Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostatnia bitwa jest najtrudniejsza. Choroba odbiera siły i nadzieję

Roman Laudański
Kiedyś dowodził w Afganistanie, dziś nie może sam się poruszać
Kiedyś dowodził w Afganistanie, dziś nie może sam się poruszać Fot. Roman Laudański
Przyszła, kiedy skończył się żołnierski stres. Po powrocie z misji. Diagnoza: stwardnienie boczne zanikowe. Grzegorza Sieradzkiego czeka całkowity paraliż. I śmierć po zatrzymaniu pracy mięśni oddechowych. Choroby nie można wyleczyć, można ją spowolnić. Ale leki nie działają

Jest weteranem z Libanu i Afganistanu. W Afganistanie przez dziewięć miesięcy był dowódcą posterunku obserwacji optoelektronicznej w COP Qarabagh. Później podoficerem w Ghazni. Dziś oddycha dzięki respiratorowi. Jest całkowicie uzależniony od innych.

Noce w masce tlenowej
Przed snem żona zakłada mu maskę tlenową. Wytrzymuje w niej do czterech godzin. Kiedy kryzys przychodzi wcześniej, Grzegorz stuka nogą, żeby obudzić Joannę. Na krzyk nie ma już sił. –Przepona nie pracuje normalnie, a mięśnie brzucha straciłem – opowiada Grzegorz.

Dwa razy w tygodniu do domu przychodzi rehabilitant opłacany przez NFZ. Za masaże musi płacić. Jeszcze kilka miesięcy temu sam na nie dojeżdżał. Potrafił. Dziś nie umie już zejść po schodach. A gdy ból staje się nie do wytrzymania, żona podaje mu doustnie morfinę.

Najwygodniejszą pozycją jest dla niego leżenie na brzuchu, ale wtedy pojawiają się z kolei kłopoty z oddychaniem. Próbuje podkładać pod siebie łokcie i unosi głowę. Joanna wtedy już wie, że za chwilę będzie musiała go przewrócić. Gdyby mieli 16 tysięcy złotych, mogliby kupić schodołaz – urządzenie, które umożliwiłoby Grzegorzowi „zejście” z pierwszego piętra na spacer.

Kiedy ostatnio wrócił ze szpitala, po schodach wnosił go kolega. – Nie ważę za dużo, ale, paradoksalnie, trudniej jest nosić człowieka wiotkiego niż kogoś, kto ma sprawne mięśnie – tłumaczy Grzegorz. – Jeśli ktoś wyprostuje mi nogi i zablokuje kolana, to jakoś stanę, ale próg w drzwiach wejściowych jest dla mnie barierą nie do pokonania.

Problemy z pieniędzmi w ich domu zaczęły się wraz z chorobą. –Kiedy byłem zdrowy, żyliśmy sobie spokojnie. W momencie, kiedy zacząłem tracić powoli swoje umiejętności, zaczęło być gorzej – opowiada.

Zdesperowani szukali pomocy wszędzie. Także w medycynie niekonwencjonalnej. To pochłaniało kolejne środki i oszczędności. – Nie możemy dalej się zadłużać. Żona musi dalej żyć, tym bardziej, że jest w ciąży. Mnie pewnie już niewiele zostało.

Joanna zawsze protestuje, słysząc takie słowa: – Nie mów tak! I przypomina, że od lat ze stwardnieniem bocznym zanikowym (SLA) żyje naukowiec Stephen Hawking. Tyle że każde SLA jest inne. Inaczej się rozwija.

Kariera żołnierza
Przygodę z wojskiem Grzegorz Sieradzki rozpoczął w nieistniejącym już 2. Węźle Łączności (Wojska Obrony Powietrznej Kraju) na bydgoskim lotnisku. Szkolił radiotelegrafistów.

Po latach dostał rozkaz przeniesienia do 1. Brygady Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie. Dowódcą był tu gen. bryg. Andrzej Andrzejewski. Najpierw elbląscy przeciwlotnicy zestrzelili pomyłkowo Andrzejewskiego nad Bałtykiem. Generał cudem ocalał. Potem, 23 stycznia 2008 roku generał zginął w katastrofie samolotu CASA pod Mirosławcem. – Po co to wspominam? Bo miałem wtedy z nimi lecieć – tłumaczy Grzegorz. Zatrzymały go nagłe obowiązki. Dzięki nim przeżył.

Odsłużył cztery misje w Libanie i dwie w Afganistanie. Najpierw jako dowódca posterunku obserwacji optoelektronicznej w COP Qarabagh. Kamera umieszczona na 40-metrowym maszcie umożliwiała obserwację terenu i wykrywanie rebeliantów, którzy podkładali ładunki wybuchowe.

– Służba nie była bezpieczna, talibowie często do nas strzelali z moździerzy i rakiet – wspomina. – Kiedy pojawiały się informacje, że rebelianci będą próbowali przerzucać broń i amunicję, robiliśmy blokady na drogach. Kiedyś zatrzymaliśmy samochody do kontroli i dostaliśmy się pod ostrzał rakietowy. Nigdy nie strzelałem do człowieka, ale wtedy jechał wprost na mnie Afgańczyk na motorku. Dawałem mu znaki, żeby się zatrzymał. Nie reagował. Seria w górę. Seria pod koła. Nic. Już miałem go zastrzelić... Wtedy stanął. Niesamowite obciążenie psychiczne.

Został sam
Po powrocie z Afganistanu postanowił przejść na emeryturę. Miał za sobą odsłużonych 25 lat i rozwód (Mówi: –Pewnie ze względu na moje misje ). Został sam.

Był 2013 rok, kiedy poznał Joannę. Akurat była na stażu w Brukseli, kiedy na Facebooku odezwał się do niej Grzegorz. –Zobaczyłem jej zdjęcia z nart, a że też mam fioła na tym punkcie, postanowiłem zaryzykować. Właściwie można powiedzieć, że przez narty się poznaliśmy. Jeździliśmy po tych samych stokach.

Teraz oddał swój sprzęt znajomym. – Ja już na deskach nie stanę – mówi.

Coś było nie tak
Zimą wyjechali w góry. Czuł się dziwnie. Najpierw pojawił się problem z dwoma palcami. Nie mógł przekręcić klucza w zamku. Był zaskoczony. Neurolog uspokajał, że to pewnie od szyjnego odcinka kręgosłupa. W najgorszym wypadku czeka go zabieg operacyjny. Kiedy neurochirurg przejrzał wyniki rezonansu magnetycznego, odesłał 47-letniego Grzegorza na oddział.

Padły pytania: m.in. o wcześniejsze choroby, przeziębienie, którego nie można było wyleczyć antybiotykami?

– Miał pan takie – dociekał lekarz.

Miał. To był książkowy przykład początku SLA. – Nie wiedziałem, co to takiego jest – wspomina. – Po diagnozie żona się rozpłakała, a ja wpisałem hasło w wyszukiwarkę. Po pierwszych zdaniach – o objawach i informacjach, czym kończy się choroba...

Jeszcze chwilę łudzili się, że to może pomyłka, że może Grzegorz cierpi na boreliozę. Na próżno.

Najpierw przestała pracować prawa ręka, później lewa. Wpadł w depresję. Podczas rehabilitacji jeszcze chodził. W październiku ub. roku stracił czucie w nogach. Teraz jego świat ograniczył się do wózka.

–Nie tak miało wyglądać moje życie – mówi Grzegorz. – Przecież w wieku 47 lat masz przed sobą co najmniej jeszcze 20 lat.

Choroba postępuje szybko. Grzegorz dostał wszystkie dostępne leki, które mogły spowolnić jej rozwój. Nie zadziałały.

Amerykańscy naukowcy podejrzewają, że SLA może dotykać żołnierzy po misjach i sportowców. Być reakcją na duży wysiłek i stres. – Może coś w tym jest? – zastanawia się. Dostał dwie dawki chemii (Mówi: – Druga to była prawdziwa masakra). SLA postępuje. Na kolejne wlewy na razie jest za słaby.

Lekarze mówią, że chemia jest ostatecznym ratunkiem. Nic więcej nie mają mu do zaproponowania. Przeszczep komórek macierzystych może, ale wcale nie musi pomóc.

Grzegorz: – Chciałbym schyłek życia spędzić choć na spacerach podczas słonecznych dni. Tylko jak zejść po tych cholernych schodach?

***

Pieniądze na pomoc dla Grzegorza można wpłacać na konto Fundacji Pomocy Osobom Niepełnosprawnym „Słoneczko”

Stawnica 33A

77-400 Złotów

nr konta 89 8944 0003 0000 2088 2000 0010,

wpisując w tytule przelewu: „Grzegorz Sieradzki 583/S”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski