Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pisząc o zbrodni poczułem nagle, że mnie to kręci. Czy tylko mnie?

Rozmawiała Urszula Wolak
Ciemna strona intryguje. Rozbudza wyobraźnię. Dlatego artyści piszą książki, malują obrazy i kręcą filmy, bo nie potrafią odpowiedzieć na pytanie: „Dlaczego człowiek jest zły ?” - mówi Marcin Koszałka, reżyser filmu „Czerwony pająk”, który dziś wchodzi do kin

- Co Cię prześladuje?

- Mam obsesję na punkcie śmierci.

- Coś jeszcze?

- Postępująca na świecie choroba, by za wszelką cenę być kimś lepszym od innych.

- Co sprawiło, że bohaterem swojego fabularnego debiutu uczyniłeś mordercę, który stał się ikoną?

- Obserwacja świata. To nie jest jednak wymysł tylko naszych czasów. Zauważyłem, że mechanizmy, które są w stanie uczynić z mordercy idola mas, funkcjonowały już w czasach PRL-u. Dowodem na to jest postać seryjnego zabójcy Karola Kota, który grasował w Krakowie w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku i już wtedy stał się legendą.

- To Cię zafascynowało?

- Zawładnęła mną myśl, że zło stało się surowcem dla sztuki. Dlaczego? Bo niesie w sobie mroczną tajemnicę.

- A dobro?

- Jest oczywiste. W dobrym człowieku nie ma żadnej tajemnicy.

- A co w nim jest?

- Banalność. Dlatego zło tkwiące w człowieku tak intryguje artystów. Mogą poświęcić temu zagadnieniu książkę, namalować obraz, nakręcić film, tylko dlatego, że nie potrafią odpowiedzieć na nurtujące ich pytanie: „Dlaczego człowiek jest zły?”.

- Zabija dla pieniędzy.

- To oczywiście jedno z prostszych rozwiązań, ale mnie - jako twórcę - proste odpowiedzi w ogóle nie interesują. „Dlaczego pilot prowadzący samolot rozbija go wraz z setką niewinnych pasażerów ?”, „Dlaczego Marcin Wrona popełnia samobójstwo?” - co takiego tkwi w ludziach? Na te i wiele jeszcze innych pytań nie znajdujemy łatwych odpowiedzi.

- Śmierć Marcina Wrony podczas Festiwalu Filmów Fabularnych wstrząsnęła środowiskiem, jego najbliższymi i widzami. Naprawdę pozostajemy wobec podobnych wyborów bezradni?

- Sądzę, że gdyby Marcin Wrona dziś zmartwychwstał, nawet on nie potrafiłby odpowiedzieć na pytanie, dlaczego popełnił samobójstwo.

- Mocne.

- Na tym jednak polega tajemnica jego śmierci, ciemnej strony jego życia, której nigdy nie poznamy.

- W „Czerwonym pająku”, obok tajemnicy, na pierwszy plan wyłania się pragnienie zabijania. Jakimi rządzi się zasadami?

- Można przyrównać to do mechanizmów rządzących seksualnym pragnieniem. Widzimy na ulicę piękną dziewczyną i udajemy się za nią do domu w celu - właśnie - zaspokojenia dręczącego nas pragnienia, którego odczuwanie jest niezwykle silne i przejmuje nad nami kontrolę.

- Czy ta erotyka zabijania jest obecna w Twoim filmie?

- Pojawia się wtedy, gdy uzmysłowimy sobie, że tylko zabijając najbliższą nam osobę, stajemy się naprawdę źli.

- Zabójstwo w „Czerwonym pająku” dostarcza wrażeń porównywalnych z osiąganiem orgazmu.

- Tak, ale po popełnionej zbrodni przychodzi ból, znów trzeba rozładować napięcie, znowu trzeba zabić.

- Czy jako dokumentalista nakręciłbyś film dokumentalny o seryjnym mordercy, który budzi podziw?

- Nie. To byłoby niemoralne.

- W filmie fabularnym granice moralno-etyczne przestają istnieć?

- Tak. Dlatego mogłem to uczynić. Mogłem uczynić z mordercy - idola.

- Ale chciałeś przecież nakręcić film dokumentalny o osadzonym w więzieniu seryjnym mordercy i pedofilu - Mariuszu Trynkiewiczu, który ponoć był bardzo lubiany przez współwięźniów i klawiszów.

- Mówili, że zachowywał się bez zarzutu, był poświęcony sztuce. Odpowiedzialność za bestialskie czyny, które popełnił, zrzucano na tkwiącego w nim, trudnego do uchwycenia w ramy definicji, demona. I chyba tylko dlatego potrójną karę śmierci zamieniono mu na 25 lat więzienia.

-Jaki był Trynkiewicz w Twoich oczach, kiedy miałeś w planach kręcić o nim film?

- Widziałem człowieka skulonego w celi, a wokół niego cały ten świat, który chciał go zamordować - wypełnić należną, ale odroczoną karę. Gdyby więc udało mi się dotrzeć do Trynkiewicza i nakręcić o nim film, przełamałbym wiele granic natury etyczno-moralnej. A film wywołałby potężną falę kontrowersji.

-W kontekście realizacji „Czerwonego pająka” uniknąłeś kontrowersji, ale z drugiej strony uczyniłeś zbrodnię sexy.
- Takie wrażenie odniósł też jeden z zagranicznych krytyków, który widział film podczas festiwalu w Karlowych Warach. Pisząc scenariusz z Łukaszem M. Maciejewskim czułem, że w zachowaniach moich bohaterów jest coś, co i mnie kręci. Ale czy tylko mnie? „Czerwony pająk” nie był nowym dla mnie projektem w kontekście zetknięcia się ze zbrodnią. Wcześniej pracowałem nad „Zabójcą z lubieżności”. Pozostała mi po tym filmie mroczna pamiątka - odcisk ucha należącego do mordercy Zbigniewa Marchwickiego ściągnięty z drzwi. To podarunek od oficera Tomaszka, który prowadził sprawy wszystkich zabójców na Śląsku. Kiedy pokazywałem ten odcisk na imprezie, wszyscy dostawali białej gorączki. Mówili: „Pokaż!”, „Daj dotknąć!”, „Chcemy zobaczyć!”.

-Historia kina pokazuje, że doświadczanie ciemnej strony mocy także przez twórców bywa dla nich samych niebezpieczne. Wymienić można dramatyczne przypadki Stanleya Kubricka, Romana Polańskiego, a ostatnio i Marcina Wrony. Nie boisz się, że igrasz z ogniem? Prowokujesz los?

- Nie będę ukrywał, że pracuję na ciemnym paliwie lęków, tęsknot, samotności, smutku. To coś, co napędza mnie do działania. I nie potrafię się od tego uwolnić.

-Kraków nigdy nie był dla Ciebie pocztówkowy?

- Nigdy. Tak jak dla wielu twórców, którzy tworzyli w Krakowie: między innymi Wyspiańskiego, Mehoffera. W okresie Młodej Polski żyli tym prawdziwym Krakowem zanurzonym we mgle, skąpanym w deszczu. To mrok czyni miasto magicznym.

- Dom rodzinny, jak pokazuje „Czerwony pająk”, nie jest miejscem, gdzie odpowiednio dowartościowuje się jednostkę. W Twoim filmie nie tyle się jednak krzyczy, co milczy. Dlaczego?

-Wiedziałem, że muszę stworzyć świat pełen rodzinnego chłodu zanurzonego w ciszy, by uniknąć dosłowności i kiczu.

- W przeciwieństwie do tego, co pokazałeś w swoim nomen omen głośnym dokumencie „Takiego pięknego syna urodziłam”.

- Pamiętam, że po jego pokazie jeden z widzów podszedł do mnie i powiedział, że zazdrości mi tego krzyku ze strony matki, bo u niego w domu królowała cisza. I dla niego była to największa kara, koszmar. Podobną grozę, napięcie budzi też cisza w „Czerwonym pająku”.

-Upiorne są też odgłosy pukania do drzwi - odrzuconego męża stukającego do sypialni swej żony, która wcale nie zamierza go do niej wpuścić.

- Sam doświadczałem tych momentów w młodości. Postanowiłem przemycić je do filmu tylko dlatego, że moi rodzice już nie żyją. Gdyby wciąż ze mną byli, to byłoby problematyczne. Do dziś dźwięczą mi w uszach odgłosy chodzącego po domu ojca, desperacko i w tajemnicy pukającego do pokoju matki, szepczącego: „Renia, wpuść”.

- Dla Ciebie jako ich syna było to nie do zniesienia?

- Nie sposób było to znieść, zwłaszcza, że nigdy ze sobą na ten temat nie rozmawialiśmy. Żyliśmy obok siebie. Ojciec może wiedział, że ja wiem, ale wiedział również, że nigdy o to nie zapytam.

- Widzowie „Czerwonego pająka” widzą w Karolu skaczącym do basenu Ciebie. To słuszne skojarzenie?

- Nie umiem pływać. Ale coś w tym jest. Łączą nas przecież podobne fascynacje. Może powołując do życia Karola, pragnę doświadczać świata w gumowych rękawiczkach? To jak stosunek z użyciem prezerwatywy. Nie muszę zabijać, nie muszę nikogo krzywdzić, mogę to wszystko przeżyć. Wystarczy, że zrobię film. Chwilę później mogę bezpiecznie pójść do kawiarni i opowiadać wszystkim dookoła, że przecież we mnie jest samo dobro. I nikt nie ma prawa tego podważyć.

-Kilka kart jednak odsłoniłeś. Czujesz się słaby tak jak Karol z „Czerwonego pająka”?

-Borykam się z lękiem przed odrzuceniem, niedowartościowaniem.

-Kompleksy?

- W życiu wciąż pokutuje moja relacja z matką, która wpajała mi, że nigdy nic nie osiągnę i do niczego się nie nadaję, że nie jestem nic wart. Takich właśnie ludzi werbują terroryści. To w nich tkwi skłonność do popełnienia samobójstwa. Zgadzam się - Karol jest bardzo słaby.

- Twoja starsza córka ogląda Twoje filmy?

-Tak.

-Przepracowujecie te trudne tematy, które w nich poruszasz?

- Jeszcze nie.

- Co zrobisz, gdy pewnego dnia zostanie filmowcem?

- Nie będę jej zniechęcał.

- Może kiedyś nakręci film o Tobie?

- O tym marzę. Miałbym tylko jedno życzenie. Chciałabym, by ten film skończył się razem ze mną. Po mojej śmierci. By córka uchwyciła moment mojego odejścia, niekoniecznie w dosłowny sposób.

- Dlaczego?

- Miałbym poczucie, że w pełni zmierzyła się z czymś, czego ja tak bardzo się bałem - ze śmiercią. To byłby mój film, zrobiony jej rękami. Nie chciałbym go nigdy oglądać.

***
Śmierć, życie, morderstwo, zło. To zagadnienia, które zawsze interesowały krakowskiego operatora i reżysera.

Po co Koszałka kręci umieranie? - Przez lęk, strach - wymienia. - Zawsze interesowały mnie takie tematy, o których nikt nie chce rozmawiać, które są zakazane, odpychane. Takim właśnie jest umieranie, śmierć i ciało, które po nas zostaje. W szkole filmowej zrobił reportaż o technikach, którzy przygotowują się do sekcji zwłok. Mieli na twarzach napięcie, które wiele mówiło o tym, co za chwilę wydarzy się na stole sekcyjnym. - Najbardziej wstrząsająca dla mnie nie była sama sekcja, ale fakt, że za drzwiami prosektorium czekała rodzina zmarłego. Zrozumiałem wtedy, jak śmierć zmienia myślenie o życiu - mówił.

Marcin Koszałka jest absolwentem Realizacji Obrazu na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Autorem znanych dokumentów: „Takiego pięknego syna urodziłam”, „Istnienie”, „Deklaracja nieśmiertelności”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski