18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pani Zofia, muza malarzy i poetów

Redakcja
Portret Zofii Jachimeckiej Teodora Axentowicza FOT. ARCHIWUM
Portret Zofii Jachimeckiej Teodora Axentowicza FOT. ARCHIWUM
Historia Krakowa * przed 40 laty umiera Zofia Jachimecka * znakomita tłumaczka z języka włoskiego * żona Zdzisława, Wybitnego historyka muzyki i dyrygenta

Portret Zofii Jachimeckiej Teodora Axentowicza FOT. ARCHIWUM

W sierpniu przypadła czterdziesta rocznica śmierci Zofii Jachimeckiej, postaci nietuzinkowej w kulturze Krakowa.

Przed laty Magdalena Samozwaniec wspominała: "Jako podlotki obie siostry (Kossakówny) mogły podziwiać młodą małżeńską parę, która wzbudzała ogólny zachwyt. Ona była smukłą i wiotką blondynką, wyjętą jak gdyby żywcem z secesyjnych ornamentów, on szalenie przystojnym dystyngowanym panem, który wglądał jak gdyby się był urodził we fraku lub smokingu. Byli to państwo Jachimeccy. Z pierwszych rzędów foteli przeszli z czasem do parterowej loży.

Lata mijały, mody się zmieniały, a państwo Jachimeccy byli niezmienni. Ona zawsze miała taką samą fryzurę, złożoną z blond loczków (które jej mąż upinał), i zawsze jednakowe suknie, długie i dopasowane do figury. (...) Czas zachwycony nimi, jak wszyscy ich przyjaciele, nie śmiał się ich tknąć i tak trwało długie lata. Sławni malarze, których muzą była urocza Zosia Jachimecka, starzeli się, umierali najwybitniejsi aktorzy, jak Kamiński, Frenkiel, Maszyński, Osterwa... a Zosiątko było zawsze niezmienne, bez jednej zmarszczki, bez jednej fałdki.

Z czasem on, słynny muzykolog, i ona znakomita tłumaczka z włoskiego, stali się jak gdyby królewską parą w Teatrze im. Słowackiego i miało się wrażenie, że żaden spektakl nie ma prawa się rozpocząć, póki w parterowej loży nie ukażą się oboje Jachimeccy."

Jej smukła, zwiewna postać zachwycała wielu malarzy i rzeźbiarzy. Bo istotnie była podobna:

Do włoskich fontann

  lub do polskich kłosów,

Jakby tę kibić i biodra

  dziewczęce

Płynne i śpiewne i w linii

  najczystsze

Pastelą sławni malowali

  mistrze...

To poetycki portret pióra jej znajomego i zarazem przyjaciela Antoniego Waśkowskiego. Bo naprawdę była pani Zofia czymś niezwykłym w pejzażu Krakowa, aż do roku 1973, kiedy złowrogie Parki przecięły nić jej życia. Wraz z mężem była współtwórczynią życia kulturalnego miasta. Zdzisław Jachimecki, lwowianin, urodzony w 1882, już od dzieciństwa zafascynowany był muzyką.

Z czasem dał się poznać jako kompozytor, dyrygent i uczony. Skończył kurs teorii muzyki w Konserwatorium Galicyjskiego Towarzystwa Muzycznego. W 1902 podjął studia muzykologiczne na wiedeńskim uniwersytecie. Po zakończeniu nauki przyjechał w 1906 do Krakowa i zajął się wykładami kompozycji i historii muzyki na słynnych Kursach Baranieckiego.

***

Już w Krakowie poznał zamożną pannę Zofię Godzicką, córkę radcy magistratu i właściciela kamienicy przy ulicy Grodzkiej 47. Dzięki walorom intelektualnym, sile woli i głębokiej wiedzy udało się Jachimeckiemu stworzyć na Uniwersytecie Jagiellońskim Katedrę Muzykologii. Szybko habilitował się na podstawie pracy "Wpływy włoskie w muzyce polskiej". Szybko dał się poznać jako znakomity dydaktyk, erudyta, ale przede wszystkim był dla młodzieży pełnym uroku człowiekiem. Studenci za nim przepadali. Jego kultura osobista fascynowała i wręcz rzucała na kolana. Poza zajęciami uniwersyteckimi wiele czasu poświęcał krytyce teatralnej i muzycznej. Jego znakomite teksty drukowano na łamach "Ilustrowanego Kurye-ra Codziennego", "Głosu Narodu" czy "Przeglądu Współczesnego".
Wraz z żoną zwiedził całą Europę. Najbardziej fascynowały go Włochy. Był Jachimecki autorem doskonałych monografii Chopina, Żeleńskiego, Moniuszki, Wagnera, Mozarta i Haydna. Do jego największych osiągnięć należała trzytomowa "Muzyka polska" oraz "Historia muzyki polskiej w zarysie". Również komponował, w tym pieśni, zajmował się też dyrygenturą, zwłaszcza chórów.

Położył olbrzymie zasługi jako niezrównany popularyzator muzyki. Jako wieloletni współpracownik Polskiego Radia zorganizował w krakowskiej rozgłośni koncerty, wygłaszając do mikrofonu świetne pogadanki o muzyce. Zawsze wytworny, gładki w obejściu, należał do ulubionych postaci w każdym towarzystwie.

***

Wespół z żoną stworzyli Jachi-meccy w Krakowie - w domu przy ulicy Grodzkiej - piękny, pełen współczesnych dzieł sztuki salon. A zbierali się w nim najwybitniejsi ludzie, tak z kraju, jak i z zagranicy. Księgarz Marian Krzyżanowski wspominał:

"Istniało takie powiedzonko, że kto z cudzoziemców przyjechał do Krakowa, to najpierw oglądał Bramę Floriańską, a potem spieszył na Grodzką do pp. Jachi-meckich". Zajmowali oni kamienicę "Pod Aniołkami", przylegającą do posesji przy ul. Grodzkiej, od strony ulicy Senackiej i Kanoniczej. To tutaj - na piętrze -przyjmowali państwo Jachimec-cy. Pani Zofia to nie tylko w swoim czasie reprezentantka krakowskiej bohemy, lecz głównie niezrównana tłumaczka z literatury włoskiej i francuskiej. Tłumaczyła Dario Niccodemiego, Marinettiego, Luigi Pirandella, Carlo Goldoniego.

Przyswoiła nam prawie całą literaturę włoską, w tym świetną dramaturgię. Ponad sto dzieł. Z czasem stała się prawdziwą ambasadorką teatru włoskiego w Polsce. W mieszkaniu Jachimeckich odbywały się fajfy, na które zapraszano artystów i ludzi pióra. Spotkać tam można było Karola Szyma-nowskiego, Grzegorza Fitelberga, Artura Rubinsteina, Leona Chwistka, Wojciecha Kossaka, Wacława Berenta, Jarosława Iwaszkiewicza i Michała Choro-mańskiego. I tak by można jeszcze długo wymieniać tych, którzy gościli u Jachimeckich.

***

Do legendy przeszedł stolik Jachimeckich w "Grandzie". Tak go wspominał Zygmunt Leśno-dorski, który w swojej książce pt. "Wśród ludzi mojego miasta" pisał: "Był zaś ów Grand swego rodzaju ogniskiem życia intelek-tualno-artystycznego, ostoją utartych sądów i opinii. Wiadomo było z góry, kogo się tutaj spotka, o czym będzie mowa i jakie stanowisko zajmą uczestnicy dyskusji.

Wszystko to razem bardzo krakowskie, tak ustabilizowane, że aż prosiło się o trawestację cytatu z wiersza Edmunda Wasilewskiego: "Kraków runie, zostanie stolik Jachimeckich w Grandzie".

Godzi się przypomnieć, że to profesor Jachimecki jako pierwszy odkrył genialny talent Karola Szymanowskiego. Był zawsze mu szczerze oddany. Był też spiritus movens zarówno doktoratu honoris causa UJ dla kompozytora, jak i sprowadzenia jego zwłok do kraju i pogrzebania go wśród zasłużonych na Skałce.
Pozostały po pani Zofii jej niezwykłe portrety tak malarskie, jak i rzeźbiarskie. Pozowała Wojciechowi Kossakowi, Józefowi Me-hofferowi, Witkacemu, Leonowi Chwistkowi, Wojciechowi Weissowi, Teodorowi Axentowiczowi, Antoniemu Waśkowskiemu.

I rzeźbiarzom: Xaweremu Dunikowskiemu, Konstantemu Laszczce czy Ludwikowi Pugeto-wi. Należała do najwybitniejszych intelektualistek. Dowcipna i ekscentryczna. Tworzyła sama dla siebie modę, miała swój niepowtarzalny oryginalny styl.

Były też w jej życiu trudne chwile, jak choćby pierwsze lata okupacji niemieckiej. Profesor Ja-chimecki został 6 listopada 1939 roku wraz z innymi profesorami UJ aresztowany i uwięziony w hitlerowskim obozie koncentracyjnym Sachsenchausen. W tym czasie Jachimeckiej pomagała rodzina Kossaków. Małżonek powrócił z obozu. Po wojnie podjął pracę na UJ. Ten znakomity uczony: eseista, esteta zmarł nagle 27 października 1953 roku.

Olbrzymią muzykologiczną bibliotekę przekształcono w oddział Towarzystwa im. Fryderyka Chopina, jako ośrodek pracy naukowej. Pani Zofia nadal zajmowała się pracą translatorską, nie zmieniając po śmierci męża stylu bycia. Za działalność przekładową otrzymała w 1960 nagrodę Pen-Clubu. Doczekała się też wmurowania na domu przy ul. Grodzkiej 47 tablicy upamiętniającej jej męża. Nadal spotykała się ze znajomymi na południowej kawie w kawiarni "Literacka" bądź w tzw. Noworolu. Jej charakterystyczna sylwetka damy z fin de siécle'u wrosła w Drogę Królewską, którą przemierzała w drodze na kawę.

Pani Jachimecka zawsze miała koło siebie - jak Aspazja - grono wielbicieli. Rodzaj dworu. Wiernie też towarzyszyła teatrowi, nie pomijając żadnej premiery, a dyrektorzy scen zabiegali o jej przyjście na każdą premierę. Urządzała nadal cotygodniowe spotkania, gromadząc grono zaufanych przyjaciół, artystów, ludzi sceny i nauki. Trudno jest w pełni oddać niezwykły klimat tego mieszkania. Półmrok, palące się lampki nakryte ciemnymi abażurami, obrazy wiszące na ścianach, ukazujące panią Zofię.

***

Aż do ostatnich dni swego życia pilnie śledziła wszelkie wydarzenia kulturalne, nie tylko ważne dla Krakowa. Przez ostatnie lata chorowała, nie wychodziła już z domu. Zmarła 24 sierpnia 1973 roku. Przeżyła 87 lat, zatem całą epokę. Spoczęła, tak jak jej mąż w grobowcu rodzinnym na cmentarzu Rakowickim. Wraz z Zofią Jachi-mecką odchodziła cała epoka, odchodził też dawny Kraków, którego była postacią wybitną, uroczą i mądrą kobietą o iście finezyjnej inteligencji. Emanowała z niej wielka kultura, głęboka wiedza, mądrość i osobisty urok. Była muzą artystów. Pisano o niej wiersze, malarze i rzeźbiarze uwieczniali jej piękną twarz i smukłą sylwetkę. Portret jej nawet trafił na Wawel, utrwalony przez Xawerego Duni-kowskiego w rzeźbie głowy wawelskiej.

"W pamięci tych - pisała redaktorka »Dziennika Polskiego« Krystyna Zbijewska - którzy mieli szczęście znać ją dobrze, podziwiać i kochać pozostanie zawsze uosobieniem owej woli życia, przetrwania. Uosobieniem bogactwa naszych żywych tradycji kulturalnych - w ścisłym powiązaniu z tym, co cenne, piękne w nowym życiu artystycznym, w nowej sztuce".

Michał Rożek

Historyk

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski