Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Biedroń: Bardzo się cieszę, że udało nam się zrobić film według „zielonych” wartości

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Piotr Biedroń z nagrodą Melies d'Argent
Piotr Biedroń z nagrodą Melies d'Argent Materiały prasowe
W piątek 24 listopada do kin trafi film "W nich cała nadzieja". To pierwsza polska produkcja science-fiction od niepamiętnych czasów. Twórcą filmu jest krakowski reżyser Piotr Biedroń. Rozmawiamy z nim o tym, jak udało się zrealizować ten niekonwencjonalny obraz za nie więcej niż milion złotych.

Sztuczna inteligencja przewidzi pogodę

od 16 lat

- Kilka dni temu „W nich cała nadzieja” otrzymał prestiżową nagrodę Méliès d'Argent dla najlepszego filmu fabularnego na festiwalu science-fiction w Trieście. To otwiera nowe perspektywy przed pana produkcją?
- Tak. To ważna wyróżnienie, które automatycznie nominuje do nagrody Méliès d'Or dla najlepszego europejskiego filmu fantastycznego.

- Ma pan w swoim dorobku kilka filmów krótkometrażowych. Co sprawiło, że tym razem postanowił pan nakręcić pełnometrażową fabułę?
- To naturalna droga. Chyba każdy, kto robi „shorty”, marzy o dużym filmie. To było też od dawna moim marzeniem.

- W Polsce praktycznie nie kręci się filmów science-fiction. Trudno było zebrać fundusze na tę produkcję?
- Stało się to możliwe dzięki programowi Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, którego celem jest wspieranie debiutów. Otrzymaliśmy dofinansowanie w wysokości 900 tys. złotych, co stanowiło 90 proc. budżetu filmu. Program ten zakłada brak możliwości udziału innych koproducentów czy inwestorów.

- Trudno było się zamknąć w tej kwocie?
- Trzeba było być bardzo kreatywnym. Zrobiliśmy nasz film w zaledwie dziewięć dni zdjęciowych. Całe szczęście miałem doświadczoną producentkę Beatę Pisulę, która zorganizowała mi świetną ekipę filmowców. Wnieśli oni ze sobą nie tylko swój talent, ale też dużo serca. Ważny był również pomysł na ograniczenie obsady do jednej aktorki i robota. Każdy dzień pracy na planie był dokładnie zaplanowany: mieliśmy czas tylko maksymalnie na dwa duble.

- To musiał być duży stres.
- Większy stres był przy postprodukcji. Ponieważ akcja filmu rozgrywa się po apokalipsie, w kadrze nie mogły się pojawiać żadne ślady życia: ptaków, zwierząt czy samolotów na niebie. Tymczasem okazało się, że ciągle coś nam śmigało przed kamerą. Trzeba było więc to potem komputerowo wymazać, co pochłonęło sporą część budżetu.

- Film opowiada o konsekwencjach katastrofy klimatycznej. Dlaczego akurat to zagadnienie uczynił pan głównym tematem swego dzieła?
- Przez to, iż współtworzę Green Film Festival w Krakowie, ekologia jest wpisana w moje DNA. Mam dostęp to raportów Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu i wiem, że globalne ocieplenie postępuje niezmiernie szybko. Zostało nam mniej niż 7 lat, aby ograniczyć skalę katastrofalnych w skutkach zmian klimatu, kiedy to temperatura wzrośnie o 1,5 stopnia Celsiusza. Może się okazać, że zostawimy w spadku przyszłym pokoleniom tykającą bombę, z której nie da się wymontować zapalnika. Konsekwencją tego mogą stać się „wojny klimatyczne”, o których jest mowa w filmie. Miliony ludzi z Afryki i Azji, uciekających przed żarem słońca, zacznie walkę o wodę i pożywienie. To już właściwie się dzieje. W październiku zatonął statek u wybrzeży Lampedusy i utonęło 360 emigrantów, głównie z Erytrei i Somalii. ONZ potwierdziła, że ci ludzie uciekli z powodu suszy w swoim kraju i oficjalnie zastali uznani za „uchodźców klimatycznych”. Kiedy pisałem scenariusz, pojęcie to było jeszcze fikcją, dziś jest faktem.

- Głównym motywem fabularnym filmu uczynił pan konflikt człowieka z robotem. Dlaczego?
- Zawsze frustrowały mnie wszelkie systemy bezpieczeństwa. Choćby te najprostsze: hasła do komput
era i telefonu czy procedura ReCAPTCHA - „Zaznacz trzy obrazki z mostami. Potwierdź że nie jesteś robotem”. Wyobraźnia często podpowiadała mi, że te zabezpieczenia mogą się kiedyś zwrócić przeciwko nam. Taka idea konfliktu człowieka z maszyną pojawiała się też często w literaturze czy w kinie, choćby w powieściach Isaaka Asimova czy w filmach takich, jak „Terminator”.

- Gdzie znalazł pan takie postapokaliptyczne plenery, w których kręcony był film?
- Kiedyś robiłem na hałdzie skalnej w Łaziskach Śląskich film i zakochałem się w tych widokach. Od razu wiedziałem, że to idealne miejsce na nakręcenie „W nich cała nadzieja”. Ta hałda jest bardzo wysoka – ma około stu metrów wysokości bezwzględnej. Dzięki temu mieliśmy szeroką panoramę, unikając widoków zewnętrznego świata. Musieliśmy jednak ściągnąć całą trawę z tej hałdy i dostarczyć na nią kilka ton złomu, z którego zbudowaliśmy scenografię. Oczywiście potem zasialiśmy trawę na nowo.

- No właśnie: „W nich cała nadzieja” to pierwszy polski film eko. Co to oznacza?
- Bardzo mi na tym zależało. W praktyce oznaczało to, że chcąc ograniczyć ślad węglowy filmu, jeździliśmy na plan samochodem elektrycznym, mieszkaliśmy w hotelu i ograniczyliśmy wszystkie wyjazdy do promienia 3 kilometrów. Scenariusz nie były wydrukowany na papierze, tylko mieliśmy go na komórkach i iPadach. Piliśmy wodę z bidonów, a jedzenie było w szklanych naczyniach. Całą scenografię zbudowaliśmy ze złomu – a potem go oddaliśmy. Oczywiście to było duże wyzwanie. Nam się udało, bo mieliśmy małą ekipę filmową. Przy dużej produkcji, pewnie inaczej by to wyglądało. Ale bardzo się cieszę, że udało nam się zrobić film według „zielonych” wartości.

- A jak powstał robot serii R-WAR 45/171?
- Jego korpus został zbudowany w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, a podwozie pożyczył nam Przemysłowy Instytut Automatyki i Pomiarów, który buduje prawdziwe maszyny wojskowe. Pochodziło ono od robota wojskowego, który rozbraja miny. Jako fan „Gwiezdnych wojen”, jestem zakochany w robotach R2-D2 i C-3PO i chciałem mieć podobny na swoim planie, a nie jakiś cyfrowo wygenerowany w 3D. To ułatwiało też grę aktorską Magdzie Wieczorek, bo przynajmniej mówiła do maszyny.

- Jak to wyglądało?
- Magda mówiła do robota, którego kwestie podrzucał jej Michał Lupa. Początkowo miała z tym duże trudności, bo grała do martwej rzeczy, która w nie reagowała na jej kwestie. Robotem kierowali dwaj operatorzy, dzięki którym poruszał się po planie, przekręcał głową czy przewracał oczami. W postprodukcji zaangażowaliśmy kolejnego aktora – Jacka Belera. On użyczył głosu robotowi. To była praca, która trwała kilka miesięcy, bo chcieliśmy pokazać wszystkie emocje robota, jednocześnie ich nie pokazując.

- Po premierze filmu w Gdyni mówiono, że jest pan kontynuatorem dokonań Piotra Szulkina.
- Uwielbiam jego filmy – „Wojna światów”, „O-bi, o-ba. Koniec cywilizacji” czy „Ga-Ga. Chwała bohaterom”. One się w ogóle nie zestarzały i nieustannie inspirują. Co ciekawe, kiedy byłem w Trieście, dowiedziałem się, że Włosi, którzy mają silną tradycję kina science-fiction, bardzo cenią polskie filmy tego gatunku. Na wystawie z okazji 60-lecia festiwalu znalazłem informację, że w 1979 roku Grand Prix zdobył w Trieście „Test pilota Pirxa” Marka Piestraka, który tym samym pokonał „Obcego” Ridleya Scotta.

- Niebawem premiera „W nich cała nadzieja” w kinach. Do kogo chciałby pan, aby trafił ten film?
- Do młodych ludzi. Mój film ma wątek edukacyjny. Zwraca uwagę nie tylko na uchodźców klimatycznych, ale też na zagadnienia robotyki i sztucznej inteligencji. Opowiada również o samotności człowieka na końcu czasów. Niedawno zrobiliśmy w kinie Kijów pokaz w ramach Krakowskiej Akademii Klimatu dla 800 młodych osób – i spotkaliśmy się bardzo pozytywnym przyjęciem. Było dużo ciekawych obserwacji i pytań. „W nich cała nadzieja” to nie jest łatwy film – bo dziś młodzież przyzwyczajona jest do hollywoodzkich superprodukcji w stylu Avengersów. Tam jest szybka akcja i oszałamiające efekty specjalne. Mój film jest inny - to kameralna opowieść. Ale mam nadzieję, że broni się oryginalną historią i pomysłem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Piotr Biedroń: Bardzo się cieszę, że udało nam się zrobić film według „zielonych” wartości - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski