MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Początek w deszczu

Redakcja
Gdyby to był ślub, para młoda mogłaby narzekać. Każdy marzy, żeby w tak ważnym dniu wszystko było perfekcyjne. Pogoda też.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

Początek polskiej prezydencji w Unii nie wyszedł meteorologom. Zacinał deszcz, wiało, było lodowato. Trudny start, głupio by było, żebyśmy się gdzieś potknęli. Politycy mówili, że trzymają kciuki za polski sukces. Przyłączam się do nich, chociaż nie wierzę w moc kciuków. Oby wyszło.

Początek był huczny. Postawiliśmy na ludowe festyny, które niegdyś spopularyzowała TVP. Grali, śpiewali, światełka błyskały. Na akademii w Teatrze Wielkim zagraniczni dostojnicy wydusili na początek kilka słów po polsku, co wzbudziło entuzjazm tubylców. Powiedziano wiele okrągłych zdań, ale po przecedzeniu niewiele by na sitku pozostało. Było uroczyście, a później miło, kiedy wznoszono toasty i zakąszano. Tłumnie przybyli różni ludzie i ludziki, ale nie zauważono żadnego rektora ani prezesa PAN. Nie zaproszono ich. Oryginalny pomysł, jak na czasy gospodarki opartej na wiedzy i przedsiębiorczości intelektualnej.

Prezydencje nie są już historycznymi wydarzeniami, ale można powiedzieć słowa, które pójdą w świat. Nie skorzystaliśmy z tej okazji.

Coś u nas szwankuje. Nie tylko z budową autostrad i rozkładem jazdy pociągów, ale z profesjonalnym zapleczem rządów. Od dawna zresztą. Sam pisałem sporo przemówień prezydentom, premierom i ministrom. Nigdy nie dostawałem żadnych precyzyjnych wytycznych celu, który trzeba osiągnąć. Mówiono tylko, w jakiej sprawie czy z jakiej okazji będzie przemówienie. Dalej tekst obrabiali urzędnicy, którzy z trudem mogli napisać podanie o przydział wiatraczka. Nie wysłuchałem żadnego wielkiego przemówienia polskiego polityka. Pamiętam natomiast mowy de Gaulle’a, pani Thatcher, Brandta, Reagana. Tylko, że oni wiedzieli, o co im chodzi, a przemówienia pisali im wybitni zawodowcy. Urzędnicy nosili w obie strony kolejne wersje, nie zaglądając do środka.

Chciałbym usłyszeć w polskich wystąpieniach na inauguracji prezydencji, jak wspaniała jest Europa i jak wspólnie musimy pracować, żeby była jeszcze wspanialsza. Potęgę, dobrobyt i bezpieczeństwo Europy można zbudować tylko na fundamencie silnego poczucia wspólnoty i solidarności. "Solidarni pokonamy wszystkie trudności, osiągniemy wielkie cele. To nie jest teoria. Myśmy to zrobili” – mógłby powiedzieć polski premier. Następnego dnia byłby we wszystkich zagranicznych telewizjach i prasie. Ożywiłby się nawet senny Herman van Rompuy i zapatrzona w siebie baronowa Catherine Ashton. Wyobrażam sobie tytuł w "Timesie” – "Solidarity is the way, says Polish PM”.

Wydaje mi się, że kierunek naszemu myśleniu o zjednoczonej Europie nadał nasz wicepremier, który przy każdej okazji podnosi zalety "wyciskania brukselki”. Nie jest to oryginalny wynalazek, bo na swój sposób każdy chce doić z kasy unijnej maksimum pieniędzy dla siebie. Francuzi na rolnictwo dostają tyle, że ich buraki mogłyby być pozłacane. Brytyjczycy mają specjalny rabat na wpłaty do wspólnej kasy. Co chwila wybuchają wojenki o jakieś dopłaty lub dostęp do rynku. Legendarne są oszustwa przy korzystaniu ze wspólnych środków. Upiorna biurokracja unijna wręcz temu pomaga. Jeśli dobrze wypełni się papiery, można na coś kosztującego 100 zł wydać tysiąc – i też przejdzie.

Polska usiana jest dziwnymi konstrukcjami na drogach. Przy skrzyżowaniu z bocznymi ścieżkami są migające światła, baterie słoneczne i wysepki. Bez sensu, ale za to jakie opłacalne. Poszły na to grube miliony. Zarobili wykonawcy. Urzędnicy też chyba nie zostali skrzywdzeni.

Unia Europejska rozpaczliwie potrzebuje odpowiedzi na pytanie, co dalej. Jest jak drogi samochód, stojący na cegłach. Silnik pracuje, koła się kręcą, paliwa ubywa, ale wehikuł nigdzie nie jedzie. Patologiczna brukselska biurokracja i gierki polityków adresowane do lokalnego elektoratu przedłużają ten stan bezradnej niemocy. Zjednoczona Europa, potencjalne supermocarstwo, drepcze w miejscu.

Polska prezydencja może zaprezentować program wspólnego, solidarnego ruchu naprzód. Koncepcję wyrzekania się cząstki interesu własnego dla budowania wielkiego, trwałego interesu wspólnego. Każdy odniesie własne korzyści na fali ogólnego postępu i rozwoju. Wydaje się todosyć proste, ale nikt nie chce ryzykować powiedzenia: jesteśmy razem, działajmy razem dla wspólnego sukcesu. Wszyscy boją się, że demokracja, której zjednoczona Europa ma służyć, ukarze takich wizjonerów. Przegrają następne wybory, utracą władzę. Tego nie zaryzykują.

Polska może zaproponować inną metodę. Skutecznego hodowania brukselki, żeby ją potem mądrze wyciskać. Mamy do tego szczególne prawa: historyczne, psychologiczne i polityczne. Skorzystajmy z nich. Będzie to chwila wielkości Polski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski