MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pierwszy krok Probierza

Redakcja
EKSTRAKLASA. W debiucie nowego szkoleniowca wiślacy nie rzucili swoją grą na kolana. Nie miało to jednak większego znaczenia, skoro wreszcie mogli się cieszyć ze zwycięstwa, które ani przez chwilę nie było zagrożone. Lechia Gdańsk - Wisła Kraków (0-2)

Bramki 0-1 Jaliens 8, 0-2 Biton 40 karny.

Sędziowali: Marcin Borski oraz Rafał Rostkowski i Maciej Szymanik (wszyscy Warszawa).

Żółte kartki: J. Wilk (6, faul), Vućko (34, faul), Deleu (39, faul) - Bunoza (36, faul), Diaz (42, faul), Jaliens (66, niesportowe zachowanie), Iliev (76, niesportowe zachowanie).

Czerwona kartka: Małkowski (rezerwowy bramkarz Lechii, ukarany w przerwie meczu za niesportowe zachowanie).

Widzów: 19 704.

LECHIA GDAŃSK

1-4-4-1-1

W. Pawłowski 5

Deleu 4

Vućko 4

Janicki 4

J. Wilk 4

Lukjanovs 5

(76 Dawidowski)

Surma 6

Bajić 5

(62 Airapetian)

Kosecki 4

Wiśniewski 4

(82 Duda)

Grzelczak 5

WISŁA KRAKÓW

1-4-4-2

Pareiko 5

Jovanović 5

Jaliens 7

Bunoza 6

Diaz 6

Melikson

(13 Iliev) 6

C. Wilk 7

Nunez 4

Kirm 4

(82 Paljić)

Genkow 5

Biton 6

(70 Garguła)

Kilkadziesiąt minut po zakończeniu meczu Lechia - Wisła piłkarze z Krakowa z szerokimi uśmiechami na ustach opuszczali szatnię na stadionie. W tym roku taki obrazek można było zobaczyć po raz pierwszy. Trudno się jednak dziwić tym świetnym humorom, bo mistrzowie Polski wygrali pierwsze oficjalne spotkanie w 2012 roku, czym uświetnili debiut Michała Probierza w roli szkoleniowca "Białej Gwiazdy".

Wisła swoją grą w Gdańsku na kolana rzucić nikogo nie mogła, ale dla tego zespołu najważniejsze w tym momencie były trzy punkty. Skoro zatem plan został wykonany, to krakowanie mogli wracać do domu w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Najlepiej sprawę ujął kapitan drużyny Cezary Wilk, który stwierdził: - Zagraliśmy może mniej efektownie, ale za to wreszcie efektywnie i to w tym momencie jest dla nas najważniejsze.

W debiutanckim spotkaniu na trenerskiej ławce Wisły Michał Probierz dokonał jednej, ale za to znaczącej zmiany w ustawieniu zespołu. Wystawił od początku dwóch napastników, Cwetana Genkowa i Dudu Bitona. Probierz jakby chciał powiedzieć przez to, że Wisła przyjechała do Gdańska atakować i strzelać bramki.

- Podjąłem pracę z drużyną, która zawsze ma grać o zwycięstwo. To pewnego rodzaju ryzyko, ale kto nie ryzykuje, ten nie je kawioru - w swoim stylu komentował po spotkaniu Probierz.

Plan jak najszybszego ustawienia sobie meczu wypalił błyskawicznie, choć akurat decydującą rolę odegrały w tym stałe fragmenty gry, a nie składne akcje. Najpierw już w 7 minucie wiślacy mieli rzut wolny, który wykonał Maor Melikson. Co prawda, po strzale Izraelczyka Wojciech Pawłowski odbił piłkę na rzut rożny, ale po chwili miało się okazać, że było to jedynie odroczenie wyroku. Po kornerze bowiem piłkę zgrał jeszcze Junior Diaz, a przy biernej postawie defensywy Lechii z najbliższej odległości gola strzelił Kew Jaliens. Pierwszego w barwach Wisły.

Holender bramkę okupił jeszcze starciem z bramkarzem Lechii, który interweniował spóźniony i zamiast w piłkę trafił w nogę Jaliensa. Obrońca Wisły po zakończeniu meczu demonstrował obłożoną lodem łydkę, ale mimo bólu ani przez moment uśmiech nie schodził z jego twarzy.
Jaliens zresztą z urazem dotrwał do końca meczu, zaliczając bardzo dobry występ. Mniej szczęścia miał Melikson, który z kontuzją mięśnia dwugłowego po zaledwie trzynastu minutach gry powędrował na ławkę. Izraelczyk co prawda jeszcze na boisku twierdził, że ból nie jest na tyle duży, żeby nie mógł grać, ale Michał Probierz wolał dmuchać na zimne i posłał do boju Ivicę Ilieva.

Ta zmiana miała swoje skutki, pozytywne dla Wisły. To właśnie Serb został sfaulowany w 39 minucie przez Deleu, co skończyło się rzutem karnym, zamienionym na drugą bramkę dla Wisły przez Bitona. Gospodarze mieli po zakończeniu gry pretensje o podyktowanie tego karnego, ale nawet jeśli wziąć pod uwagę, że Deleu starał się cofnąć nogę, to jednak ostatecznie i tak trafił Ilieva, więc Marcin Borski podstawy do wskazania na jedenasty metr miał.

Choć Biton gola na 2-0 strzelił w 40 minucie, śmiało można było wtedy stwierdzić, że tym trafieniem przypieczętował zwycięstwo Wisły. Do takiego wniosku można było dojść z prostej przyczyny. Lechia nie miała zupełnie pomysłu, jak rozmontować obronę krakowian, sprawnie kierowaną przez bardzo dobrze grającego Jaliensa.

Kapitał z pierwszej części pozwolił zresztą Wiśle grać po przerwie o wiele spokojniej. Momentami nawet ślamazarnie, co nie zmienia opinii, że goście panowali na boisku i mieli wszystkie argumenty w swoich rękach. "Biała Gwiazda" w drugiej połowie nie miała zamiaru szukać za wszelką cenę kolejnych bramek. Owszem, podopieczni Michała Probierza od czasu do czasu próbowali zaskoczyć obronę Lechii, ale patrząc na grę Wisły w drugiej połowie, można było dojść do wniosku, że prowadzenie 2-0 w stu procentach zadowala przyjezdnych i nie myślą specjalnie o dobiciu rywala kolejną bramką.

Lechia tymczasem raziła nieporadnością w rozgrywaniu swoich ataków, co z jednej strony ułatwiało zadanie Wiśle, a z drugiej - rodziło frustrację na trybunach. To był już jednak problem gdańszczan. Goście mieli, co chcieli, i "dowieźli" korzystny wynik do ostatniego gwizdka. Co prawda w samej końcówce mogli pokusić się jeszcze o podwyższenie wygranej, ale po strzale Gervasio Nuneza piłka zatrzymała się na poprzeczce.

Jaki wniosek płynie z występu Wisły w Gdańsku? Przede wszystkim taki, że krakowianie wreszcie wygrali. Ta sztuka w lidze nie udała im się przecież w trzech poprzednich meczach. Na głębsze przemyślenia przyjedzie jeszcze pora, bo trzeba sobie szczerze powiedzieć, że Lechia nie zawiesiła poprzeczki zbyt wysoko. Być może zrobi to w następnej kolejce Lech Poznań, który już w piątek zagra z Wisłą przy Reymonta. Jeśli w wypowiedziach wiślaków nie przewija się jedynie urzędowy optymizm i naprawdę wierzą, że jeszcze są w stanie zdobyć nawet mistrzostwo Polski, to muszą "Kolejorza" pokonać. Żeby to się jednak stało, trzeba zagrać jeszcze lepiej niż w Gdańsku. Pierwszy krok został jednak zrobiony, a czas pracuje dla Probierza i jego piłkarzy.
BARTOSZ KARCZ, Gdańsk

ZDANIEM TRENERÓW

MICHAŁ PROBIERZ, Wisła Kraków:

- Zanim przyjechaliśmy do Gdańska, obserwowałem przez dwa dni u zawodników bardzo duże zaangażowanie i spore umiejętności. Zresztą w Gdańsku już sam stadion sprawia, że kto tutaj przyjeżdża, jest nastawiony bojowo. Nam sytuację skomplikowała nieco kontuzja Meliksona, bo plan na ten mecz w tym momencie spalił na panewce. Nie wiemy jeszcze, na ile jego uraz jest poważny. To się okaże po szczegółowych badaniach. Będziemy jednak robili wszystko, żeby mógł zagrać w najbliższym meczu z Lechem.Najważniejsze, że zespół pokazał charakter i walczył od pierwszej do ostatniej minuty. Mieliśmy dobre fragmenty, kiedy potrafiliśmy długo utrzymać się przy piłce. Były jednak i takie, które wyobrażałem sobie inaczej. W naszej sytuacji oczywiście najważniejsze było zwycięstwo. Jeśli chodzi o grę dwoma napastnikami, to mówimy o zepole mistrza Polski, który może sobie często pozwalać na zmianę ustawienia. Najważniejsze, że skończyliśmy to spotkanie w jedenastu, więc nie musieliśmy wprowadzać korekt do naszego ustawienia. Wisła jest klubem, który musi wygrywać. Przychodząc tutaj, wiedziałem, że to jest duże ryzyko, ale kto nie ryzykuje, ten nie je kawioru. Ja po raz trzeci przejmuję zespół w trakcie rundy, dzięki czemu mam coraz większe doświadcznie w tym względzie.

PAWEŁ JANAS, Lechia Gdańsk:

- Największe pretensje do mojego zespołu mam o to, że nie potrafimy strzelać bramek. Jeden gol na trzy mecze to za mało. Mam też zastrzeżenia do naszej gry w obronie. Jeśli w defensywie popełnia się takie błędy w meczu z takim rywalem jak Wisła, płaci się za to słoną cenę. Oczywiście drużyna walczyła, wytrzymała to spotkanie fizycznie, ale ciągle brakuje nam zgrania. Wisła była dojrzalszym zespołem. (BK)

OCENIAMY WIŚLAKÓW

SERGEI PAREIKO - 5

Żyje w niepewności, czy klub przedłuży z nim kontrakt. Ta sytuacja wyraźnie mu nie służy. Estończyk od początku tej rundy gra nerwowo. W sobotę też zanotował niepewne interwencje, choć pracy miał niewiele.

MARKO JOVANOVIĆ - 5

Tracił piłkę, popełniał błędy, plusem jest to, że potrafił sam je naprawiać.

KEW JALIENS - 7

Strzelił bardzo ważną pierwszą bramkę. Przede wszystkim wywiązywał się jednak z zadań defensywnych. Wreszcie zaczyna grać na miarę oczekiwań.

GORDAN BUNOZA - 6

Zrehabilitował się za ostatni mecz z Koroną, w którym m.in. po jego błędzie Wisła straciła bramkę na wagę trzech punktów. W Gdańsku dostał kolejną szansę i dał nowemu trenerowi do myślenia. Pokazał, że nie tylko potrafi bronić, ale także umiejętnie wyprowadza piłkę.

JUNIOR DIAZ - 6

Coraz pewniejszy punkt wiślackiej defensywy. Zawodnicy Lechii mieli problem z przejściem pod bramkę Wisły po jego stronie. Wykazywał się walecznością i zadziornością w grze.
MAOR MELIKSON - BEZ NOTY

Zszedł z boiska z urazem. Grał za krótko, aby go ocenić.

IVICA ILIEV - 5

Próbował kreować grę ofensywną, ale od skrzydłowego powinno się wymagać więcej, szczególnie jeżeli chodzi o dostarczanie piłek napastnikom. Brakowało z jego strony dobrych wrzutek do czekających na dobre podania Dudu Bitona i Cwetana Genkowa.

CEZARY WILK - 7

Zabezpieczył Wiśle środek pola. Duża zasługa nie tylko obrońców, ale również jego w tym, że Lechia prawie w ogóle nie miała sytuacji.

GERVASIO NUNEZ - 4

Praca w przeszkadzaniu rywalom mu wychodziła, jednak raził niedokładnością. Liczba jego niecelnych podań była irytująca. Do tego nie wykorzystał dobrej sytuacji, trafiając w poprzeczkę.

ANDRAŻ KIRM - 4

Skrzydłowy tylko z nazwy, bo napastnicy nie mieli z niego żadnego pożytku. Wyglądał na zagubionego w akcji. To kolejny mecz, w którym jego zagrania mogły wywoływać jęki zawodu. Słoweniec prezentuje formę rezerwowego i zapewne nie tak łatwo otrzymywałby miejsce w wyjściowej jedenastce, gdyby mogli grać Rafał Boguski czy Patryk Małecki.

CWETAN GENKOW - 5

Zero strzałów na bramkę. Jak na napastnika to beznadziejna statystyka. Bułgara broni wielka praca, jaką włożył w grę, pomagając kolegom z pomocy i obrony. Walczył o piłkę, podaniami starał się poszukać kolegę z ataku Dudu Bitona.

DUDU BITON - 6

Oddał dwa strzały i oba były celne. Ten pierwszy z rzutu karnego przyniósł bramkę. Izraelski napastnik wykazał się więc skutecznością. Jeśli otrzymałby więcej dobrych podań, to jego osiągnięcia strzeleckie w tym meczu mogły być większe.

DRAGAN PALJIĆ, ŁUKASZ GARGUŁA - grali zbyt krótko, aby ich oceniać.

PIOTR TYMCZAK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski