Kupiłem, posmakowałem, zapomniałem. Do czasu. Jechaliśmy samochodem leśną drogą, gdy kierowca nagle przyhamował. O, boczniaki! Znałem mego towarzysza jako wytrawnego grzybiarza, ale jego sokoli wzrok godzien był szacunku.
Wypatrzyć z jadącego samochodu odległą o kilkanaście kroków kępę grzybów to niezłe osiągnięcie. Płaskie kapelusze stalowej barwy rosły jeden nad drugim na krawędzi pniaka. Przypominają kolonię małży; stąd pochodzi trafna nazwa boczniaka ostrygowatego.
Znajomy wyciągnął z bagażnika dwie pary gumowców, duży kosz (rasowy grzybiarz jest przygotowany na każdą okazję!) i pognał w las. Było to najszybsze grzybobranie, w jakim uczestniczyłem. Boczniaki rosły usłużnie tuż obok siebie. W dwa kwadranse zapełniliśmy po brzegi kosz przyjemnie pachnącymi kapeluszami. I o wybornym smaku, o czym przekonałem się dusząc swój przydział w śmietanie. Byłbym zapomniał: to dopiero początek boczniakowego sezonu.
Follow https://twitter.com/dziennipolskiDołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?