Ryszard Niemiec: PRETEKSTY
Ten nowy rodzaj sprzętu jest mi całkowicie nieznany, albowiem jako kapitan Wojska Polskiego w stanie spoczynku, członek Klubu Oficerów Rezerwy, byłem szkolony w działaniach obronnych przeciwko wszelkim zagrożeniom, łącznie z bronią masowego rażenia, aliści nigdy przeciwko napastnikom uzbrojonym w maczety. Uzbrojony w pistolet będę czuł się o wiele bezpieczniej, gdybym, nie daj Boże, stanął w obliczu zagrożenia pojedynczą maczetą, nie mówiąc już o napaści z zastosowaniem zbiorowej taktyki morderczej ustawki. Ponadto przynależę do dość szerokiej grupy najwyższego zagrożenia, jaką są obywatele zainfekowani odmianą nieuleczalnej choroby psychicznej, zwaną afektem do piłki nożnej. Moja sytuacja jest tym gorsza, że z racji pełnionej, społecznej funkcji, pozostaję na statusie kibica wszystkich klubów krakowskich, co jak wynika z prostego rachunku, zwiększa moje zagrożenie stokrotnie. Bywam na meczach przy ulicy Reymonta, gdzie gorąco kibicuję Wiśle, bywam też na stadionie przy Kałuży, pomiędzy widzami dającymi się pokroić za Cracovię. Niekiedy ubieram klubowe szaliki, stając się w ten sposób obiektem fotografów, dokumentujących personalne dossier na użytek wrogich komand, wykonujących polowania, nagonki i egzekucje na kibicach z drugiej strony Błoń. Z bezpośrednim zagrożeniem zdrowia i życia zetknąłem się w Krakowie bardzo wcześnie, równe trzydzieści lat temu. Po meczu hokejowym natknąłem się na zasadzkę kibiców Wisły, którzy w zaułku przy ulicy Metalowców osaczyli pojedynczego chłopca, uważanego za szalikowca Cracovii. Rzuciłem się mu na pomoc, aliści na przeszkodzie stanęła mi wyciągnięta szpadryna, czyli nóż sprężynowy. Wykorzystując ówczesną, prawie wyczynową sprawność fizyczną, wynikającą z niegdysiejszego mistrzostwa Małopolski w skoku wzwyż, uniknąłem tchórzowsko nierównego starcia, dając susa do samochodu. Dzisiaj, z naturalnych powodów, moja ucieczka ze strefy potencjalnego zagrożenia skazana jest na niepowodzenie. Ten, który wykrwawił się w Borku Fałęckim w wyniku napaści maczetników, miał ledwie 23 lata, był sprawny i szybki, liczył też na zgubienie napastników w pobliskim lasku. A jednak go dopadli i swój morderczy instynkt zaspokoili. Jeśli ludzie Pana Komendanta ich nie dopadną, to już niebawem znowu przyjdą na mecz Cracovii, by zaczynać go od czarnej mszy, wywołującej masowe odruchy antywiślackiej nienawiści, w tym zoologiczne paroksyzmy, podczas wykrzykiwania "tych świętych słów: nigdy nie zejdę na psy". Panu Komendantowi tłumaczyć skutków wieloletniego chorału nie muszę, pozostanę jedynie przy ponowieniu mej prośby o zgodę na noszenie broni.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?