Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paul McCartney. "Standing...”

Redakcja
Opisanie tego, co po rozpadzie The Beatles Paul McCartney zagrał oraz zaśpiewał, co nagrał, co osiągnął i czym go uhonorowano, jest po prostu niemożliwe, bo wymagałoby osobnej książki, więc jedynie dorzucę, że w pewnym okresie postanowił się także sprawdzić jako twórca muzyki poważnej.

Jerzy Skarżyński Radio Kraków: NIEZAPOMNIANE PŁYTY HISTORII ROCKA SUPLEMENT (94)

Jego pierwszą tego typu próbą było skomponowanie w 1990 r., na zlecenie Królewskiego Towarzystwa Filharmonicznego w Liverpoolu (z okazji jego 150-lecia), świetnie przyjętego dzieła, któremu nadał tytuł "Liverpool Oratorio”, a drugą stworzenie w latach 1993–1997 r., na zlecenie EMI (tym razem dla uczczenia 100-lecia działalności firmy), równie wysoko ocenionego – a moim zdaniem piękniejszego – poematu symfonicznego "Standing Stone”. A propos jego wyjątkowego piękna, muszę ze smutkiem dodać, że czas powstawania dzieła zbiegł się z jednym z najtrudniejszych okresów w życiu Paula, czyli z trzema latami nieudanej, jak się okazało 17 kwietnia 1998 r., walki jego żony Lindy z rakiem piersi.

"Standing Stone” – "Stojący Kamień”, czyli megalit, to bezsłowna (w warstwie do słuchania, bo w książeczce do wydawnictwa McCartney zamieścił własny poemat napisany w trakcie pracy nad dziełem), ale szalenie romantyczna opowieść o niewzruszoności rzeczy, które potrafią się oprzeć nawet najpotężniejszym zawirowaniom w dziejach. Zanim jednak spróbuję go, zresztą tylko króciutko opisać, winienem jeszcze dwa wyjaśnienia. Pierwsze – delektując się "Standing Stone” tak naprawdę ani przez moment nie mamy szansy usłyszenia jego twórcy, bowiem Paul poprzestał na byciu jedynie autorem wszystkich melodii i idei je splatających. Dwa (i dlatego właśnie ani raz nie użyłem słowa "napisał”) – artysta swoich tematów nie przeniósł na papier nutowy, bowiem, jak sam się przyznaje..., po prostu nie umie tego robić. Jego praca polegała zatem na graniu i nuceniu wymyślonych tematów osobom, które natychmiast je zapisywały. Chwilami używał też do tego specjalnie zaprogramowanego komputera.

"Standing Stone” trwa 75 minut i składa się z czterech podstawowych części, z których każda ma swoje własne podrozdzialiki. Każdy inny, każdy w innym nastroju, dynamice i tempie. Wszystkie (poza nerwowym i niepokojącym, a otwierającym pierwszą część tematem "Fire / Rain”) są bardzo liryczne i często uwznioślone anielskimi partiami chórów. Co pewien czas trafiają się momenty na tyle dramatyczne, że wyobraźnia podsuwa obrazy godne choćby "Władcy Pierścieni”. I jeszcze jedno. Całość, co przy tego rodzaju nagraniu jest bardzo ważne, brzmi superprzejrzyście, bo zarejestrowano ją za pomocą techniki cyfrowej.

Arcydzieło nie do zapomnienia!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski