MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Piana po piwie

Redakcja
Młody tymbarczanin rozbił okna w lokalu, drzwi, uszkodził samochód. Odgrażał się, że zabije całą jego rodzinę. Właściciele dwukrotnie prosili o interwencję policjantów. Za pierwszym razem dyżurny miał powiedzieć: "To nie jest w naszym interesie, żebyśmy do pana przyjechali, jeśli czuje się pan zagrożony, to proszę sobie wynająć ochronę" - relacjonuje Janusz Zborowski, drugi z właścicieli Duetu.

Tymbark.

Wojciech Zborowski boi się o życie i zdrowie swoich dzieci, po tym jak w jego restauracji Duet w Tymbarku w niedzielę doszło do awantury.
Awanturnik, jak się okazało, znany jest policjantom nie tylko z rozbojów. Jak opowiada Janusz Zborowski, wszystko zaczęło się po meczu Dobrzanka Dobra - KS Tymbark, który został przerwany w 67. minucie, po tym, jak sędzia został uderzony przez jednego z zawodników Tymbarku. Drużyna KS Tymbark przyjechała do Duetu na spotkanie kończące rundę.
- Po godzinie 16. przyjechała do nas również grupa młodych ludzi głównie z Tymbarku. Nie weszli jednak do środka i zostali na tarasie przed wejściem - kontynuuje pan Janusz. - W środku mieliśmy komplet ludzi. Po którymś piwie jeden z chłopaków zaczął wyzywać klientów, a także krzyczeć "je\\\* PZPN". Zwracałem mu uwagę i uspokoił się. Do czasu. Na monitoringu zobaczyłem, że na tarasie zamierza rzucić krzesłem w klienta. Wyszedłem, ponownie zwróciłem uwagę. Odpowiedział, że ma szacunek dla mnie i nic nie zrobi. Później przyszedł z kolegą - drugim chuliganem - by kupić piwo. Nie sprzedałem, bo byli agresywni. Dostali białej gorączki i zaczęła się szarpanina. Znajomy zaczął ich uspokajać, po czym podszedł do mnie, mówiąc, bym im na jego odpowiedzialność sprzedał piwa. Odpowiedziałem: "na Twoją odpowiedzialność, dla świętego spokoju." Na tym jednak się nie skończyło. Najbardziej agresywny z nich wziął kufel, wybiegł na pole i wyrzucił go. Wrócił do środka i zaczął mnie wyzywać. Było to około godziny 18. W końcu poszedłem na zaplecze i zadzwoniłem na posterunek policji w Zawadce. Przedstawiłem się oraz całą sprawę. Na co dyżurny odpowiedział: "Wie pan, to nie jest w naszym interesie, żebyśmy do pana przyjechali, jeśli czuje się pan zagrożony, to proszę sobie wynająć ochronę". Zacząłem się unosić, mówiąc, że w takim razie żyjemy w państwie bezprawia. Funkcjonariusz stwierdził, że jak działoby się coś na zewnątrz, to jeszcze mogliby przyjechać. Na tym rozmowa się skończyła. Zadzwoniłem po brata Wojciecha, bo czułem, że może być jeszcze gorzej. Przyjechał. Przyszedł też mój kuzyn i siadł przy stoliku. Awanturnik wieczoru podszedł do niego i kilkakrotnie uderzył go z otwartej ręki. Na co już nie pozwoliłem sobie i zareagowałem w trosce o bezpieczeństwo klientów. Doszło do szarpaniny, podczas której uderzyłem awanturnika - rozciąłem rękę i do teraz nie mogę ruszać palcami - i wyrzuciłem z lokalu. Po chwili zjawili się jego kolejni koledzy. Wyrzucony przeze mnie dostał szału.
Szczegóły, co się działo później, przedstawiają zdjęcia, jakie zarejestrowały kamery.
- Po tym, jak poleciała pierwsza szyba, ok. godziny 21., zadzwoniłem na policję - mówi Wojciech Zborowski. - Wtedy dyżurny stwierdził, że "ewentualnie, ostatni raz" przyśle patrol. Nie wierzyłem, że przyjadą i zadzwoniłem też do Limanowej. Dyżurny poinformował mnie, że Zawadka już do nich dzwoniła i funkcjonariusze są w drodze. I tak, jak widać na filmie, przyjechali, skuli awanturnika, ale to go nie uspokoiło. W radiowozie odgrażał się, przy wszystkich włącznie z policjantami, że mnie zabije, brata, rodzinę. Później przyjechali technicy policyjni, zrobili zdjęcia. I tyle.
Wojciech Zborowski nie pierwszy raz ma styczność z tym człowiekiem. Pół roku temu widział, jak uderzył on policjanta. - Skończyło się pewnie na niczym, bo co mu zrobią, jak on ma tylko spodnie, a w domu łóżko i żarówkę, cały jest w tatuażach i chodzi zadowolony - _komentuje. Mieszkam w blokach w Tymbarku, tam gdzie i ten rozbójnik. Codziennie boję się wypuścić dzieci z domu - mówi Wojciech Zborowski. - Odprowadzam je i przyprowadzam ze szkoły, bo on jest nieobliczalny, jak i jego kumple. Nie wiem, co się może stać.
Straty w lokalu właściciele szacują na kilkanaście tysięcy złotych. Zniszczone są: stolarka okienna, drzwi, elewacja, samochód.
- _Od policji niczego nie możemy się dowiedzieć, bo komendant jest na urlopie
- mówią bracia. - Dziwne jest też to, co słyszeliśmy od funkcjonariuszy, którzy przyjechali spisywać z całego zajścia protokół. Stwierdzili, że dyżurny miał rację, bo oni nie mieli prawa interweniować - _mówi Janusz Zborowski. - Jestem w totalnym szoku, bo po pięciu latach wróciłem ze Stanów, gdzie reakcja policji jest natychmiastowa i człowiek czuje się bezpiecznie. Ja już nie wiem, od czego jest ta policja.
- _W niedzielę skończyło się tak, ale przyjdzie następny tydzień, i nie wiemy, co nas spotka. W poniedziałek awanturnik wyszedł z aresztu. Niczego się nie boi
- mówią bracia. - Jesteśmy wściekli. Gdyby policja od razu zareagowała, to skończyłoby się na groźbach. A teraz? Czekamy z jednej strony na policję, a z drugiej na tych bandziorów, którzy - jak cały Tymbark wie - przesiadują jak tylko się ściemni koło stacji PKP. Młodzież wracająca ze szkoły boi się tamtędy przechodzić. Zastanawia nas też fakt, że policjanci nawet nie wzięli nagrań z naszego monitoringu, to przecież dowód w sprawie.
Oficer prasowy KPP Limanowa Jerzy Ogorzałek niewiele mówi w sprawie: - Wyjaśniamy ją, dlatego na ten moment nie możemy się jeszcze konkretnie wypowiedzieć. Jednakże zaistniała trochę dziwna sytuacja. Człowiek informuje media, a nie przełożonych tych policjantów. Tak czy inaczej sygnał oczywiście traktujemy z całą powagą.
KUBA TOPORKIEWICZ
e-mail: [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski