Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pierwsza liga dziennych motyli. Do tego arystokrata.

Grzegorz Tabasz
Skrzydła pazia są wielkości połowy dłoni
Skrzydła pazia są wielkości połowy dłoni Fot. Grzegorz Tabasz
Mają charakterek. Pazie królowej potrafią zaciekle walczyć. Zwłaszcza panie lubią rozwiązywać konflikty, okładając się skrzydłami.

Na początku były gąsienice. Drobne, zielonkawe, w ciemne paski i czerwone kropki. Trafiły do domu z pęczkiem koperku. W ostatniej chwili wyciągnąłem je spod noża, który miał posiekać zieleninę. Były zupełnie bezbronne, jeśli nie liczyć pachnących zepsutym masłem wyrostków schowanych za głową. Pokazują je wrogom w stanie największej desperacji. Sposób dobry na niedoświadczonego ptaka, lecz w konfrontacji z nożem do warzyw całkowicie nieskuteczny.

Potem historia potoczyła się już dobrze. Przestronne terrarium wysypane suchym piaskiem i codzienna porcja jedzenia. Zagon kopru szykowanego do kiszenia ogórków zjadły w kilkanaście dni. Musiałem biegać na łąkę po dostawę świeżych liści dzikiej marchwi. Domowników raczyłem opowieściami o pięknych motylach, w jakie lada dzień przekształcą się nieapetyczne liszki. Pokazywałem nawet fotografie, ale niewiele to dało, bo wszyscy i tak przezywali je robalami.

Rosły jak na drożdżach. Regularnie zrzucały naskórek i pewnego dnia zamieniły się w poczwarki. Pięć nieruchomych żółtawych tworów. Nareszcie mogłem zapomnieć o codziennej aprowizacji wiecznie głodnej menażerii. Teraz przyszło mi cierpliwie czekać, a cierpliwość jest cnotą, jakiej wciąż nie posiadłem.

Na początku wakacji doczekałem finału. Przyszły na świat ukradkiem, z zaskoczenia, choć bardzo chciałem zobaczyć moment, gdy z pękającego pancerza wychodzi coś z brzydko pomiętymi skrzydłami, a co w ciągu kilku kwadransów zmienia się w motyla. Przycupnęły nieruchomo na patyczkach, susząc skrzydła. Były zupełnie niepłochliwe, jakby wciąż spały. Wchodziły chętnie na podstawiony palec, wspinały się na ramię, niemiłosiernie łaskocząc pazurkami swych sześciu nóżek. Raz po raz rozpościerały skrzydełka, jakby nie mogły się nadziwić, że będąc tyle tygodni brzydką gąsienicą, wreszcie zmieniły się w cuda natury.

Potem przyszły pierwsze próby lotów, zakończone na okiennej firanie. W południe fruwały po całym salonie. Cichy szelest skrzydeł, feeria barw. I dzika satysfakcja, bo pod adresem pięknych owadów sypały się już tylko komplementy. Nie mogłem trzymać dorosłych motyli w nieskończoność. Zielenina nie była im potrzeba, szukały kwiatowego nektaru. Zostały mi dwa ostatnie zadania do wykonania: pamiątkowa fotografia do rodzinnego albumu i szerokie uchylenie okna. Oddałem naturze, co do niej należało.

Paź królowej (bo o nim mowa) to pierwsza liga pośród dziennych motyli. Skrzydła wielkości połowy dłoni. Soczyście żółte, z czarnym wzorem i czerwono-niebieskimi plamkami na krawędziach. Do tego eleganckie ostrogi. Lot dostojny, szybujący. Jednym słowem, prawdziwy arystokrata. Jeśli paź wygląda pięknie, to czego można oczekiwać po królowej? Ród paziowatych, zwanych też witeziami, liczy u nas ledwo cztery gatunki, z czego żeglarek i dwa niepylaki są szalenie rzadkie. Im dalej na południe, im cieplej, tym królewskich motyli więcej. W tropikach latają ich całe roje, przy których nasze pazie wyglądają niczym ubodzy krewni. Największe mają skrzydła wielkości dwóch dłoni i to pośród nich trzeba szukać tego najbardziej okazałego, któremu należy się korona.

Paź królowej jest u nas wciąż często widywany, choć jego los w dużej mierze zależy od szczęścia i kaprysu człowieka. Teoretycznie chroni go prawo, ale mało kto kojarzy gąsienice z przyszłym motylem. Wypisz, wymaluj przyrodnicza wersja bajki o brzydkim kaczątku. Motyl lubi sprawiać niespodzianki. Jego gąsienica jada kilka różnych roślin. Dziką marchew, biedrzeńca, ogrodowy koper i pietruszkę. Kiedyś na brzegu Wisły w gąszczu chwastów, które jakimś cudem uszły kosiarce, naliczyłem kilkanaście kolorowych gąsienic motyla. I to na samym kraju zarośli.

Bywa, że samica zajrzy do warzywnika i złoży jaja na pachnącym koperku. Jeśli szkodnik szczęśliwie ujdzie oku ogrodnika, to za rok po okolicy szybują królewskie motyle. Najlepsze paragrafy niewiele pomogą, jeżeli jesienią ktoś podpali ugory razem z poczwarkami doczepionymi do suchych badyli. Tam gdzie grasują piromani z zapałkami, pazia królowej się nie uświadczy. Zresztą innych owadów też. Sporo złego narobili niegdyś kolekcjonerzy, namiętnie wyłapując śliczne motyle, ale teraz dzięki cyfrowej fotografii ludzie wolą pazia sfotografować, niż nabić na szpilkę i trzymać w gablocie.

Pazie to motyle z charakterem. Zjawisko pojedynku, jako sposobu rozwiązywania sporów, dawno wyszło z katalogu ludzkich zachowań. W naturze sztuka szlachetnej walki wciąż kwitnie. Z różnych powodów walczą pomiędzy sobą liczne gatunki ssaków, ptaków, gadów, a nawet posiadacze tak niewielkich móżdżków jak ryby i płazy. Kiedyś, późnym latem, na słonecznej miedzy byłem świadkiem zaciętego pojedynku. Dwa pazie latały wokół siebie w skomplikowanych piruetach, beczkach i przewrotach. Uderzały skrzydełkami i choć pewnie nikt mi nie da wiary, słyszałem wyraźne trzaski.

Co jakiś czas, zmęczone, przysiadały na kwiatach i wtedy po szczupłym odwłoku poznałem w nich samce. Nie był to miłosny taniec zakochanej pary, lecz ewidentny konflikt. Kiedy tylko jeden motyl zrywał się do lotu, drugi natychmiast do niego dolatywał i zabawa zaczynała się od początku. Pazie nic sobie nie robiły z mojej obecności, choć zazwyczaj są płochliwe i nieufne. Jeśli w powietrzu pojawił się pospolity bielinek, natychmiast przerywały walkę. Podlatywały do intruza, sprawdzając, czy to aby nie samica.

Rozczarowane, zaczynały kolejną rundę, ryzykując, że jakiś przyczajony szpak spałaszuje je na obiad. W czasie przerwy u jednego z nich wypatrzyłem poszarpane skrzydełka. Wyraźne ślady po dwukrotnym przynajmniej kłapnięciu ostrym dziobem. Proszę, proszę, weteran, co to niejeden raz zaglądał śmierci w oczy i wigoru nie stracił. Im dłużej je oglądałem, tym wyraźniej widziałem wyblakłe skrzydła i poszarzałe barwy. Tak wyglądają pazie królowej na emeryturze.

Mają za sobą kilka tygodni życia, co dla motyla jest wiekiem słusznym. Źle im nie życzę, ale ich pokolenie sięgnęło kresu. Wydało potomstwo, spełniło życiową funkcje. Poszaleją jeszcze chwilę i zginą. Nic to. Gdzieś na miedzy w plątaninie suchego zielska tkwią nieruchome poczwarki. Przy odrobinie szczęścia doczekają wiosny. Pazie wrócą na początku maja.

***

Ciało smukłe, mała głowa. Czułki są zakończone niewielkim zgrubieniem – tak zwaną buławką.

Na przednich nogach posiada długie włoski, skrzydła są opatrzone ogonkami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski