Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pierwszy bezczelny polski zespół

Redakcja
Fot. Iwan Dziki
Fot. Iwan Dziki
Z okazji swych trzecich urodzin, klub Imbir przygotował wyjątkową niespodziankę - pierwszy w Krakowie koncert reaktywowanej niedawno legendarnej grupy KRYZYS. "Magnes" nie mógł sobie odmówić rozmowy ze współzałożycielem formacji - perkusistą Maciejem "Magurą" Góralskim.

Fot. Iwan Dziki

Koncert grupy KRYZYS. Wtorek, 16 grudnia, godz. 20, klub Imbir

- Kryzys działał zaledwie trzy lata, do dzisiaj nie ma na polskim rynku żadnej Waszej płyty. Jak to się stało, że legenda zespołu przetrwała do dziś?
- Byliśmy pierwszym bezczelnym polskim zespołem. I nie działaliśmy tylko w podziemiu. Przez rok graliśmy w domu kultury, a potem pojawiliśmy się na wszystkich najważniejszych festiwalach w Polsce - od Opola po Sopot. Podłączyliśmy się pod ruch Muzyki Młodej Generacji, chociaż staliśmy wobec niego w opozycji.
- Niedawno wyszły dwie płyty pod hasłem "Tribute To Kryzys", na których młode zespoły oddały Wam hołd śpiewając Wasze piosenki.
- To był bezpośredni impuls do reaktywacji. Żaden inny polski zespół nie doczekał się takiego wydawnictwa - na tym albumie pojawiło się aż 44 wykonawców. A my akurat zmądrzeliśmy przez czas, który minął od rozwiązania Kryzysu, pogodziliśmy się ze sobą, choć wielkich kwasów w sumie nie było. Ale to nasze zbieranie się do grania trwało aż pięć lat.
- Kryzys miał dosyć płynny skład - jak dobieraliście obecnych muzyków?
- Oczywiste było, że wracamy do podstawowego składu, w którym byłem ja i Robert. Z basistami pojawił się problem - jeden zniknął, a drugi - "Jeżyk" - gra w Kulcie, więc nie miał dla nas czasu. Dlatego teraz występuje z nami dziewczyna Roberta - Martyna z projektu 52um. Drugim gitarzystą jest Andrzej Kasprzyk.
- Jak czułeś się, kiedy znowu stanęliście razem na scenie?
- Po raz pierwszy zagraliśmy z okazji wydania "Tribute To Kryzys" w 2006 roku. Mieliśmy tylko jedną próbę, na scenie był więc totalny chaos. Nie było mi łatwo siąść za bębnami - miałem ponad dwudziestoletnią przerwę w graniu. I nie ukrywam, że nie jestem mistrzem perkusji, jakimś Philem Collinsem. Kiedy mieliśmy wystąpić drugi raz - na tegorocznym festiwalu w Jarocinie - przygotowaliśmy się solidniej. I wyszło świetnie.
- Kiedy zaczynaliście w 1978 roku, punkowi rebelianci głosili, że każdy może założyć zespół - nawet, jeśli nie umie grać. Jak było z Wami?
- Robert pochodził z muzykującej rodziny, nie miał więc z tym problemów. Ja od małego tłukłem się w domu na krzesełkach. Nie chciałem grać na gitarze, jestem tępy muzycznie, nie mogłem sobie z nią poradzić. A na perkusji szło mi nieźle...
- To Ty wymyśliłeś nazwę Kryzys?
- Nie, to Robert. Nim pojawiłem się w składzie, zespół nazywał się The Boors. Trudno to było w ogóle nazwać zespołem: to było kilku kolesi, którzy razem chodzili na piwo i dali może z jeden koncert. Grali bez stylu, potworny wrzask. Na perkusji bębnił wtedy Kamil Stoor, którego ojciec był aktorem etatowo odtwarzającym role Niemców we wszystkich ówczesnych serialach wojennych. Podchwycił tę nazistowską ikonografię: nosił swastyki i takie tam... Ponieważ reszcie się to nie podobało, wykopali go i ja wszedłem na jego miejsce. Wtedy zaczęło się prawdziwe granie.
- Bezpieka nie czepiała się Waszej prowokacyjnej nazwy?
- Owszem, mieliśmy jednak jej awaryjną wersję - Kryzys Romansu. Ale i tak czepiali się nas, wykreślali fragmenty tekstów, namawiali do donoszenia. Na pewno mamy do dziś swoje teczki.
- Kiedyś zagraliście też pod jeszcze inną nazwą - The Liars.
- Zrobiliśmy taki happening. Napisaliśmy na plakatach, że do Warszawy przyjeżdża punkowy zespół z Manchesteru - The Liars. To był 1978 rok i niewielu ludzi kumało, o co chodzi. Podczas koncertu wykonaliśmy covery piosenek Buzzcocks czy The Clash, gadaliśmy między sobą i wrzeszczeliśmy do ludzi po angielsku. Nabrali się!
- Kryzys często zmieniał styl swej muzyki: od punka, przez ska po zimną falę. Co o tym decydowało?
- Kiedy w 1979 roku przyjechał do Warszawy pierwszy punkowy zespół z Anglii - The Rain­coats, zaprzyjaźniłem się z Simonem, chłopakiem jednej z trzech dziewczyn, które tworzyły tę kapelę. Potem pojechałem do Londynu i on poznał mnie kolesiami z Sex Pistols czy The Clash. Jeździłem tam regularnie i przywoziłem nowe płyty. Wszystko, co tylko usłyszeliśmy, od razu nam się podobało i chcieliśmy grać tak samo. Ściągaliśmy więc z różnych zespołów, a nie z jednego, jak robili to nasi rywale z Tiltu, kopiując wczesny The Cure.
- W przeciwieństwie do Tiltu, śpiewaliście po polsku.
- Od początku tak było. Lubiłem pisać na temat, ale dowcipnie, bo nie chciałem wszystkiego traktować poważnie. Z czasem moje teksty jednak się zmieniły. Wybrano polskiego papieża, wybuchła rewolta "Solidarności". Zacząłem też słuchać reggae. To sprawiło, że podjąłem w tekstach metafizyczne wątki.
- Waszym największym sukcesem okazała się płyta wydana we Francji w 1980 roku.
- To był taki trochę rock'n'rollowy szwindel w stylu Sex Pistols. Pamiętam, że zrobiło się spore zamieszanie w mediach - zwołano konferencję prasową, na której Niemen chwalił Kryzys za to, że "nasi chłopcy opublikowali płytę w Paryżu". A w komunistycznych gazetach pisano, że podpięliśmy się pod modę na "Solidarność" i przedstawiano nas prawie jak zdrajców ojczyzny.
- Dlaczego Kryzys się rozpadł?
- Bo nie chciałem brać narkotyków. Robert dogadał się za moimi plecami z Tomkiem Lipińskim z Tiltu, że będą palić zioło, jak rastamani. Mnie to nie interesowało. Założyli więc nowy zespół - Brygadę Kryzys. Głupio, że wzięli starą nazwę, ale pewnie byli tak upaleni, że nie wiedzieli, co robią...
- Pracujecie obecnie nad płytą?
- Chcemy nagrać wszystkie stare piosenki plus dwa nowe numery i wydać je wreszcie na oficjalnej płycie w Polsce. Może zrobimy to w studiu Tymona Tymań­skiego w Gdańsku. Ale nie ma obaw - wszystkie nagrania będą utrzymane w starym stylu.
Rozmawiał Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski