Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paweł Szwajdych (Wiślanie): Jest we mnie chęć powrotu. Mam nadzieję, że taki ból już mi się nie przydarzy

Tomasz Bochenek
Tomasz Bochenek
Paweł Szwajdych (Wiślanie, przy piłce) podczas pechowego dla siebie meczu z Limanovią
Paweł Szwajdych (Wiślanie, przy piłce) podczas pechowego dla siebie meczu z Limanovią Andrzej Wisniewski / Polskapresse
Paweł Szwajdych, wychowanek Cracovii, mający za sobą także występy m.in. w ŁKS-ie Łódź, Kmicie Zabierzów i Puszczy Niepołomice, od 2013 roku jest zawodnikiem Wiślan Jaśkowice. W ubiegłym sezonie był wiodącą postacią drużyny, która wywalczyła awans. W decydującym o tym drugim meczu barażowym z Limanovią zdobył gola, a następnie nabawił się poważnego urazu.

- Ostatnie pół roku dla Wiślan było bardzo udane. Dla Pana - jednego z liderów drużyny, która w czerwcu wywalczyła awans do III ligi - to pewnie dość smutny czas, bo spędzony na leczeniu po kontuzji.
- Tak, to było ciężkie pół roku. Awansować do trzeciej ligi i tego nie skonsumować - trudno się z tym pogodzić. A dużo trzeba włożyć pracy, żeby znów móc grać, treningi rehabilitacyjne są żmudne, w pewnych momentach przychodzą kryzysy. Ale jest we mnie chęć powrotu. Na duchu podtrzymywało mnie to, że chłopaki udanie zaczęli sezon, jesienią dobrze radzili sobie sobie w III lidze.

- Wróćmy do meczu z Limanovią, po którym cieszyliście się z awansu. Na zdjęciach z fety leje się szampan, w grupie świętujących zawodników jest i Pan, ale już wtedy musiał Pan czuć, że z kolanem stało się coś niedobrego...
- Powiem szczerze, że awans mnie nie cieszył mnie tak, jak wszystkich wokół. Był lekki dołek, bo wiedziałem, że coś jest nie tak z kolanem. Czułem bardzo duży ból.

- W jakich okolicznościach nabawił się Pan kontuzji?
- Przypadek. Chciałem przyblokować piłkę, a zawodnik, który ją kopnął, rozpędem jeszcze kopnął mnie w kolano.

- Nastąpiło zerwanie więzadeł krzyżowych przednich…
- Tak, w prawej nodze.

- Jak przebiegało leczenie? Kiedy przeszedł Pan operację?
- Do urazu doszło 24 czerwca. Jeśli chodzi o operację, to bardzo pomógł mi klub, przeszedłem ją 11 lipca. Widać było, że ludziom w klubie zależy na mnie i nie zostałem sam. Kiedy poprzednio miałem taką kontuzję (w 2012 roku w Dalinie Myślenice - przyp.) było mi dużo trudniej... Teraz ułatwioną miałem też możliwość rehabilitacji, korzystamy z usług Fizjo-Center, w którym właścicielem jest Michał Morawski (zawodnik Wiślan - przyp.). Ja zabiegi miałem dwa-trzy razy w tygodniu.

- No i na jakim etapie rehabilitacji jest Pan teraz? Kiedy może wrócić na boisko?
- Będę starał się wrócić do treningów z pełnym obciążeniem od początku okresu przygotowawczego, czyli 15 stycznia. Spróbuję trenować z chłopakami. Zobaczymy, na ile będę w stanie... Nie ma co ukrywać, sprawność kolana jest już inna, to był jego drugi uraz.

- Po pierwszym nie grał Pan chyba przez rok.
- Dokładnie tak. Wtedy miałem jeszcze szyte łąkotki, musiałem trochę dłużej się rehabilitować.

- Jak bardzo kontuzja utrudniała Panu pracę? Bo jest Pan też przecież trenerem w Milenium Skawina...
- Urazu doznałem na początku wakacji, więc mieliśmy wolne. Pierwsze dwa-trzy tygodnie leżałem w domu. Potem wyjechaliśmy na obóz z dziećmi; w prowadzeniu treningów pomagali mi chłopaki, którzy też trenują w Milenium: Kuba Krasuski, Mateusz Krasuski, Marcin Piekarski (pierwszy jest w Wiślanach II trenerem, dwaj kolejni zawodnikami - przyp.). Więc nie było jakiegoś problemu. Ja dość szybko zacząłem chodzić bez kul, bez stabilizatora, obciążać tę nogę, byłem w stanie pracować.

- Te dwie kontuzje to pewnie najmniej przyjemne wydarzenia w Pana przygodzie z piłką?
- Przy czym teraz ból był większy niż za pierwszym razem. Myślałem, że noga jest złamana i najpierw oglądałem, czy nie jakoś nienaturalnie wygięta. Bo ból był taki, że naprawdę nie dało się wytrzymać. Nigdy wcześniej takiego nie czułem i mam nadzieję, że nigdy już mi się nie przydarzy.

- Przez kolejne miesiące obserwował Pan drużynę z boku. Poradziła sobie bardzo dobrze, na półmetku sezonu zajmuje 3. miejsce w tabeli.
- No tak. Można powiedzieć, że mieliśmy mieszankę młodości z doświadczeniem, wszyscy sobie pomagali. Drużyna jest dużo lepsza, mamy znacznie większą kadrę niż w tamtym sezonie w IV lidze. Bo tak musiało być - nawet w ostatnim meczu z Sołą, kiedy z powodu kartek i kontuzji mieliśmy kilka absencji, chłopaki, którzy weszli na boisko pokazali, że są przydatni. Zobaczymy, jak będzie wyglądała najbliższa runda, czy nawet cały ten rok – dla beniaminka to zawsze prawdziwa weryfikacja.

- Pan w Wiślanach jest już ponad cztery lata. Wychodzi na to, że tylko w Cracovii spędził więcej czasu.
- Czuję się tu wyśmienicie, atmosfera jest świetna. Gdybym miał gdzieś odchodzić, to tylko do domu, żeby skończyć granie w piłkę (śmiech).

- Swoją drogą, z Cracovią ma Pan jeszcze jakieś związki? Chodzi Pan na jej mecze, może pozostały znajomości z tamtych czasów?
- Znajomości raczej nie, natomiast jeśli mam tylko czas, to zabieram syna i idziemy na mecz na Cracovię. Więc sentyment na pewno pozostał.

- Syn ma lat...
- Siedem. Gra w piłkę, uwielbia to. Trenuje u nas w Milenium Skawina.

- Pan, jak zerka wstecz, które momenty z kariery wspomina najmilej?
- Na pewno najlepszy był ten okres, kiedy zajęliśmy z Cracovią czwarte miejsce, a ja dużo wtedy grałem (sezon 2006/2007 - przyp.). Dobrze wspominam też Kmitę Zabierzów, awans do I ligi. No i ubiegłoroczny sukces z Wiślanami, też jest cenny.

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski