. Ten węgiel trzeba spalić, uruchomić turbiny, przesłać prąd liniami wysokiego napięcia. Dopiero wtedy rozbłysną żarówki i ruszą silniki.

Wątpię, czy Palikotowi uda się przetworzyć wielkie zasoby społecznego węgla w polityczną energię elektryczną. Do tego potrzeba wielkiej determinacji, wysiłku i bardzo ciężkiej pracy. Nowa gwiazda polskiej polityki harować nie lubi, woli być podziwiany i oklaskiwany. On nie wygra tej wielkiej gry, zrobi to ktoś po nim.

Najważniejsze jest, że gra się zaczęła. Skończy się nieprędko, ale jakiś wynik kiedyś będzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski