69 minuta. Wojciech Szczęsny sfaulował Dimitrisa Salpingidisa... Fot. AP Photo/Gero Breloer
INAUGURACJA EURO 2012. To Grecy, a nie biało-czerwoni byli bliżsi wygrania meczu na Stadionie Narodowym
POLSKA - GRECJA 1:1 (1:0)
1:0 Lewandowski 17, 1:1 Salpingidis 51.
Sędziował Carlos Velasco Carballo (Hiszpania). Żółte kartki: Papastathopoulos dwie, Holebas, Karagounis. Czerwone kartki: Papastathopoulos (44, za dwie żółte) - Szczęsny (69, za faul). Widzów 56 070.
Polska: Szczęsny - Piszczek, Wasilewski, Perquis, Boenisch - Murawski, Polanski - Błaszczykowski, Obraniak, Rybus (70 Tytoń) - Lewandowski.
Grecja: Chalkias - Torossidis, Papastathopoulos, A. Papadopoulos (37 K. Papadopoulos), Holebas - Maniatis, Katsouranis, Karagounis - Ninis (46 Salpingidis), Gekas (68 Fortounis), Samaras.
Dziś wiemy, że walka w grupie A będzie się toczyć do samego końca. We wtorek zagramy bez Wojciecha Szczęsnego, który zakończył udział we wczorajszym meczu z czerwoną kartką. Kto wie, może i lepiej, bo zastępujący go w bramce Przemysław Tytoń rozpoczął przygodę z Euro 2012 w o wiele lepszym stylu, od obrony karnego. - Z Rosją musimy wygrać! - rzucił szczęśliwy rezerwowy.
Nieczęsto o wydarzeniu sportowym można powiedzieć "historyczne". Ale wczorajszy mecz na Stadionie Narodowym taki właśnie był. Piłkarze Polski i Grecji zagrali w świetnej atmosferze stworzonej przez 56 tysięcy fanów obu krajów. Obawy, że polscy kibice są zbyt chłodni i mało zorganizowani, by z sercem dopingować drużynę narodową, zostały rozwiane już w chwili, gdy piłkarze jeszcze w garniturach zjawili się na murawie. A odśpiewany przez cały stadion hymn, a potem gorący doping od pierwszej minuty wręcz powalały na kolana. "Jesteśmy z Wami, Polacy, jesteśmy z Wami" - ryknęło tysiące gardeł. I tak już zostało do końca meczu.
Biało-czerwoni rozpoczęli tak, jakby chcieli rozstrzygnąć mecz w pierwszych pięciu minutach. Kostas Chalkias z trudem przeniósł piłkę nad poprzeczkę po strzale Rafała Murawskiego. Grecy bronili się, momentami rozpaczliwie, a nasi atakowali z ogromną determinacją. W 14 min wydawało się, że nic nie uchroni gości od straty gola. Akcja Jakuba Błaszczykowskiego z Łukaszem Piszczkiem zakończyła się podaniem wzdłuż bramki, a Robert Lewandowski miał tylko trafić w piłkę głową. Nie trafił. Minęły trzy minuty, gdy nastąpiło to, na co Polska czekała od pięciu lat, gdy UEFA przyznała naszemu krajowi Euro 2012. Błaszczykowski zagrał do Lewandowskiego, a nasz najlepszy piłkarz tym razem złożył się do strzału idealnie i Chalkias uzmysłowił sobie, że tym razem piłki nie sięgnie. To pierwsza polska bramka w inauguracyjnym meczu naszej drużyny na imprezie rangi mistrzowskiej od mistrzostw świata w Niemczech w 1974 roku!
Stadion oszalał? Mało powiedziane! To była erupcja euforii, tego nie sposób opisać, to trzeba było przeżyć. I zapamiętać na całe życie.
A gdy kibice ochłonęli, co zajęło im nieco czasu, nasi reprezentanci usłyszeli: "Jeszcze jeden!".
O mały włos ich życzeń nie spełnił Damien Perquis. Chwilę później Sokratis Papastathopoulos, zatrzymując rękami potykającego się Murawskiego, dostał żółtą kartkę. Już drugą tego dnia, a więc zarazem czerwoną! I w jednej chwili Grekom rozsypał się cały środek obrony, bo kilka minut wcześniej z boiska zszedł kontuzjowany Avraam Papadopoulos. Rywale nie zdzierżyli, gdy chwilę później upadający w polu karnym Perquis nieznacznie dotknął piłki ręką i wściekli rzucili się do arbitra. Hiszpan Carballo pozostał niewzruszony.
Druga połowa zaczęła się fatalnie. Grecy zaatakowali i wprowadzony za Sotirisa Ninisa rezerwowy Dimitris Salpingidis zdobył wyrównującego gola. Zapracowała na nią cała nasza linia defensywna, poczynając od pomocników, poprzez obrońców, a skończywszy na bramkarzu. W finale Szczęsny zderzył się z Marcinem Wasilewskim, pozostawiając piłkę zupełnie bezpańską tuż przed swoją bramką.
W duchocie wywołanej nie tyle temperaturą powietrza (20 stopni), co 77-procentową wilgotnością w zadaszonej niecce stadionu biało-czerwonym grało się coraz trudniej. W takich warunkach nasi w Polsce jeszcze nie występowali, za to jak u siebie poczuli się goście z Hellady. Dramat nastąpił, gdy Szczęsny, powstrzymując Salpingidisa popełnił drugi wymierny błąd. Arbiter ukarał Polaka czerwoną kartką i podyktował rzut karny. Spadający topór zatrzymał Tytoń, który z ogromnym spokojem przechytrzył Giorgosa Karagounisa. Oglądający to w holu stadionu Szczęsny aż podskoczył z radości i krzyknął, zaciskając pięści.
Gdy za chwilę Salpingidis trafił do siatki, uratował nas arbiter, sygnalizując pozycję spaloną podającego. Co nie zmienia faktu, że Polacy stracili wiarę w siebie, a i siły. Grali niemrawo, człapiąc po boisku. Kibice byli wspaniali, znów odśpiewai hymn, bili brawo po każdym udanym zagraniu. Ale dodawali: "Polacy, tylko zwycięstwo!". Na darmo.
Kadra Smudy nie wygrała, bo jest bezradna w obronie. Stoperzy i Sebastian Boenisch zagrali źle, Szczęsny fatalnie. - Sami sobie jesteśmy winni - skwitował Lewandowski.
Krzysztof Kawa, Warszawa
GRACZ MECZU
Dimitris Salpingidis
Wprawdzie UEFA uznała, że graczem meczu był Robert Lewandowski, ale naszym zdaniem to grecki rezerwowy zasłużył na to
miano. Gracz PAOK-u Saloniki, a wcześniej Panathinaikosu Ateny, Kavali i Larisy był przymierzany do występu w pierwszym składzie, ale ostatecznie trener Fernando Santos postawił na Sotirisa Ninisa. Do błędu przyznał się bardzo szybko, bo już w przerwie, dzięki czemu goście uratowali remis. Wszak 30-letni Salpingidis zdobył wyrównującą bramkę i wywalczył karnego, co jak na 45 minut gry jest całkiem przyzwoitym dorobkiem. (KRZYK)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?