Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pierwszy gol w wolnej Polsce

Przemysław Franczak, (BOCH)
Noworoczny trening Cracovii w 2009 r.: w pasiastych strojach Karol Kostrubała (z lewej) i Przemysław Kulig
Noworoczny trening Cracovii w 2009 r.: w pasiastych strojach Karol Kostrubała (z lewej) i Przemysław Kulig FOT. WACŁAW KLAG
Wydarzenie. 1 stycznia, godz. 12, stadion Cracovii. Wiadomo – trening noworoczny. O pięknej tradycji opowiadają ludzie związani z „Pasami”.

TOMASZ SIEMIENIEC (wychowanek Cracovii, jej zawodnik w latach 1990–2001 i 2002–2004, obecnie kierownik drużyny „Pasów”)

Nie pamiętam dokładnie, który to był rok, zaliczyłem tyle treningów noworocznych, że już mi się mylą. Ale to musiała być połowa lat 90. Byliśmy na sylwestrowej imprezie u Łukasza Palucha (bramkarza – red.). Łu­kasz wynajmował miesz­kanie w takim śmiesznym domu, który stał tuż obok stadionu lekkoatletycznego Craco­vii, przy alei 3 Maja. Pamiętam, że okna wychodziły na to miejsce, z którego pcha się kulą.

Z zewnątrz ten budynek wyglądał fatalnie, ale w środku było porządnie. Zjawiło się paru kolegów z drużyny, z partnerkami. Pełna kultura, ale wiadomo, zabawa była, alkohol też, spać w każdym razie się nie położyliśmy.

Nad ranem ktoś wpadł na pomysł, żebyśmy sobie przefarbowali włosy. A że nie wszystkie procenty z nas uleciały, to od razu złapaliśmy lakiery, na szczęście takie, które schodziły po jednym myciu, i zrobiliśmy sobie zielone fryzury. I tak wparowaliśmy na stadion, dodatkowo z balonami i serpentynami. Sylwester, że hej. A to jeszcze był oczywiście stary obiekt Cracovii, na boisku leżało pół metra śniegu.

Przez pierwszych 15-20 minut meczu każdy uważał tylko, żeby do tego śniegu nie wpaść. Łatwo nie było, tym bardziej że, jak już mówiłem, nikt nie był na czczo. Zabawa przednia. W przerwie kibice częstowali nas szampanem, był pojedynek na kulki. Na pewno było bardziej spontanicznie niż teraz.

JANUSZ SUROWIEC (piłkarz Cracovii w latach 1978–1985)

Zabawa czy mecz? Za moich czasów pół na pół. Na normalnych treningach też czasem przecież lecą wióry, nikt się nie oszczędza. To było tak ustawiane, że grała pierwsza drużyna z drugą.

Wiadomo, że nikt nie chciał przegrać, zwłaszcza ci teoretycznie mocniejsi, bo potem by było trochę podśmiechiwania. Była też taka rywalizacja, kto strzeli pierwszą bramkę w nowym roku. Splendor był, w końcu gazety o tym pisały. No i na początku wszyscy strasznie walczyli, żeby tego gola zdobyć, dopiero potem trochę się to uspokajało. Mnie jakoś nigdy tej pierwszej bramki nie udało się strzelić.

Grałem w pomocy, a śniegu czasem było tyle, że ciężko było gonić wte i wewte, tym bardziej tuż po sylwestrze. A trafić do siatki z 30, 40 metrów przy puchu sięgającym do połowy łydki? Prawie niewykonalne. Kombinacyjnych akcji też więc nie było, graliśmy raczej taktyką: piłka do przodu i może coś z tego wyjdzie.

Wszyscy chętnie brali w tych treningach udział, choć świeżość nie była najlepsza. Niektórzy przychodzili prosto z sylwestra. Ja nie, bo nie miałem takiej głowy, żebym mógł wytrzymać bez spania (śmiech).

KRZYSZTOF HAJDUK (wychowanek Cracovii, jej zawodnik do 1996 roku, potem w latach 2002–2003, obecnie trener piłkarski)

1 stycznia 1990 roku był lekki mróz, na boisku trochę śniegu. Miałem 16 lat i występ w treningu noworocznym, jak chyba dla każdego juniora, który może zagrać tego dnia przeciwko pierwszej drużynie Cracovii, był wydarzeniem, wyzwaniem.

Debiutowałem w tym meczu i miałem powody do satysfakcji, bo strzeliłem pierwszą bramkę. Później, na szkolnym apelu, gdy wyliczane były moje sportowe osiągnięcia, dyrektor XV LO Zenobiusz Hil zauważył, że była to pierwsza bramka zdobyta w wolnej Polsce...

W tamtym treningu pokonaliśmy seniorów 6:2. Każdy z nas, juniorów, chciał się pokazać z jak najlepszej strony. Mieliśmy poczucie, że niedługo to my będziemy stanowić o sile Cracovii. Co zapamiętałem z lat późniejszych?

Wiele razy zdarzało się, że koledzy przychodzili prosto z porannych – bo tak to trzeba nazwać – imprez, z balonikami czy języczkami do dmuchania. Do bidonów zamiast wody czy herbaty wlewali trunki podtrzymujące... albo, powiedzmy, pozwalające przetrwać kilkadziesiąt minut na mrozie. Piłka nie zawsze wszystkich chciała słuchać, ale było wesoło.

ŁUKASZ SKRZYŃSKI (piłkarz Cracovii w 1998 roku i w latach 2002–2008, obecnie dyrektor sportowy Zawiszy Bydgoszcz)

Pamiętam, gdy jako mały chłopak oglądałem urywki z treningu noworocznego w „Kronice Krakowskiej”. Zawsze mi się to strasznie podobało. Pierwszy trening był więc fajnym przeżyciem i doświadczeniem.

Craco­via była wtedy w III lidze (sezon 2002/2003), „Siemion” (Tomasz Siemieniec – red.), który zawsze był autorem różnych zabawnych pomysłów, przygotował trzy specjalne cieszynki, które mieliśmy zaprezentować po zdobytych golach. Jedna wyglądała tak, że wyimaginowaną łodzią płyniemy do II ligi.

Wynik był jednak dość wysoki, więc potem trochę brakowało koncepcji. Poza tym to był dla mnie pierwszy w takiej formie kontakt z kibicami: bitwa na śnieżki, wspólny szampan. Uczestniczenie w treningu było przyjemnością, nie obowiązkiem. Zresztą my zazwyczaj w większej w grupie – z Krzyśkiem Piszczkiem, Pawłem Nowakiem i Wojtkiem Ankowskim – jeździliśmy na sylwestra do Zakopanego. I zawsze punktualnie stawialiśmy się na zbiórkę przed treningiem. Nie było wymówek.

Wstawaliśmy o siódmej rano, o ósmej byliśmy już na zakopiance, żeby nie wpaść w korek. Kto prowadził? Dziewczyny. Tak to było zaplanowane – zabieramy was na tygodniowy wypad, ale pod warunkiem że dowieziecie nas na trening noworoczny. A po nim znowu wracaliśmy do Zakopanego, tym razem na noworoczny kulig.

ANDRZEJ MIKOŁAJCZYK (piłkarz Cracovii w latach 1960–1971, członek Rady Seniorów „Pasów”)

Piękna tradycja, choć inne kluby ją małpują, więc już trochę straciła na wyjątkowości. Dawniej w telewizji mówiono, a w gazetach pisano: pierwszą bramkę w nowym roku zdobył Iksiński podczas treningu noworocznego Cracovii. To było coś! Mnie też się raz udało ją strzelić, w 1964 roku. Ale czy to była dobra wróżba?

To nie były dla „Pasów” ciekawe czasy. Ale trening zawsze musiał być. Kolokwialnie można powiedzieć, że wielu przychodziło na niego wytrzeźwieć. To były takie mecze na rauszu, sielankowe, spontaniczne. Z moim przyjacielem Krzyśkiem Hausnerem dwa razy przyszliśmy na stadion prosto z imprezy sylwestrowej, którą spędzaliśmy w restauracji przy hali Sokoła.

Nie mieliśmy więc daleko. Po skończeniu kariery też zawsze chodziłem 1 stycznia na Kałuży. Cracovią zaraziłem też rodzinę. Teraz, jak co roku, idę na stadion z córką i wnukami. Trzeba kultywować tę tradycję.

ALEKSANDER „MAKINO” KOBYLIŃSKI (wielki kibic Cracovii, lider kapeli Andrusy)

Na treningi noworoczne chodzę od 40 lat i pamiętam takie, na których było 40 widzów. Wiem, że dziś to wydaje się nieprawdopodobne, ale tak było. Jak spadł śnieg i był siarczysty mróz, to ludziom nie chciało się przychodzić. Ja zjawiałem się regularnie, czasem ledwo zdążałem, pędząc z Piwnicznej czy Katowic, ale być musiałem, bo to jest wspaniała tradycja.

Czasem przygrywaliśmy z orkies­trą piłkarzom w trakcie meczu, pamiętam też, jak puszczałem im z tonetki (magnetofon szpulowy „Tonette” – red.) hymn „Z mariackiej wieży”, żeby im się przyjemniej grało. Śmiechu zawsze było co niemiara. Śnieg po kolana, piłka różne hece wyprawiała. Czasem jak ktoś ją kopnął i gdzieś ugrzęzła w puchu, to trudno było ją znaleźć.

Strzelić bramkę to było wyzwanie, wyniki były „spokojne”, po 1:0, 2:0. Z największym sentymentem wspominam treningi z lat 70. Była wtedy świetna, serdeczna atmosfera, dopingowało się piłkarzy, przekomarzało ze świętej pamięci Maćkiem Madeją, który treningi sędziował. Czasy się zmieniły, ale 1 stycznia melduję się punktualnie o dwunastej na treningu Cracovii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski