Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oszustwa w dobrej wierze

Redakcja
Marek P. przez prawie 15 lat występował przed sądami podając się za adwokata, choć nie miał do tego uprawnień. Zdążył przejąć kilka krakowskich kamienic.

EWA KOPCIK

EWA KOPCIK

Marek P. przez prawie 15 lat występował przed sądami podając się za adwokata,

choć nie miał do tego uprawnień. Zdążył przejąć kilka krakowskich kamienic.

   Kiedy na początku lat 90. Marek P. przedstawił w sądzie pełnomocnictwo dwóch obywatelek USA ubiegających się o spadek po właścicielach kamienicy przy ul. św. Gertrudy 7 w Krakowie, nikt nie sprawdzał, czy nie otrzymały one już za tę nieruchomość zadośćuczynienia. Gdy okazało się, że odszkodowanie wypłacono, było już za późno. Budynek wraz z parcelą dwukrotnie został sprzedany i zgodnie z tzw. rękojmią ksiąg wieczystych nabywcy są chronieni prawem, jeśli dokonali zakupu w dobrej wierze. W ten sposób skarb państwa stracił, wartą kilka milionów złotych, kamienicę pod Wawelem. W podobny sposób stracił zresztą kilkadziesiąt innych budynków w Krakowie.
   Szeroka, trzypiętrowa kamienica wraz z dużym podwórkiem przy ul. św. Gertrudy 7 jeszcze na początku lat 90. była wpisana w księdze wieczystej na rzecz Janiny i Józefa Blattów. Los właścicieli od zakończenia wojny był jednak nieznany. Budynkiem administrował kurator, ustanowiony przez sąd w latach 60. O tym, że o nieruchomość upomnieli się spadkobiercy, jako pierwsi dowiedzieli się właściciele czterech murowanych boksów garażowych stojących na podwórku kamienicy. Zbudowano je w 1964 r. na podstawie zezwoleń ówczesnych władz, na gruncie wydzierżawionym przez administratora nieruchomości.
   - W maju 1992 r. otrzymaliśmy pismo od nieznanego nam wówczas Marka P., który twierdził, że przejął zarząd nieruchomością i w związku z tym wypowiada nam dotychczasową umowę dzierżawy gruntu, na którym stoją garaże. Z pisma wynikało, że działa w imieniu dwóch właścicielek, mieszkających na stałe w USA. Skontaktowaliśmy się z nim i poprosiliśmy o okazanie pełnomocnictwa. Odmówił. Mimo to próbowaliśmy dogadywać się w sprawie przedłużenia dzierżawy. Usłyszeliśmy, że owszem, istnieje taka możliwość, ale pod warunkiem, że będziemy płacić miesięcznie po 800 zł od każdego garażu. Potem obniżył stawkę do 500 zł. Nie potraktowaliśmy poważnie tej oferty - nie tylko z powodu horrendalnej ceny, także dlatego, że podający się za pełnomocnika właścicielek, nie przedstawiając żadnych urzędowo potwierdzonych dokumentów, był dla nas niewiarygodny - opowiada Modest Heichel, jeden z właścicieli garaży.
   Tymczasem w krakowskim sądzie zostało przeprowadzone postępowanie spadkowe po Józefie Blatcie. Spadkobiercy nigdy nie pojawili się w Polsce. W ich imieniu występował właśnie Marek P., właściciel biura doradztwa prawnego w Krakowie, podający się za adwokata. Sąd bez zastrzeżeń uznał przedłożone przez niego pełnomocnictwo.
   - Nadal próbowaliśmy negocjować warunki przedłużenia umów dzierżawnych. Zarządca i nowy administrator zbywali nas jednak. W końcu otrzymaliśmy wezwanie z sądu. Okazało się, że P. wystąpił z pozwem o wydanie nakazu rozbiórki garaży. Na rozprawie nawet nie dopuszczono nas do głosu. W 1994 r. Sąd Rejonowy dla Krakowa Śródmieścia wydał wyrok zgodny z żądaniem pozwu, a rok później utrzymał go w mocy ówczesny Sąd Wojewódzki - dodaje Józef Kokoszka.
   W podobny sposób zarządca potraktował lokatorów, którzy mieszkali w kamienicy od wielu lat, ale po śmierci głównych najemców nie dopilnowali podpisania w urzędzie nowych umów najmu. Dostali ultimatum: albo eksmisja, albo kilkakrotnie wyższy niż dotychczas czynsz. W efekcie kilka mieszkań zwolniło się w budynku, a wkrótce potem został on sprzedany. Nabywca, krakowska spółka z o.o., dokonał podziału realności na 12 części i wszystkie sprzedał prywatnym osobom. Właściciele garaży, przy pomocy komornika, zostali niedawno wyeksmitowani.
   Legalność przejęcia tej nieruchomości przed laty

badała prokuratura.

   W październiku 1999 r. wpłynęło do niej doniesienie o popełnieniu przestępstwa. Złożyli je właściciele garaży, którzy ustalili, że przedwojenni właściciele uzyskali już za tę nieruchomość odszkodowanie.
   - Przez kilka lat dążyliśmy do podpisania polubownej umowy dzierżawy gruntu - zarówno z panem P., jak i z kolejnymi właścicielami. Bezskutecznie. W końcu udało nam się skontaktować w USA ze spadkobierczynią przedwojennych właścicieli. Usłyszeliśmy, że losy kamienicy jej nie interesują, że nigdy nie domagała się jej zwrotu, gdyż jej przodkowie otrzymali już za nią odszkodowanie. W tej sytuacji zaczęliśmy podejrzewać, że sąd został wprowadzony w błąd i wystawione na P. pełnomocnictwo było sfałszowane - opowiada Modest Heichel.
   Prokuratura wszczęła dochodzenie w sprawie posłużenia się podrobionymi dokumentami, ale po kilku miesiącach umorzyła je, nie stwierdzając przestępstwa. Stan faktyczny asesor Mariusz Krasoń ustalał na podstawie akt sądowych postępowania spadkowego oraz zeznań administratora nieruchomości współpracującego z Markiem P. Samego P. nie przesłuchiwał ze względu na jego na stan zdrowia i poważną chorobę.
   W czasie dochodzenia nie badano wiarygodności pełnomocnictwa. Nie zwracano się również o pomoc prawną do USA i przesłuchanie mieszkających tam spadkobierców właścicieli nieruchomości. Asesor Krasoń oparł się na zeznaniach administratora, który zaświadczył, iż widział pełnomocnictwo, że było ono podbite przez konsula polskiego w Nowym Jorku i notariusza. "Marek P. działał na podstawie ważnego, uznanego przez sąd pełnomocnictwa, którego autentyczności nie kwestionowano w toku postępowania spadkowego" - stwierdzono w uzasadnieniu postanowienia o umorzeniu dochodzenia.
   Do dzisiaj nie wiadomo więc, czy pełnomocnictwo, które posłużyło do przejęcia nieruchomości przy ul. św. Gertrudy 7, było legalne. Policjanci z Wydziału ds. Przestępczości Gospodarczej Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie, którzy interesowali się pod koniec lat 90. Markiem P. i zabezpieczyli w jego mieszkaniu sporo podobnych dokumentów, twierdzą, że nie znaleźli wówczas dowodów fałszerstwa. Faktem natomiast jest, że przedwojenni właściciele nieruchomości przy ul. św. Gertrudy 7 w latach 60.

otrzymali odszkodowanie

za mienie pozostawione w Polsce. Nie mieli więc prawa sprzedawać budynku.
   Urzędnicy magistraccy, którzy niedawno otrzymali z Ministerstwa Finansów dokumentację potwierdzającą wypłacenie odszkodowania, wstrzymują się jednak z wystąpieniem do sądu o unieważnienie sprzedaży. Dlaczego? - Bo wiele podobnych spraw gmina już przegrała w sądzie - przyznają.
   Właścicieli nielegalnie przejętych kamienic chroni obowiązujące w Polsce prawo. Powołują się na art. 5 Ustawy o hipotece, mówiący o tzw. rękojmi wiarygodności ksiąg wieczystych. I jeśli nawet uda się w sądzie udowodnić, że budynek został przejęty na podstawie sfałszowanych dokumentów, to po załatwieniu wpisu własności do księgi wieczystej trudno go odebrać. Zwłaszcza wtedy, gdy, tak jak przy ul. św. Gertrudy 7, został dwukrotnie sprzedany. Nabywcy działali przecież w oparciu o zaufanie do ksiąg wieczystych, w dobrej wierze. Udowodnić, że było inaczej, że byli w zmowie ze sprzedającym, w praktyce nie sposób.
   - Marek P. przez prawie 15 lat występował przed sądami jako pełnomocnik w różnych sprawach, podając się za adwokata. Zanim wyszło na jaw, że nie miał do tego uprawnień i wszczęto przeciwko niemu w prokuraturze postępowanie, zdążył przejąć kilka krakowskich kamienic, za które właściciele otrzymali po wojnie odszkodowania. Postępowanie prokuratorskie zostało umorzone po śmierci pana P., natomiast niektórych, nielegalnie przejętych przez niego kamienic nie udało się już odzyskać - mówi Wojciech Kozdronkiewicz, prezes Stowarzyszenia Lokatorzy w Obronie Prawa.
   Podobnie jak w przypadku nieruchomości przy ul. św. Gertrudy 7, P. przejął - na podstawie pełnomocnictw spadkobierców przedwojennych właścicieli - budynki przy ul. Starowiślnej 20 i 22 oraz Dietla 85. Dwa pierwsze udało się gminie odebrać. Trzeci - zgodnie z decyzją NSA - skarb państwa utracił. Utracił, ponieważ pełnomocnik zdążył sprzedać kamienicę. I choć gmina udowodniła, że właściciele otrzymali w przeszłości odszkodowanie i nie mieli prawa jej sprzedać, sąd uznał, że skutki nie mogą naruszać praw nabywców, którzy działali w dobrej wierze.
   Kolejne kontrowersyjne sprawy, które rozpoczął na początku lat 90. Marek P., dotyczą nieruchomości przy ul. Bujwida 11 i 1, pl. Wolnica 14, św. Stanisława 8 B, Kordeckiego 5, św. Gertrudy 29. Upomina się o nie Beata Goldstein, mieszkająca w Izraelu. Podaje się za córkę Izraela Kernera. Uznaje się również za spadkobierczynię majątku po jego bracie, Ascherze. Obydwaj byli właścicielami lub współwłaścicielami wymienionych nieruchomości. Są jednak dowody, że za co najmniej dwie z nich otrzymali odszkodowanie w latach 60.
   - Kim jest pani Goldstein? Nigdy jej nie widzieliśmy, w jej imieniu działają

zmieniający się

pełnomocnicy

- mówią lokatorzy kamienicy przy Bujwida 11. - Z papierów, które ściągnęliśmy z Izraela wynika, że pod adresem podanym w pełnomocnictwach mieszka co prawda osoba o tym samym nazwisku, ale nie zgadza się imię ojca.
   Tymczasem w 1991 r. krakowski sąd przyznał Beacie Goldstein prawo do spadku po ojcu. W 1995 r. złożyła kolejny wniosek - tym razem o nabycie spadku po wuju Ascherze. To ostatnie postępowanie w 1998 r. zostało umorzone, pełnomocnicy nie dostarczyli bowiem dokumentów potwierdzających tożsamość spadkobierczyni. Sprawa ponownie wróciła na wokandę sądową w 2000 roku. Pełnomocnik pani Goldstein powołuje się na testament Aschera, w którym ten zapisuje spadek siostrzenicy. Problem w tym, że Ascher nigdy nie miał siostry, a więc też siostrzenicy. Z doniesienia lokatorów sprawa trafiła do prokuratury.
   Pełnomocnicy pani Goldstein zadbali już jednak, by jej prawa do budynku przy ul. św. Stanisława 8 zostały ujawnione w księgach wieczystych. W marcu 1999 r. złożyli w sądzie wniosek o wpis. Choć w tym okresie czas oczekiwania na dokonanie wpisu wynosił co najmniej pół roku, sprawę załatwiono jeszcze tego samego dnia. Czy był to tylko przypadek?
   Splot różnych dziwnych przypadków spowodował również przejęcie przez spadkobiercę połowy kamienicy przy ul. Krupniczej 18, za którą w latach 60. właścicielka pobrała odszkodowanie, zrzekając się równocześnie prawa własności. Kiedy w 1998 r. o nabycie praw spadkowych wystąpił do krakowskiego sądu jej syn, mieszkający na stałe w Berkeley w USA, znowu

nikt nie sprawdzał,

czy za nieruchomość wypłacono zadośćuczynienie. Po uzyskaniu wyroku spadkobierca złożył wniosek o dokonanie wpisu do księgi wieczystej nieruchomości i uzyskał go jesienią 1999 r.
   - Nie mieliśmy pojęcia, że ktoś stara się o odzyskanie tej kamienicy, jednak już wiosną 1999 r. dowiedzieliśmy się, że została ona wystawiona na sprzedaż - opowiadają lokatorzy. - W biurze nieruchomości usłyszeliśmy, że jeden ze współwłaścicieli mieszka w Izraelu, a drugi w Szwajcarii. W tym momencie zaczęliśmy podejrzewać, że kryje się za tym oszustwo. Wiedzieliśmy przecież, że syn przedwojennych właścicieli mieszka w USA.
   Złożyli w tej sprawie doniesienie do prokuratury i zaczęli sprawdzać, czy za kamienicę wypłacono odszkodowanie. Odpowiedź z Ministerstwa Finansów nadeszła po sześciu miesiącach. Wynikało z niej, że odszkodowanie wypłacono w 1966 r. za połowę nieruchomości. Ministerstwo poinformowało także, że właśnie wszczęło z urzędu postępowanie administracyjne w sprawie "ewentualnego stwierdzenia przejścia na rzecz skarbu państwa" połowy nieruchomości. Taką decyzję minister wydał jednak dopiero 28 lipca 2000 r.
   Czas działał na korzyść nowego właściciela. Choć w październiku 1999 r. Izba Skarbowa wystąpiła do sądu o wpis ostrzeżenia w księdze wieczystej, obawiając się, że kamienica może zostać sprzedana, wniosek nie został uwzględniony. We wrześniu 2002 r. Wydział Ksiąg Wieczystych odrzucił także wniosek gminy z sierpnia 2000 r. o wpisanie własności skarbu państwa do księgi wieczystej nieruchomości na mocy decyzji ministra finansów. Odrzucił, ponieważ ujawniony został już nowy właściciel, spadkobierca. Tymczasem sporna połowa kamienicy miała już nowego właściciela. Spadkobierca sprzedał ją mniej więcej w tym samym czasie, gdy Izba Skarbowa wnosiła o wpisanie ostrzeżenia do księgi wieczystej.
   Ile krakowskich kamienic stracił w ten sposób skarb państwa - dokładnie nie wiadomo. Jedno jest pewne, do podobnych sytuacji nie dochodziłoby, gdyby każde wypłacone odszkodowanie zostało odnotowane w księgach wieczystych. Jednak przez wiele lat międzynarodowe układy - które rząd PRL-u zawarł z 12 krajami, wypłacając odszkodowanie za mienie znacjonalizowane - były "tajne łamane przez poufne".
   - O ich istnieniu dowiedzieliśmy się dopiero w połowie lat 90., gdy przypadkowo wpadła nam w ręce decyzja ministra finansów stwierdzająca przejście na skarb państwa nieruchomości na mocy międzynarodowych układów - mówi jeden z magistrackich urzędników. - Gdy zwróciliśmy się o udostępnienie dokumentacji umów, Ministerstwo Finansów, najpierw kategorycznie odmówiło. Później zaś przyznało, że posiada jedynie ich

śladową dokumentację.

   Wreszcie okazało się, że zachował się jedynie układ polsko-amerykański.
   Na tej podstawie w ostatnich latach minister finansów wydał ok. 70 decyzji stwierdzających przejęcie nieruchomości przez skarb państwa. Nie wszystkie jednak sąd wieczystoksięgowy uwzględnił i w niektórych przypadkach odmówił wpisu.
   Z ponad tysiąca kamienic, którymi w 1989 roku zarządzała gmina Kraków, około 600 przeszło w prywatne ręce. W ilu przypadkach zostało naruszone prawo?
   W ciągu ostatnich pięciu lat do prokuratury wpłynęło ok. 150 doniesień o podejrzeniu przestępstwa. Jak dotąd, tylko w siedmiu sprawach zapadły wyroki skazujące. Postępowania dotyczące 35 kolejnych budynków nadal toczą się w sądach. Kilkadziesiąt dochodzeń od kilku lat pozostaje w zawieszeniu z powodu wystąpienia o zagraniczną pomoc prawną. Policjanci z Wydziału ds. Przestępczości Gospodarczej małopolskiej policji twierdzą jednak, że ujawnione dotychczas oszustwa to zaledwie czubek góry lodowej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski